382, Prywatne, Przegląd prasy

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Dwie porcje indyka i esbecka wódka czyli Cena Jakkolwiek nie umiem darować, że najlepsze lata życia przeżyć musiałem w siermiężnej pod każdym względem Polsce  „patrioty” Gierka i „bohaterskiego” Jaruzelskiego być może faktycznie jestem szczęściarzem. Szczęściem moim jest zapewne to, że urodziłem się za późno by dorosnąć do tych dylematów, które stanowią alibi większości przyłapanych na jakichś niejasnych a czasem bardzo jasnych konszachtach z panami oficerami. Nie, nie mam na myśli niczego w rodzaju przedwojennych, tandetnych romansów a panowie oficerowie to nie brylujący na salonach ułani czy szwoleżerowie. Choć czasem można sądzić, że za takich byli brani. Szczególnie gdy stawiali więc i płacili za „dwie porcje indyka, dwie wódki i dwie herbaty”. Albo za kawę i śledzia (ciekawe zaiste połączenie smakowe…). Ale nie o tym mam zamiar pisać choć to i tak jeszcze mi w tekście wylezie. Bo musi. Jako ewidentny symbol tolerowanych gdzie niegdzie obyczajów. Inaczej się nie da po prostu. Tak naprawdę głównym bohaterem tekstu będzie znamienne ale już dziś wyświechtane nieco zdanie „gdyby nie, to nie mógłbym (czy tam „nie mógłby” albo „nie mogliby”) mające być argumentem ostatecznym, mający te śledzie i indyki uzasadnić a właściwie unieważnić. Chyba dopiero po nim, choć nieodłącznie, pojawia się sugestia „prowadzenia gry”. Słowem w historii naszej… chciałem napisać „agentury” ale czy mogę? Nie nazwę więc tego tak. Powiedzmy więc, że w historii naszych zmagań z esbecką opresją główną rolę odgrywało takie polaczenie imperatywów ze sprytem. Przykre jest to, że na większą skalę owo zdanie i ów wspomniany wyżej konglomerat uzasadnień  zaczęły się pojawiać wraz z niezbyt w pewnych kręgach szanowaną pracą badawczą ks. Isakowicza-Zaleskiego. Kiedy ten i ów spośród tych, którym coś tam wytknięto zaczynał od tego, że „gdybym nie, to nie mógłbym pojechać na studia do Rzymu” a zaraz potem opowiadał jak sprytnie rozgrywał. Po czasie wychodziło że mało sprytnie i że jeśli ktoś rozgrywał to akurat nie on. Problem wrócił wraz z próbą sprawiedliwej oceny istotnego wycinka dziejów „Tygodnika Powszechnego”. I znów pojawiło się to przekonanie jako fundament obrony przed zarzutem niewłaściwego postępowania albo i rzeczy wykraczających daleko poza słowo „niewłaściwe”. Tym razem argumentem, mającym przeciąć ewentualne oceny, szczególnie nieprzychylne, jest stwierdzenie „musieliśmy, bo bez tego nie moglibyśmy wydawać tygodnika”. I tyle. I rzecz oczywista. Gdyby nie ten śledź, indyk, gdyby nie TW Seneka, nie byłoby „tygodnika”. No to by nie było! Wiem, że napisałem herezję. Pewnie gdzieś dwa poziomy ponad to, za co spalono choćby Jana Husa. No bo jakże tak „nie byłoby”?! Toż to i Polski by nie było chyba! Chyba… Ale nie na pewno. Rzecz niesprawdzalna i każdego, kto mi z tym „nie byłoby Polski” wyjedzie