386, Prywatne, Przegląd prasy

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Wzorzec Engelsa Transformacja systemowa wprowadziła wiele zagrożeń dla życia rodzinnego. Jednym z negatywnych następstw jest ryzyko wykluczenia społecznego aż 1/3 polskich dzieci.“Polityka rodzinna na tle sytuacji demograficznej Polski” to przedmiot konferencji zorganizowanej w minionym tygodniu przez Klub Parlamentarny Prawo i Sprawiedliwość oraz Grupę Europejskich Konserwatystów i Reformatorów. Niezwykle istotny w tej debacie wydaje się głos naukowców zajmujących się tą problematyką. Dr Irena Kowalska, pracująca w Instytucie Statystyki i Demografii Szkoły Głównej Handlowej, w swoim referacie przedstawiła szereg ważnych kwestii, wobec których nie można przejść obojętnie. Prelegentka zwróciła uwagę, iż współczesna rodzina przeżywa kryzys i jest poddawana licznym niebezpieczeństwom. Bywa też przedmiotem manipulacji mających na celu pomniejszanie jej godności i szczególnego znaczenia. Jednym z ważnych zagadnień jest problem godzenia obowiązków zawodowych z rodzinnymi (m.in. opieka i wychowanie dzieci). Dr Kowalska przypomniała niechlubny wkład Fryderyka Engelsa, który przedstawił swoją wizję rozwiązania tego dylematu. Według Engelsa, najlepszą formą niszczenia rodziny jest spełnienie trzech warunków. Po pierwsze, trzeba wyciągnąć kobiety z domów i skierować je do fabryk. Po drugie, wyeliminować różnice płci i po trzecie, scedować opiekę nad dziećmi z rodziny na instytucje, tj. żłobki i przedszkola. Mimo iż komunizm nie odniósł sukcesu, idee Engelsa, jak podkreśliła dr Kowalska, przetrwały i utrwaliły się w państwach rozwiniętych, a w polskim społeczeństwie coraz częściej zyskują na wartości. Prelegentka podkreśliła, iż osłabienie rodziny w konsekwencji wpływa na słabość całego społeczeństwa. Dzisiaj, w jej przekonaniu, kwestionuje się nie tylko tradycyjne wzory życia rodzinnego, na które wywierany jest nacisk wynikający z przemian społecznych i nowych warunków pracy, ale niszczy się również rodzinę jako wspólnotę osób, której fundamentem jest małżeństwo kobiety i mężczyzny. Warto zauważyć, jakie konsekwencje ma jedna z idei Engelsa, mająca na celu odseparowanie matki od dziecka. Dr Kowalska przytoczyła opinię psychologów, którzy zauważyli, iż regularnie powtarzająca się nieobecność matki może wpływać na osłabienie więzi w relacji matka-dziecko oraz na niekorzystny rozwój dziecka. Dodatkowo w opinii socjologów pełnienie kilku ról społecznych, tj. bycie matką, żoną i pracownikiem jednocześnie, wpływa niekorzystnie na relacje małżeńskie. Konsekwencją wchodzenia we wszystkie te role jest brak zdolności do adekwatnego wypełniania funkcji związanych z życiem rodzinnym i brak czasu wolnego przeznaczonego dla siebie. Jakie warunki stworzono w tym zakresie w Polsce? Dr Kowalska zauważyła, iż ze względu na istotne znaczenie, jakie mają więzi między rodzicem a dzieckiem w okresie jego rozwoju, to matka powinna decydować, czy zajmie się opieką nad dzieckiem, czy też wróci do aktywności zawodowej. Jednakże w naszych warunkach, w ramach rozwiązań ustawodawczych żłobek staje się smutną koniecznością ekonomiczną. Tymczasem Czesi, jak zaznaczyła dr Kowalska, wprowadzili 4-letni okres wsparcia finansowego dla rodziców wychowujących dzieci. Dzięki temu w Republice Czeskiej ze żłobków korzysta tylko 0,5 proc. dzieci.
Rodzina ważniejsza od kariery Dr Barbara Fedyszak-Radziejowska w swoim wystąpieniu zwróciła uwagę na silny wpływ oddziaływań lewicowo-liberalnych na rodzinę. Jednakże mimo iż nie brakuje negatywnych zjawisk, takich jak  spadek liczby zawieranych małżeństw, spadek dzietności, liczebny wzrost rozwodów – to warto pamiętać, że przywiązanie do rodziny w polskim społeczeństwie nie słabnie. Według deklaracji Polaków, rodzina jest dla nich wartością najważniejszą. Według dr Fedyszak-Radziejowskiej niewątpliwie na ten stan wpływa przekaz kulturowy i socjalizacja wartości, polskich tradycji i patriotyzmu. Polacy, w świetle badań, wybierają w większym stopniu wartości wspólnotowe niż rywalizacyjne. Rodzina, przyjaciele są dla nas ważniejsi niż sukces i kariera, a role macierzyńskie rodzicielskie górują nad zawodowymi. Aby państwo mogło skutecznie realizować politykę rodzinną trzeba zapytać o model, jaki w tym zakresie zostanie zastosowany. Czy wspierać się będzie jednostki w karierze i życiu zawodowym, czy rodziny w pogodzeniu zróżnicowanych ról?
Szkodliwe wpływy transformacji Warto również zauważyć, jak wyglądała polityka rodzinna w ramach funkcjonowania III RP. Profesor Józefina Hrynkiewicz zwróciła uwagę, iż polityka rodzinna nie może się jedynie ograniczać do pomocy socjalnej i walki z patologiami w życiu rodzinnym. Chodzi tu przede wszystkim o działania mające na celu zachowanie autonomii i samodzielności ekonomicznej w ramach funkcjonowania rodziny. W okresie transformacji nie zabrakło jednak zjawisk negatywnych. Prof. Hrynkiewicz krytycznie oceniła likwidację usług opieki medycznej w szkołach na początku lat 90. Równie krytycznie postrzega politykę mieszkaniową, gdzie w ramach funkcjonującego modelu liberalnego regulować ma ją wolny rynek. Konsekwencją tych regulacji jest brak dostępu do własnego mieszkania wielu młodych ludzi. Kolejnym negatywnym zjawiskiem jest masowa emigracja zarobkowa młodych Polaków, która będzie stanowiła wielkie obciążenia w przyszłości. Warto zastanowić się nad modelem polityki społecznej, której problemy zamiast państwa ma rozwiązać wolny rynek.
Ryzyko wykluczenia społecznego Kolejną sprawa to prezentacja danych dotyczących kondycji ekonomicznej polskich rodziny. Z danych zaprezentowanych przez prof. Ewę Leś wynika, że w 2008 r. dochody 4 mln Polaków sytuowały się poniżej linii ubóstwa uprawniającej do korzystania z pomocy społecznej. Polska jest państwem członkowskim Unii Europejskiej w najwyższym stopniu zagrożonym ubóstwem dzieci i młodzieży (22 proc.). W przekonaniu prof. Leś mamy w Polsce do czynienia z brakiem respektowania praw społecznych dzieci do egzystencji na niezbędnym poziomie. Powoduje to ogromną konieczność stworzenia polityki rodzinnej, która będzie wspierała rodziny o niskim statusie ekonomicznym i kulturowym. 1/3 dzieci w Polsce jest zagrożonych wykluczeniem społecznym! Jacek Sądej

