4 Legenda Kroczacej Śmierci, Gemmell David, Saga Drenajów

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

DAVID GEMMELL

David Gemmell

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

LEGENDA
KROCZĄCEJ ŚMIERCI

 

 

Przełożył

Zbigniew A. Królicki

 

Opracowanie

Wersji komputerowej:

Bogumił Wieczorek

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Zysk i S-ka

Wydawnictwo

Tytuł oryginału

The Legend of Deathwalker

 

Copyright © by David Gemmell, 1996

All rights reserved

Copyright © for the Polish translation by Zysk i S-ka Wydawnictwo s.c.,

Poznań 2001

 

Copyright © for the cover illustration by Mike Possen via Sarah Brown Agency

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Wydanie I

 

 

 

 

 

 

ISBN 83-7150-831-X

 

 

 

Zysk i S-ka Wydawnictwo

ul. Wielka 10, 61-774 Poznań

tel. (0-61) 853 27 51, 853 28 67, fax 852 662 26

Dział handlowy ul. Zgoda 54, 60-122 Poznań

Tel. (0-61) 864 14 03, 864 14 04

e-mail:

Druk i oprawa: Opolgraf S.A.

Opale, ul. Niedziałkowskiego 8-12

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Legendę Kroczącej Śmierci z przyjemnością dedykuję Hotzom de Baar: Wielkiemu Ozowi, który kroczy doliną martwych komputerów, wskrzeszając zaginione w otchłani powieści - człowiekowi, który chętnie poświeci wam swój czas, energie i umiejętności, ale nigdy biszkopty - Młodemu Ozowi, który mi udowodnił, ze „Cywilizacja" to gra nie dla mnie, jego siostrze Claire za przysmaki z grilla, których nie upuściła, oraz Alison za gościnność.

SERIA

„SAGA DRENAJÓW”

 

1.               „WAYLANDER”

2.               „W KRÓLESTWIE WILKA”

3.               „DRUSS LEGENDA - PIERWSZE KRONIKI”

4.              „LEGENDA”

5.              „LEGENDA KROCZĄCEJ ŚMIERCI”

6.               „KRÓL POZA BRAMĄ”

7.              „W POSZUKIWANIU UTRACONEJ CHWAŁY”

SPIS TREŚCI

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

PODZIĘKOWANIA

 

Składam podziękowania mojemu wydawcy, Lizie Reeves, pierwszym czytelnikom - Val Gemmell, Edith Graham i jej córce Stelli oraz mojej korektorce, Jean Maund. Dziękuję również licznym czytelnikom, którzy od lat do mnie piszą, domagając się kolejnych opowieści o Drussie. Ostatnio otrzymuję tyle listów, że już nie mogę na wszystkie odpowiedzieć. Jednakże wszystkie je czytam i staram się uwzględniać zawarte w nich uwagi.

PROLOG

 

Księżyc wisiał jak sierp nad Dros Delnoch, gdy Pellin stał na murach, spoglądając na oblany srebrzystą poświatą obóz Nadirów. Znajdowały się tam tysiące wojowników, którzy nazajutrz przebiegną z wrzaskiem przez wąski pas zalanej krwią ziemi, taszcząc drabiny i liny z kotwiczkami. Ich przeraźliwe bojowe okrzyki będą przerażać go, tak jak dziś, gdy zdawało się, że przeszywają skórę lodowatymi igłami. Pellin jeszcze nigdy w swoim młodym życiu nie był tak przestraszony. Najchętniej uciekłby gdzieś i schowałby się, zrzuciłby swoją niedopasowaną zbroję i pobiegł na południe, do domu. Nadirowie wciąż nacierali, fala za falą, ochryple wywrzaskując swoją nienawiść. Płytka rana lewego ramienia pulsowała i swędziała. Gilad zapewnił go, że to oznacza, iż dobrze się goi. Jednak był to przedsmak cierpienia, ponura zapowiedź znacznie gorszego bólu, jaki go czeka. Widział towarzyszy wijących się i krzyczących z bólu, z brzuchami rozprutymi przez ząbkowane ostrza mieczy... Pellin starał się odepchnąć od siebie te wspomnienia. Z północy powiał zimny wiatr, gnając przed sobą czarne deszczowe chmury. Pellin zadrżał i wspomniał ciepło swojej krytej strzechą chaty i dużego kamiennego kominka. W takie zimne noce jak ta leżeli z Karą w łóżku, ona opierała głowę na jego ramieniu i lewą nogę na jego udach. Leżeli razem w łagodnej poświacie dogasającego ognia i słuchali żałośnie wyjącego na zewnątrz wiatru.