uznam za idiotę. W całym tym „ego me absolvo” nie podoba mi się kilka kontekstów. Pierwszym jest pycha przesłaniająca tym, którzy te sformalizowane czy też niesformalizowane kontakty z diabłem uprawiali, fakt takiego usytuowania, które tego rodzaju kontakty w zasadzie powinno wykluczać. Wiem, ze wykluczyć ich nie mogli. Tedy powinny się one ograniczyć do takich całkowicie sformalizowanych. Nie mówię, że zaraz mieliby to być jacyś goście podjeżdżający z rana i wyciągający przemocą na przesłuchanie. Ale jednak wypadałoby urzędowo. ładniej tak by było… I tu z pierwszym łączy się kontekst drugi. Bo urzędowo nie byłoby tych herbat, śledzi i indyków. Ten kontekst, w którym były, podoba mi się jeszcze mniej. Bo ja rozumiem ze „nie byłoby tygodnika i Polski” bez rozmów ale jakoś nie chce mi się Wierzyc, że nie byłoby „tygodnika i Polski” bez wódki i porcji śledzia czy tam kapłona. I w tym kontekście na ostre argumenty, że człowiek nie dał się złamać gestapo ani stalinowskim siepaczom więc nie dałby się i wtedy, gdy cena równa była rachunkowi za te dwie wódki, dwa indyki i dwie herbaty, mam jeden. Właśnie dał się złamać! Dał się złamać w sposób, w którym nie trzeba było być odpornym na ból kecz mądrym. I widzieć, ze ten indyk i ta wódka to takie samo narzędzie jak bykowiec. Tyle, ze przyjemniejsze w użyciu. Pan Wilkanowicz twierdzi, ze „aż tak głupi nie był”* ale myli się. Był. Z mieszaniną rozbawianie i złości czytam zawsze wynurzenia tych „spryciarzy” i „graczy”, którzy z taką pewnością tłumaczą nam swoje „gry” oraz to, że „nic wartościowego” od nich diabeł nie uzyskał ani, że „nikomu nie zaszkodzili”. Niestety i to świadczy przeciwko nim. Przeciwko ich uczciwości albo ich inteligencji. Tak się bowiem składa, że to akurat diabeł decydował w jakim celu stawiał te wódki i indyki i on też wiedział czy swój cel osiągnął. Jeśli więc uznał, że pan Wilkanowicz jest dla niego źródłem godnym oznaczenia TW, znaczy, że miał w kwestii „niczego wartościowego” nieco albo i diametralnie inne zdanie. A co do krzywdy. Zrobili ją panowie „gracze” wielu ludziom. Nie wnikam w kwestie bezpośrednich skutków i ewentualnych ofiar tamtych biesiad przy indyku i wódce. Dla mnie namacalną krzywdą jest choćby istnienie całej tej dyskusji. Bo jej nie powinno być panowie z tygodnika. Dla was bardziej niż dla mnie powinno być oczywistym i jasnym, że z diabłem nie chadza się po kawiarniach i nie pija wódki czy kawy. Do diabła można chodzić tylko na wezwanie i dopowiadać na pytania z lampa waląca w oczy. nawet gdyby przez to miałoby „nie być tygodnika”. Wielu ludzi nie wydawało tygodników. Choć mieli ku temu predyspozycje robiliby to zapewne znakomicie. To, że taki punkt widzenia nie dla każdego jest dziś oczywisty to właśnie wasza największa wina. Nie te śledzie, indyki i wódka, za które swą portmonetką kupił was diabeł wiedząc najwyraźniej z jakimi bufonami i pyszałkami ma do czynienia.