Nie wolno ulegać mitowi, że NATO nas obroni! Generał Roman Polko i Jarosław Rybak odpowiadają na pytania Portalu ARCANA. Stowarzyszenie Studenci dla Rzeczpospolitej, założone przez Pawła Kurtykę, zorganizowało 3 marca w Warszawie konferencję o stanie polskiej armii, z udziałem gen. Romana Polsko, Jarosława Rybaka i profesora Przemysława Żurawskiego vel Grajewskiego. Korzystając z uprzejmości Zarządu Stowarzyszenia poprosiliśmy o przekazanie panelistom pytań także od Portalu ARCANA. Publikujemy odpowiedzi gen. Polki i J. Rybaka, a w najbliższych dniach umieścimy także artykuł prof. Żurawskiego vel Grajewskiego na temat polskiej armii. Dla zainteresowanych przebiegiem konferencji Stowarzyszenia Studenci dla RP polecamy link do ich strony internetowej:  lub do relacji z konferencji: 

Pytania Portalu ARCANA:

Mamy już w Polsce (przynajmniej na papierze) armię zawodową, specjalistów od obsługi nowoczesnego sprzętu bojowego. Specjaliści szacują, że 100 tys. wojsko jest w stanie obronić zaledwie 3-5% powierzchni Polski. W innych państwach organizuje się więc drugi komponent – defensywny, w postaci obrony terytorialnej. Co należałoby zrobić z polską obronnością? A może w XXI wieku nie należy się już martwić o konflikty zbrojne w Europie? W świetle ostatniego raportu na temat kondycji SZ RP wynika, że 90% polskich jednostek pancernych jest bezużyteczna na polu walki. Czy w takim razie projekt polskiego czołgu lekkiego „Anders” ma szanse wpłynąć na poprawę tej sytuacji? W jaki sposób zmiany kadrowe w jednostce specjalnej GROM oraz niedawne medialne spekulacje wokół tego oddziału, wpływają na jej funkcjonowanie a także na wizerunek Polski jako sojusznika, czy też przeciwnika na arenie międzynarodowej?

Gen. Roman Polko (ur. w 1962 r.), generał dywizji Wojska Polskiego. Jest absolwentem Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Zmechanizowanych we Wrocławiu, Akademii Obrony Narodowej w Warszawie. Znany głównie z dowodzenia Wojskową Formacją Specjalną GROM (lata 2000-2004), której poświęcił rozprawę doktorską. Odbywał służbę wojskową m.in. na terenie byłej Jugosławii, w Afganistanie, Iraku. Wydano dwie książki-wywiady z generałem Polko: „Gromowładny” oraz „Armia. Instrukcja obsługi”. Ciekawy jestem, na jakich podstawach owi specjaliści opierają swoje obliczenia. Jak określili potencjał bojowy przeciwnika, jakie przyjęli wskaźniki wartości bojowej uzbrojenia. Istotne jest również co/kto było/był punktem odniesienia oraz jak mobilna i wyposażona w tych obliczeniach jest nasza armia i armia potencjalnego przeciwnika. Trzeba także wziąć pod uwagę, jak zamieniono te zdolności na wartości liczbowe. W XXI wieku, bardziej niż kiedykolwiek w historii, nie dąży się do „zadeptania” przeciwnika masami mięsa armatniego, ale pokonania go technologią, przewagą informacyjną, elastycznością i zdolnością do dokonywania błyskawicznych manewrów. Nie oznacza to, że spada wartość komponentu budowanych, na wzór gwardii narodowej, sił rezerwy. Nie mogą one być jednak jednostkami drugiej kategorii, jak formowane Narodowe Siły Rezerwowe, ale nowoczesnymi formacjami. Brytyjskie siły specjalne: 21 SAS i 23 SAS to formacje Armii Terytorialnej. Na wypadek potencjalnego konfliktu zbrojnego trudno wyobrazić sobie lepszy zalążek do budowania lokalnej partyzantki i zniechęcenia przeciwnika do okupowania obszaru ich działania. Trudno odnosić się do projektu jednego czołgu, a jeszcze trudniej wierzyć, że wpłynie on znacząco na poprawę kondycji polskiej armii. Polski przemysł obronny jest w stanie głębokiej zapaści. Przestarzałe linie technologiczne powodują, że koszty produkcji uzbrojenia i amunicji są znacząco większe niż potencjalnych konkurentów. Armia, czy inne służby mundurowe przepłacają i kupują buble, aby ratować upadające zakłady. Niestety, po każdym takim interwencyjnym zakupie, w poczuciu samozadowolenia, nie podejmuje się żadnych działań w kierunku modernizacji. Na pewno niekorzystnie, ale nie przeceniałbym znaczenia medialnego szumu wokół jednostki GROM. Szczególnie w sytuacji, gdy nie wpływa to na poziom realizowanych poza granicami kraju misji. Nasze siły specjalne zdobywają doświadczenie i odnoszą znaczące sukcesy w Afganistanie.GROM w strukturach dowództwa wojsk specjalnych, wraz z pułkiem specjalnym komandosów – Formozą – oraz tworzonymi siłami polskich rangersów i szwadronem śmigłowców postrzegany jest jako atrakcyjny partner dla elitarnych sił NATO.