*

"Złote żniwa czy złote serca?" Tylko u nas wstęp do książki, która ukaże prawdę o Polakach i Żydach w czasie niemieckiej okupacji  (). Ten, kto szerzy nienawiść do Polaków popełnia grzech! Musimy postępować wprost przeciwnie. W kontekście antysemityzmu i ogólnej apatii ci ludzie są wspaniali. Czyhało na nich wielkie niebezpieczeństwo za pomaganie nam. Było to śmiertelne niebezpieczeństwo nie tylko dla nich, ale czasami nawet dla całego podwórka, przy którym mieszkali.... Powtarzam to dzisiaj: aby spowodować śmierć setki Żydów, wystarczył jeden polski donosiciel. Aby ocalić jednego Żyda, czasami trzeba było pomocy dziesięciu uczciwych Polaków, pomocy całej polskiej rodziny, nawet jeśli robiono to dla pieniędzy. Niektórzy udostępnili swoje mieszkania, inni fałszowali dowody osobiste. Musimy doceniać nawet pasywną pomoc, np. piekarza, który nie doniósł. Przecież dla polskiej rodziny składającej się z czterech osób było problemem, gdy musiała zacząć kupować podwójne porcje kajzerek czy mięsa. A jakim kłopotem było udawać się daleko od miejsca zamieszkania, aby zaopatrywać ukrywającą się u nich rodzinę [żydowską].... I stwierdzam, że nie ma znaczenia, czy wzięli za to pieniądze. Życie przecież nie było łatwe także dla Polaków. Nie było łatwo utrzymać się. Żyły sobie wdowy i byli urzędnicy, którzy zarabiali parę dodatkowy złotych, pomagając [Żydom]. I byli sobie rozmaitego rodzaju ludzie, którzy pomagali. Yitzhak Zuckerman (Icek Cukierman) „Antek", syjonista-socjalista, bojowiec Żydowskiej Organizacji Bojowej „Jesteście Żydówkami. Jak was znajdą, to zabiją was oraz mnie, moją żonę i córki. Mam przykazanie od Pana Boga Wszechmogącego, aby ratować cierpiących Żydów, ale nie wiem, czy mam rację, robiąc to... Idę do kościoła, wzywam Pana Boga. On nie odpowiada. W związku z tym decyduję się was ratować. Jeśli Bóg otoczył was swoją opieką i przywiódł tutaj z getta, a Niemcy was nie znaleźli, to ja wam pomogę." Dr Antoni Docha do Fani i Heleny Bibilowicz. Dr Docha, szef sanitarny powiatu Sokółka AK-AKO, uratował obie dziewczyny w Żukiewiczach pod Grodnem, za co wraz z żoną Janiną został wyróżniony tytułem Sprawiedliwego wśród Narodów Świata w 1979 r. Pamięci prof. Janusza Kurtyki Wstęp Złote serca czy złote żniwa? to zbiór studiów na temat stosunków polsko-żydowskich w czasie II wojny światowej. Autorzy, kierując się poszukiwaniem Prawdy o tamtych czasach, zaprezentowali w nich wyniki swoich badań i analiz. W swych rozważaniach odrzucili dwie skrajne interpretacje historii: „czarną legendę" i heroiczną mitologię. Pierwsza z nich to fałszywe, kolektywistyczne oskarżanie Polaków o współudział w zbrodni Holokaustu i czerpanie z niej korzyści materialnych. Druga z kolei, sprzyja bezkrytycznemu podejściu do historii Polski i przedstawianiu Polaków wyłącznie z pozytywny sposób. Obie funkcjonują głównie na poziomie kultury popularnej, chociaż oskarżenie Polaków o współudział w niemieckich zbrodniach znalazło – za sprawą postmodernizmu – zwolenników wśród profesjonalnych badaczy. Nasi autorzy weryfikują i korygują tego rodzaju fałszywe wyobrażenia o rzeczywistych uwarunkowaniach stosunków polsko-żydowskich. Podejście to jest wynikiem rzetelnych badań naukowych, opartych na tradycyjnych, logocentrycznych i empirycznych podstawach nauki. Z poznawczego punktu widzenia ma ono charakter umiarkowany i wydaje się o tyle przekonujące, że wyczerpująco i wielowątkowo przedstawia złożony obraz wzajemnych relacji między chrześcijańską większością a żydowską mniejszością. W odróżnieniu od tego, modna obecnie tzw. „czarna legenda" koncentruje się wyłącznie na przypadkach patologii społecznych i zachowaniach kryminalnych, uznając je za obowiązującą normę. Podobne podejście kryje jednak w sobie błąd logiczny. Patologia jest bowiem normą jedynie w środowisku patologicznym, choć i tam możemy wyróżnić rozmaite stopnie zdegenerowania. Z kolei, mitologia heroiczna skupia się wyłącznie na przypadkach bohaterstwa sugerując, że albo były one postawą dominującą, albo też stanowiły przeciętną średnią zachowań polskich chrześcijan w czasie II wojny światowej. Obie te interpretacje zawierają w sobie sprzeczność – niezwykłość i wybitność nigdy nie mogą być ani zbiorową cechą dominującą całego społeczeństwa (oprócz zbiorowości bohaterów), ani średnią przeciętną. Wówczas bowiem takie postawy straciłyby swój szczególny charakter. Wyjątkowość nie może być masowa. Szkoła mitologii heroicznej narodziła się w okresie Polski „ludowej" jako podświadomy odruch samoobrony i psychologiczny mechanizm samozachowawczy w systemie totalitarnym. Stanowiła istotny element „pokrzepiania serc" w niewoli, a potem siłą inercji zaadoptowała się w tzw. III RP. W najlepszym wypadku stanowiła depozyt informacji do wstępnych badań, dotyczących relacji polsko-żydowskich. „Czarna legenda" tymczasem znalazła wielu admiratorów na Zachodzie, gdzie co prawda panowała wolność słowa, lecz nie było narracyjnej konkurencji.

Ton historiozoficzny legendzie Polaka-antysemity nadała propaganda stalinowska, wzmocniona moralnie kapitałem propagandowym, czerpanym z wyzwolenia obozu zagłady w Auschwitz w styczniu 1945 r. Wykreowanie wizerunku Polaka-faszysty, którego impulsy antysemickie należało zdemaskować i stłamsić nadawało okupacji sowieckiej ziem polskich wymiar niemal humanitarny. Ten wątek narracyjny wzbudzał wyrozumiałość dla Związku Sowieckiego i antypatię do Polaków, która wśród intelektualistów istnieje do dzisiaj. Stanowił również swoiste alibi moralne dla mocarstw zachodnich, przynosząc ulgę w postjałtańskich „wyrzutach sumienia". Na Zachodzie dyskurs historyczny został zmonopolizowany przez środowiska żydowskie, do czego przyczyniły się odpowiednie wyzyskanie przez nie klimatu kulturowego oraz zaniechania strony polskiej, w szczególności trwająca kilka dekad nieobecność przedstawicieli polskiej nauki w obiegu naukowym Zachodu. Po pierwsze, polska diaspora była niezorganizowana i w ogromnym stopniu nieprzygotowana – zarówno merytorycznie, jak i materialnie – do uczestnictwa w nowoczesnych debatach. Po drugie, przez 50 lat Polska pozostawała w niewoli. Polacy z kraju nie mogli wesprzeć Polaków na emigracji w tym dyskursie, dostarczając im chociażby dokumenty archiwalne, czy prezentując wyniki stosownych badań naukowych. Po trzecie – i najważniejsze – w klimacie intelektualnym, wytworzonym przez kontrkulturową rewolucję lat 60. dominującym stał się pogląd, że racja jest zawsze po stronie mniejszości. Wszelkie próby zaprezentowania pełnego kontekstu historycznego, warunkującego różnorodność postaw Żydów – ofiar Holokaustu, są automatycznie określane mianem „antysemityzmu". W tych warunkach, próby wyczerpującego ukazania położenia i reakcji na nie polskiej ludności chrześcijańskiej są natychmiast traktowane jako „apologetyka antysemityzmu". W takim klimacie