Jarosław Rybak (ur. w 1970 r.). W latach 1997-2007 dziennikarz, zajmujący się problematyką bezpieczeństwa, szczególnie wojsk specjalnych. Pierwszy dziennikarz wyróżniony Honorową Odznaką Jednostki GROM. Był rzecznikiem prasowym Ministerstwa Obrony Narodowej, później dyrektorem Departamentu Komunikacji Społecznej Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Jest autorem czterech i współautorem dwóch książek o wojskach specjalnych. Jestem ostrożny w prowadzeniu takich szacunków. Trzymając się bowiem powyższych proporcji, musielibyśmy przyjąć, że do obrony Polski potrzeba nam ponad 2 mln żołnierzy. Żyjemy w spokojnej części świata, ale bezpieczeństwo nie jest dane raz na zawsze. Proszę zapytać mieszkańców dawnej Jugosławii, czy przed ćwierćwieczem przypuszczali, że w ich kraju wybuchnie niewyobrażalnie brutalna i krwawa wojna? Stara zasada mówi, że silnych się nie atakuje. Dlatego musimy mieć sprawne i nowoczesne Siły Zbrojne. Gwarantem bezpieczeństwa jest też Sojusz Północnoatlantycki, jednak nie wolno ulegać mitowi, że „NATO nas obroni”. Sojusz nie posiada ani jednego czołgu, ani jednego śmigłowca. Potencjał NATO to składowe armii jego państw członkowskich. Jeśli Wojsko Polskie będzie nowoczesne i silne, to o tyle mocniejszy będzie cały Sojusz.Trzeba też pamiętać, że najlepiej liczyć na siebie. W art. 5 Traktatu Północnoatlantyckiego zapisano, że atak na któregoś z członków to atak na cały Pakt. Jeśli się jednak wczytamy w ten artykuł, to już nie będzie tak wesoło. NATO udzieli bowiem napadniętemu takiej pomocy „jaką uzna za konieczną, łącznie z użyciem siły zbrojnej”. Może więc wysłać dywizję wojska, ale może też ograniczyć się tylko do noty dyplomatycznej… I ostatnia kwestia tego wielowątkowego pytania. Jest oczywistym, że na wypadek nie tylko wojny, ale także i katastrof, potrzebujemy sprawnej obrony terytorialnej. Niestety. Obecny minister obrony narodowej stracił kilkanaście miesięcy, tradycyjnie już skupiając się na piarze, a nie na budowie potencjału. Bogdan Klich opowiadał, że tworzy Narodowe Siły Rezerwowe, które będą odpowiednikiem amerykańskiej Gwardii Narodowej. Takie bałamuctwa powtarzali też niektórzy „eksperci”. Wystarczyło trochę czasu, żeby ten sam minister potwierdził, że NSR nie będzie żadną gwardią – nie ma bowiem ani jednej jednostki NSR. Cały pomysł sprowadza się do tego, aby NSR-owcami uzupełnić wakaty w jednostkach wojskowych. Kiedy taki oddział będzie wyjeżdżał na misję czy do pomocy przy powodzi, to z cywila powoła się tam np. brakujących kierowców czy innych specjalistów.
Na stronie internetowej MON do dziś (piszę to w połowie marca) jest informacja: „do końca roku 2010 planuje się, że w NSR będzie 10 tys. ludzi”. Mamy marzec 2011 r. i zaledwie 30 proc. z tej liczby. Trudno nawet dziwić się dlaczego MON nie radzi sobie z NSR, skoro zajmujący się tym ludzie nawet nie panują nad uaktualnianiem informacji na stronie internetowej resortu. Słowem – minister Klich miał stworzyć sprawny system antykryzysowy, a nieudolnie łata dziury po za szybkim uzawodowieniu wojska. Nie zajmuję się wojskami pancernymi, więc trudno mi odnieść się do tego wskaźnika 90 proc. Nie znam też szczegółów dotyczących „Andersa”. Wiem natomiast, że od koncepcji do wdrożenia zwykle upływają lata. Przy tej okazji warto przypomnieć plany sprzed zaledwie dekady. Gdy Wojsko Polskie przyjmowało wtedy 128 niemieckich czołgów Leopard 2A4, transakcji miało towarzyszyć podpisanie dwóch umów. Resorty obrony porozumiały się w sprawie przekazania sprzętu. Natomiast ministerstwa gospodarek Polski i Niemiec miały podpisać umowę dotyczącą modernizacji naszych czołgów T-72 do standardów NATO. Pierwsza umowa weszła w życie