bardzo niewielu badaczy na Zachodzie pozostało wiernych podejściu empirycznemu i logocentrycznemu do obowiązującej narracji o stosunkach polsko-żydowskich. Pomijamy już fakt, że większość z nich, wyrażając opinie o Holokauście, Żydach i Polakach, raczej nie zna źródeł ani języków miejscowych. Opierają się oni głównie na tzw. źródłach wtórnych, czyli monografiach i opracowaniach w języku angielskim. Niniejsza praca ma przywrócić właściwe proporcje w toczącej się właśnie w Polsce i na świecie ważnej debacie publicznej. Debata ta ma nie tylko wymiar naukowy, przede wszystkim historyczny, ale również kulturowy, etyczny i moralny. Dyskusja, w której głównym tematem jest dobro i zło może zdeterminować sposób myślenia Świata o Polakach, a także Polaków o samych sobie. Na poziomie kulturowym i politycznym debata ta nie dotyczy prawdy historycznej. Wprost przeciwnie – odnosi się do rozmaitych wyborów na dziś. Duża część jej uczestników patrzy na przeszłość Polski przez pryzmat swoich współczesnych opinii i sympatii ideowych. Niewielu z nich jest zainteresowanych odtworzeniem historii stosunków polsko-żydowskich takiej, jaka ona była w rzeczywistości. W pewnym sensie, dla mniejszej grupy dysputantów stanowi to również swego rodzaju deklarację światopoglądową. Zakłada ona, iż do Prawdy można i powinno się dochodzić. Naturalnie, stoi to w sprzeczności z obowiązującymi obecnie modami intelektualnymi – zarówno z twierdzeniem, że Prawda nie istnieje, jak również wyobrażeniem, że rozmaite „prawdy" można sobie dowolnie dopasowywać, w zależności od sytuacji (w tym również sympatii kulturowych oraz politycznych). Dyskurs ten dotarł do Polski wraz z rozwojem globalizacji, rzucając tym samym intelektualne wyzwanie rodakom i wymuszając na nich ponowne samookreślenie się. I tak powinno być. Polska jest w końcu wolna, a otwarte zmaganie się z intelektualnymi herezjami stanowi przecież przywilej wolności. Wywodząca się z tego debata stanowi więc wynik globalizmu i jest w niego wpisana. Globalizm bowiem jest nośnikiem dwóch orientacji: tradycyjnej i postmodernistycznej. Te dwie twarze Zachodu, stanowiące o jego cywilizacyjnym rozbiciu to – z jednej strony – absolutne, logocentryczne i empiryczne wartości naszej cywilizacji: Dobro, Prawda i Piękno (a co za tym idzie: wolność jednostki, nienaruszalność własności prywatnej, patriotyzm i prymat tradycyjnej rodziny). Przeciwko temu powstaje rewolucja kontrkulturowa różnego rodzaju gnostyków, na czele z moralnym relatywizmem jako taranem postmodernistycznej dekonstrukcji. Ostatecznym celem rewolucji jest zniszczenie tradycyjnych wartości i ustanowienie totalitarnej tyranii. W tym schemacie Zagłada Żydów stanowi jedynie wytrych, służący lewicy i jej liberalnym apologetom jako środek dotarcia do umysłów ludzi i zohydzania postaw konserwatywnych, tradycjonalistycznych i narodowych. Reductio ad Hitlerum to wygodny mechanizm stygmatyzowania obrońców tradycji i wolności, a w tym i tradycyjnej nauki. Jak pokazał to, przez pryzmat zmagań z gnozą, wybitny myśliciel konserwatywny Eric Voeglin, bój ten toczy się od tysiącleci. W jego obecnej odsłonie walka trwa od rewolucji kontrkulturowej lat 60. na Zachodzie. W Polsce atakują wartości tradycyjne kontrkulturowi radykałowie, którzy traktują Holokaust instrumentalnie, uznając go (przynajmniej obecnie) za jedyny absolut. Wszystko inne – według radykałów – nadaje się na przemiał dekonstrukcji i postmodernizmu. Wtóruje im chór postkomunistów i liberałów, którzy przecież już „wybrali przyszłość", czyli odrzucili rzekomo zbędny bagaż tradycji, także w nauce. W ramach postmodernistycznego dyskursu filozoficznego, radykałowie próbują wprowadzić w dziedzinie nauk historycznych w Polsce takie same pojęcia i wartości, jakie od lat 60. funkcjonują w badaniach nad dziejami mniejszości w Stanach Zjednoczonych i w innych krajach Zachodu (w szczególności dotyczy to historii Murzynów i Indian). Następnie, w podobnych kategoriach usiłują rozpatrywać historię Żydów w Polsce. Zabieg ten ma służyć podważeniu tradycyjnego rozumienia dziejów Polski. Prowadzi to do stworzenia nowej jakości w rozumieniu siebie przez Polaków, czy raczej, post-Polaków. Efektem tego procesu ma być wykorzeniony homo novus, nowa mutacja wyzutego z polskości homo sovieticusa. Powyższe koncepty często trafiają na podatny grunt. Przestrzeń po skompromitowanym marksizmie zajmuje obecnie moralny relatywizm z jedyną świętością, jaką jest fałszywie ukazywana Zagłada Żydów. Redukcjonistyczna „czarna legenda" o rzekomej zbiorowej polskiej współodpowiedzialności za Holokaust ma zastąpić strzępki indywidualnych wspomnień i zbiorowy stereotyp heroicznej mitologii. W obliczu tej ofensywy kontrkulturowej postpeerelowskie elity w większości zaniechały rzetelnych badań naukowych, przyjmując „czarną legendę" jako własną. Radykałowie triumfują. W tej sytuacji rodzimych badaczy z Polski, wiernych tradycjonalizmowi, zdecydowali się wesprzeć rodacy z zagranicy i osoby polskiego pochodzenia, uznające prymat logocentryzmu i empiryki. To właśnie oni są współautorami zbioru Złote serca czy złote żniwa? W obliczu bezlitosnego parcia kontrkulturowego przeciwstawienie się nowej modzie stało się imperatywem, lecz dla wielu bynajmniej nie odruchowym. Niesie ze sobą bowiem niebezpieczeństwo prześladowań, ostracyzmu i napiętnowania. Nie obawiamy się tego jednak, wierząc w słuszność swych działań. W tym sensie czujemy się kontynuatorami wielowiekowej tradycji obrońców wolności. Tym samym, mamy w pamięci takie osoby, jak klasyczny liberał Tomáš Garrigue Masaryk, który stanął w obronie człowieka oskarżanego o mord rytualny. Masaryk wziął udział w tzw. procesie Hilsnera w 1899 r. Bezdomny i upośledzony Leopold Hilsner, który był pochodzenia żydowskiego, zabił katolicką nastolatkę o nazwisku Anežka Hrůzová niedaleko wioski Polná pod Karlovymi Varami. Cesarsko-Królewski prokurator oraz prawnik rodziny ofiary wnieśli, że miał miejsce rzekomo mord rytualny. Masaryk wystąpił w obronie Hilsnera i doprowadził do ponownego procesu. W swej obronie nie odwoływał się do emocji, lecz opierał się na żelaznej logice i empiryzmie. Dowiódł, że chodziło o zbrodnię pospolitą, a Hilsner był pomocnikiem, nie zaś głównym sprawcą. W ówczesnym klimacie intelektualnym i kulturowym stanowiło to nie lada wyzwanie. Większość nie chciała słuchać racjonalnych argumentów opartych na żmudnych badaniach, faktach i logocentryzmie. Wtedy przekonanie o „prawdzie" mordu rytualnego było niemal powszechne. Dominował ponadto prymat kultury większościowej nad mniejszościowymi – narodowo i wyznaniowo. Generalny kontekst cywilizacyjny pozostawał bardzo silnie chrześcijański, a kontekst szczegółowy był w przeważającej mierze etnonarodowy. Obecnie jest wprost przeciwnie. W nowoczesnym systemie liberalnym obowiązuje kult „Innego". Posługiwanie się