i – mimo, że Leopardy są starsze od naszych PT-91 „Twardy” – pancerniacy zdecydowanie bardziej je chwalą. Zapomniano natomiast o umowie gospodarczej. W okresie „dogrywania” szczegółów przekazania Leopardów, we wrześniu 2001 r., na seminarium podczas Międzynarodowego Salonu Przemysłu Obronnego w Kielcach, Bronisław Komorowski, ówczesny szef MON, mówił – zarówno w czasie wystąpienia, jak i później w wywiadzie z niżej podpisanym – „że na współczesnym polu walki PT-91 zginie po 5 minutach od wejścia do boju. A żaden odpowiedzialny szef MON nie może powiedzieć swoim żołnierzom, że oczekuje od nich samobójstwa. Dlatego jesteśmy zainteresowani Leopardami. Chcielibyśmy, aby oznaczało to też szansę dla polskiego przemysłu zbrojeniowego. (…) Decyzje muszą jednak zapaść w Ministerstwie Gospodarki. Jedyne więc co mogę robić, to stale przypominać o tej sprawie”. Może więc warto, aby prezydent Komorowski przypomniał o umowie? Powinno to być prostsze niż jeszcze przed kilku laty. Bronisław Komorowski sam twierdzi, że z niemieckim prezydentem oraz kanclerz ma doskonałe kontakty. W ciągu ponad 20 lat istnienia GROM-u, odchodzili z niego zarówno dowódcy, jak i żołnierze. Były przypadki, że naraz kilka razy więcej od trzynastki, którą ostatnio nagłośniły media. Dlatego nie w tym widzę największy problem. Zbyt długo ciągnie się postępowanie prokuratorskie dotyczące kilkunastu logistyków z GROM-u. Poprzedni dowódca jednostki zawiadomił organa ścigania z powodu nieprawidłowości, jakich mieli się oni dopuścić. Jeśli ci żołnierze dokonywali przestępstw, należy ich przykładnie ukarać. Tak, żeby na GROM-ie nie było jakichś ciemnych plam. Dbając o dobre imię najbardziej znanej naszej jednostki wojskowej należy to zrobić szybko. Zdecydowanie poważniejsze jest jednak to, że minister obrony Bogdan Klich, chcąc polepszyć swoją marną pozycję w gabinecie Donalda Tuska, przez palce patrzył na kolejne przykłady zacieśniania więzi towarzyskich między niektórymi komandosami a ministrami – bliskimi współpracownikami premiera. Przymykał oko na kolejne nieprawidłowe zachowania: przebicie opon w samochodzie żony jednego z oficerów, zaparkowanym wewnątrz jednostki, smsy i emaile z pogróżkami wysyłane przez obecnych żołnierzy m.in. do oficera oraz jednego z byłych dowódców GROM-u, skończywszy na braku reakcji, gdy w GROM-ie zbierano podpisy pod de facto opinią dotyczącą jakości pracy byłego dowódcy. Groźny był też „sterowany przeciek” do jednej z telewizji na temat – zakończonej śmiercią dwóch miejscowych policjantów – operacji odbicia zakładników w Afganistanie. Akcję przeprowadzili komandosi z pułku specjalnego z Lublińca. Główna teza programu telewizyjnego głosiła, że powinni ją przeprowadzić lepiej wyszkoleni żołnierze GROM-u. Zarówno oficjalnie, jak i nieoficjalnie przedstawiciele Dowództwa Wojsk Specjalnych oraz obu jednostek przekonują, że materiał był – delikatnie pisząc – nie do końca rzetelny, a informacje nieścisłe. W środowisku mówi się, że wymierzony został w dowódcę WS gen. Piotra Patalonga, a żołnierze z Lublińca stali się narzędziem ataku. Dlaczego ten pierwszy przykład „napuszczania” dziennikarzy przez jednych komandosów na drugich był tak niebezpieczny? Ponieważ za nim mogą pójść następne „przecieki”. To zaś poważnie nadwyręży dotychczas bezdyskusyjną opinię o profesjonalizmie polskich komandosów. Elitarne oddziały specjalne nie będą zainteresowane współpracą z Polakami, którzy w ramach wewnętrznych wojenek mogą ujawniać szczegóły z tajnych operacji. Natomiast z punktu widzenia naszych przeciwników to idealna sytuacja do wykorzystania w wojnie psychologicznej. Rozmawiał Paweł Kurtyka Współpraca: Marek Hańderek, Michał Szot

Istota działań sowieckiej Rosji – Kodeks Karny z 1926r a Katyń Wydaje się niewiarygodne, żeby większość przestępstw, za które skazywani byli ludzie w czasie po rewolucji proletariackiej dotyczyło tylko jednego artykułu Kodeksu Karnego. A jednak. Posługując się nim można było skazać wszystkich i za wszystko. Chodzi o art. 58, składający się z 14 paragrafów. Jak to się działo, czego dotyczył ten artykuł, skoro na jego podstawie skazywano aż tylu ludzi, i jak to się działo, że to na jego podstawie można było udowodnić dużo więcej, niż sam głosił? Przeanalizuję teraz treść poszczególnych artykułów wykazując nadużycia, do których na ich podstawie dochodziło. Niekiedy wydawać by się mogły zabawne, gdyby nie fakt, że faktycznie ludzi za to wywożono na roboty i umierali za to. Artykuł nie uściślał, nie konkretyzował przestępstw, dlatego był dobrym polem do szerokiej interpretacji (lub nadinterpretacji)  poszczególych paragrafów. Na początku trzeba zaznaczyć, że nie stanowił on w Kodeksie odrębnego rozdziału, zawierał się w dziale “przestępstw państwowej wagi”. Nie wspomina się, ze może dotyczyć przestępstw politycznych, wszystko uznawane jest jako przestępstwa kryminalne.