logiką i empiryzmem, czyli standardowymi metodami naukowymi, w badaniach nad mniejszościami wymaga niezwykłej odwagi. Jest to, z jednej strony, wynik fetyszyzacji mniejszości jako jednej z naczelnych cech nowoczesnego liberalizmu. Z drugiej zaś strony, ideologia ta wykorzystuje krytyczne podejście do historii kultury większościowej, szczególnie religii chrześcijańskiej, ale również historii narodowej. Podczas gdy w tego rodzaju dyskursie mniejszości ulegają fetyszyzacji i są wynoszone na piedestał, większość narodowa jest demonizowana. Autorzy zbioru Złote serca czy złote żniwa? unikają takich prymitywnych postmarksistowskich i postmodernistycznych zabiegów retorycznych. (...) prof. Marek Jan Chodakiewicz, dr Wojciech Jerzy Muszyński

Na początku korzystania z portalu wykop, jedno z moich znalezisk, tekst Normana Finkelsteina z ksiązki pt: „Wielka hucpa” znalazł się na stronie głównej portalu i cieszył się kilkunastotysięczną popularnością, będąc wrzuconym z niezależnego polskiego serwisu. Mój entuzjazm szybko zgasł, gdy administracja portalu bezpodstawnie ocenzurowała moje kolejne znalezisko, tekst Normana Finkelsteina o żydowskich torturach w Izraelu:

Został ocenzurowany dwukrotnie. Wyrzucony ze znaleziska, z grup, z zablokowanym wykopywaniem. Wkrótce wszystkie wrzucane przeze mnie znaleziska były wielokrotnie blokowane po nagłych i systematycznych atakach (zakopach) przez tych samych użytkowników – trolli (niekiedy jawnie z gwiazdami Davida/heksagramami w avatarze). Administracja wykopu usuwała moje materiały ze „znaleziska” i z grup, blokując im możliwość wykopu. W ten sposób traktowano mnie i moje materiały które poruszały problem żydostwa, które mówiły o jego zgubnym wpływie na Polskę, na cały świat oraz poruszały problem żydoludobójczej polityki w aparthaidzie izraela (celowo z małej litery). Ale nie tylko moje materiały i problematykę żydostwa wykop.pl cenzuruję. Każdy kto wrzuca jakiekolwiek materiały nt GMO, HAARP-u, szczepionek, wszelkich przemilczanych przez polskojęzyczne media tematów uderzających w żydowski globalizm, musi liczyć się z wykopową cenzurą.

Podejrzewam, że administratorzy portalu wykop sami posiadają fake konta, z których ośmieszają oraz „zakopują” niepoprawne politycznie treści. Wszelkie mainstreamowe „ogłupiacze” są przez administrację promowane, wystarczy rzucić okiem na stronę główna, gdzie roi się od newsów ze szkodliwych polskojęzycznych portali pokroju onet.pl, dezinformacji z żydowskiej prasy dla Polaków pokroju GW. Taki poziom za pomocą siły administracja wykop.pl nam narzuca. Zaprzyjaźniona ze mną osoba ma podobne doświadczenia, w niedługim czasie po utworzeniu antysyjonistycznej i jedynej takiej grupy na portalu wykop, kilka kont raz za razem zostało jej zablokowanych podając przez administrację oczywiście (jak to bywa w ich zwyczaju) kłamliwe powody tj.: „spam”, później „multikonto”. Administracja wykop.pl banuje niewygodnych użytkowników za bliżej nieokreślony „spam”, nawet jeśli wrzuca się po dwa artykuły dziennie i się nie udziela, podczas gdy polskojęzyczne trolle (niekiedy jawnie z gwiazdami Davida/heksagramami w avatarze) wrzucają po kilkanaście artykułów z mainstreamowych mediów typu onet i nie można odpędzić się od ich ataków! „Niewygodni użytkownicy” zablokowani za „spam” następnie są blokowani przez cały czas za domniemane „multikonto”, choć to oczywiste kłamstwo administracji portalu, wszelkie protesty pozostają bez echa. Taki przypadek spotkał m.in. wyżej wspomnianą przeze mnie osobę, której ostatnie konto zostało wykasowane z portalu po pierwszym dniu od jego utworzenia, ponadto administracja wykop.pl nałożyła na jej IP stałą blokadę, całkowicie odcinając dostęp do swego serwisu. Po moim ostatnim wrzuceniu artykułu pt: „Minister promuje antypolskie filmy w Europie” z adresu:

Moje konto zostało usunięte z podaniem kłamliwego powodu: „multikonto” i to po niecałych 3 godzinach od jego utworzenia. Sprawdź ile administracja wykop.pl ocenzurowała „niepoprawnych politycznie” materiałów na przykładzie aktywności tego konta: (wszystkie wyblakłe artykułu oznaczają pożarcie przez cenzurę)

Naliczyłem 25 ( DWADZIEŚCIA PIĘĆ) moich kont wykasowanych niesprawiedliwie, niesłusznie , z zaserwowaniem mi orgii kłamstw przez antypolską administrację wykop.pl. Ostatnie moje konta znikały w pierwszym dniu ich utworzenia, w pierwszych godzinach, gdy wrzucałem artykuły z któregoś z niezależnych polskich portali. Przykładowe zdjęcia zablokowanych materiałów wraz z powodami usunięcia przez administrację wykop.pl konta:

Jeśli macie konta na wykop.pl, sprawdź proszę, czy możesz dodać artykuł choćby z:

I czy nie wyskoczy wam napis: Podany URL jest zablokowany Wykop.pl zablokował te i jak podejrzewam wiele innych polskich niezależnych witryn. Sprawdźcie sami! Do niedawna istniała możliwość aby wrzucać informacje z podobnych niezależnych informacyjnych serwisów za pomocą skróconego linka dzięki stronie tiny.pl. Szybko się okazało, że i tiny.pl administracja wykop.pl bezwzględnie zablokowała. Wypowiedzmy informacyjny odwet polskojęzycznym portalom w których antypolonizm jest powszechnie i nachalnie praktykowany, a wobec których nasza obrona dobrego imienia, szerzenia naszego punktu widzenia, kończy się ICH szyderczym śmiechem. Polskojęzyczne środki masowego okłamywania Polaków mają nas za ludzi drugiej kategorii. Po tym jakiego rodzaju informacje nam wpajają, jaki poziom „rozrywki” szerzą, na jak niskich instynktach u człowieka żerują, każdy z nas ma wrażenie że traktują nas jak skończonych idiotów. Każdy Polak i Polka musi zaangażować się w informacyjną kontrofensywę. Ich serwisy blokują nas ze strachu, ze strachu przed tym, że ludzie będą wiedzieć co się wokół nich dzieje. A dzieje się bardzo dużo złych rzeczy z których wielu zahipnotyzowanych rodaków oglądających rozrywkowe programy w telAwizji i słuchający 24h na dobę ich kłamstw nie zdaje sobie sprawy. Namawiam wszystkich, a wiem, że wielu z was doświadczyła na własnej skórze cenzury polskojęzycznych środków masowej dezinformacji, aby działali, nie zniechęcali się i z niezachwianym uporem szerzyli zwłaszcza na polskojęzycznych żydoportalach nasz polski – wyśmiewany tudzież przemilczany, punkt widzenia. Polak musi być doinformowany i nikt tego za nas nie zrobi. Cóż przeciętny Kowalski wie o żydorządach w Polsce? Komitecie 300? Żydoglobalizmie? GMO? Słowo – informacja, to najgroźniejsza i nasza jedyna broń do użycia przeciwko ich kłamstwom, ponieważ ludzie świadomi i doinformowani nie dopuszczą do władzy nad sobą i swoim życiem bezwzględnych okupantów, nie pozwolą na kolejne wydania antypolskich żydo kne-sejmów w swoim własnym państwie i sami wezmą sprawy w swoje ręce. Na przekór cenzurze, czas ucieka. Pozdrawiam. Admin.

09 marca 2011

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • achim.pev.pl