Paragraf 1 mówi, że za czyn kontrrewolucyjny uznane jest każde działanie mające na celu wystawienie na szwank władzy. Jak należy rozumieć tak brzmiący paragraf? Otóż w praktyce wyglądało to tak, że więzień, który z wyczerpania odmówił pójścia do pracy – naraża władzę na szwank. Konsekwencją było jego rozstrzelanie. Idźmy dalej. Naruszeniem tego paragrafu jest również niewola. Otóż tacy żołnierze, którzy wróciliby z niewoli winni zostać rozstrzelani. Ciekawe. Dobrze sytuacje obrazuje pewna historia. Otóż Polak urodził się we Lwowie, gdy był on jeszcze częścią Austro-Węgiej. Mieszkał tam, czyli de facto w Polsce, w czasie II Wojny Światowej wyjechał do Austrii, wcielony został do wojska. Tam aresztowali go sowieci. Dostał 10 lat za zdradę swojej ojczyzny, uwaga, UKRAINY. Nie możliwe? A jednak. Żeby tego było mało, w rozpatrywaniu przestępst ważny stał się także “zamiar”. Śledczy rozpatrywał, nawet gdy nie popełniono przestępstwa, czy może podejrzany miał ZAMIAR je popełnić. Taki zamiar traktowano już jako przygotowanie do przestępstwa, stosowano najwyższy wymiar kary.

Paragraf 2 mówi o powstaniu zbrojnym, zagarnięciu władzy w stolicy i na prowincji, zwłaszcza w celu oderwania gwałtem jakiejkolwiek części terytorium Związku Republik. Rozumie się przez to oczywiście każdą próbę oderwania się republik od Związku Sowieckiego.

Paragraf 3 brzmi: Pomoc, okazywana w jakiejkolwiek bądź formie obcemu mocarstwu znajdującego się w stanie wojny z ZSRR. Otwierało to możliwości skazania każdego, kto w jakikolwiek sposób miał do czynienia z przedstawicielami innych narodowości bądź kiedykolwiek był na terenie obcych mocarstw.

Paragraf 4 mówił o pomocy okazywanej międzynarodowej burżuazji. No cóż. O co może chodzić? Otóż, wszyscy, którzy opuścili Związek Radziecki przed 1920 rokiem, gdy po latach zostali złapani przez Armię Radziecką w Europie, mogli zostać skazani. Bo co niby za granicą robili, jeśli nie wspomagali burżuazję?

Paragraf 5: skłanianie obcego mocarstwa do wydania wojny ZSRR.

Paragraf 6: szpiegostwo. Jak łatwo zgadnąć, interpretowane niesamowicie szeroko. Można było dostać także wyrok np. za Podejrzenie o szpiegostwo, za Niedowiedzione szpiegostwo a nawet za stosunki wywołujące podejrzenie o szpiegostwo. Do wyboru do koloru.

Paragraf 7: działanie na szkodę przemysłu, transportu, handlu, obiegu pieniężnego i spółdzielczości.

Paragraf 8: terror. Problem dotyczył oczywiście dopuszczenia się użycia siły wobec aktywisty. Gdy bowiem zdarzyło się uderzyć zwykłego człowieka, przestępstwo uznawano za pospolite. Tutaj też brano pod uwagę sławetny “zamiar”.

Paragraf 9: zniszczenie albo uszkodzenie drogą wysadzenia w powietrze albo podpalenia, czyli dywersja. Jeśli ktoś się pomylił, coś się stało w pracy – działał na szkodę, dopuszczał się dywersji.

Paragraf 10: propagadna albo agitacja zachęcająca do obalenia, podkopania albo osłabienia władzy sowieckiej a również rozpowszechnianie albo przygotowanie bądź przechowywanie publikacji tejże treści. Trzeba było uważać na prywatne rozmowy, poglądy, pisanie pamiętnika, notatek.

Paragraf 11: nie miał oddzielnego brzmienia, dostarczał tylko inny charakter poprzednich przestępstw, mianowicie charakter grupowy, bądź gdy ta grupa tworzyła organizację. Oczywiście dwoje osób już taką organizację mogło stworzyć.

Paragraf 12 dotyczył niedoniesienia o każdym z poprzednich czynów. Bo to tak, jakby człowiek sam taką zbrodnię popełnił.

Paragraf 14 karał za świadome uchylenie się od wykonania określonych obowiązków albo umyślnie niedbałe ich wykonanie. Mieści się tutaj sabotaż. Kto odróżniał, czy czyn był umyślny czy nie? Oczywiście funkcjonariusz. Należy nadmienić, że zgodnie z Kodeksem Karnym z roku 1926 mord katyński uznano w Rosji za przedawniony, gdyż potraktowano go jako przestępstwo pospolite. Prawdopodobnie także na podstawie tego Kodeksu wydano rozkaz rozstrzelania polskich żołnierzy w Katyniu. Choć czy tak było, dość trudno się tak naprawdę dowiedzieć. Wiemy tylko, że podjęło ją 5 marca 1940 r. Biuro Polityczne KC WKP(b) na podstawie pisma, które ludowy komisarz spraw wewnętrznych Ławrientij Beria skierował do Stalina. Szef NKWD, oceniając w nim, że wszyscy wymienieni Polacy “są zatwardziałymi, nierokującymi poprawy wrogami władzy sowieckiej”, wnioskował o rozpatrzenie ich spraw w trybie specjalnym, “z zastosowaniem wobec nich najwyższego wymiaru kary – rozstrzelanie”. * Natomiast na jakiej podstawie prawnej..

...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • achim.pev.pl