Pellin westchnął.

- Proszę, nie dajcie mi tu zginąć - pomodlił się w duchu.

Z dwudziestu trzech mężczyzn, którzy zgłosili się na ochotnika z jego wioski, pozostało zaledwie dziewięciu. Obejrzał się na szeregi śpiących obrońców, leżących na otwartej przestrzeni między trzecim a czwartym murem. Czy ci nieliczni zdołają powstrzymać największą armię, jaką kiedykolwiek zebrano? Pellin wiedział, że nie.

Powróciwszy spojrzeniem do obozu Nadirów, popatrzył na drugi koniec równiny. Tam przenoszono i palono poległych Drenajów, odartych ze zbroi i oręża. Oleisty czarny dym godzinami unosił się nad Dros, niosąc obrzydliwy i mdlący odór smażonego mięsa. „To mogłem być ja" - pomyślał Pellin, wspominając krwawą jatkę towarzyszącą zdobyciu drugiego muru.

Zadrżał. Dros Delnoch, najpotężniejsza forteca na świecie, otoczona sześcioma wysokimi kamiennymi murami, z solidnym kasztelem. Jeszcze nigdy nie została zdobyta przez wroga. Lecz jeszcze nigdy nie atakowała jej tak liczna armia. Pellin miał wrażenie, że Nadirów jest więcej niż gwiazd na niebie. Po zaciętej walce obrońcy wycofali się z pierwszego muru, gdyż był najdłuższy, a więc najtrudniejszy do obrony. Chyłkiem opuścili w nocy pozycje, oddając go w ręce wroga bez dalszych strat. Natomiast drugi mur został zdobyty po zaciekłym oporze. Nieprzyjaciel zdołał przerwać linię obrony i wedrzeć się do środka, otaczając część obrońców. Pellin ledwie zdążył wycofać się na trzeci mur i pamiętał kwaśny smak strachu w ustach oraz straszliwe drżenie kończyn, gdy wdrapał się na blanki i osunął na kamienie.

I po co to wszystko? - zastanawiał się. Co to za różnica, czy Drenajowie będą samodzielnym państwem, czy rządzonym przez UIryka? Czy ziemia da mniejszy plon? Czy bydło zachoruje i padnie?

A dwanaście tygodni temu, kiedy drenajscy werbownicy przybyli do wioski, wszystko wydawało się wspaniałą przygodą. Kilka tygodni służby na tych wielkich murach, a potem powrót do domu w glorii bohatera.

Bohatera! Sovil był bohaterem - do czasu gdy strzała trafiła go w oko, wyszarpując je z oczodołu. Jocan też był bohaterem, gdy leżał, krzycząc i zakrwawionymi rękami przytrzymując wypadające wnętrzności. Pellin dosypał węgla do żelaznego kotlarza i pomachał stojącemu trzydzieści metrów dalej wartownikowi. Mężczyzna przytupywał z zimna. Przed godziną zamienił się miejscami z Pellinem i niebawem to on stanie przy palenisku. Zdając sobie z tego sprawę, Pellin tym bardziej cieszył się ciepłem, wyciągnąwszy dłonie nad ogniem.

W polu widzenia pojawiła się ogromna postać, ostrożnie przestępująca przez śpiących obrońców i zmierzająca na mury. Serce Pellina zaczęło bić mocniej, gdy ujrzał wchodzącego po schodach Drussa.

Druss Legenda, Obrońca Przełęczy Skeln, człowiek, który przemierzył cały świat, aby odbić porwaną przez łowców niewolników żonę. Druss Rębacz, Srebrzysty Zabójca. Nadirowie zwali go Kroczącą Śmiercią i teraz Pellin wiedział już dlaczego. Widział go na murach, rąbiącego i siekącego tym straszliwym toporem. Nie był zwykłym śmiertelnikiem, lecz mrocznym bogiem wojny. Pellin miał nadzieję, że wojownik nie podejdzie do niego. Cóż młody żołnierz mógł powiedzieć takiemu herosowi jak Druss? Z ulgą zobaczył, że rębacz przystanął przy drugim  wartowniku i zaczął z nim rozmawiać. Widział, jak żołnierz nerwowo przestępuje z nogi na nogę.

Nagle zdał sobie sprawę z tego, że Druss wygląda jak ucieleśnienie tej starożytnej fortecy, niezdobytej, lecz nadwątlonej przez czas - nieco słabszej, a mimo to wspaniałej. Pellin uśmiechnął się, wspominając, jak herold Nadirów przekazał Drussowi ultimatum: poddajcie się albo zginiecie. Stary się roześmiał.

- Może na północy - rzekł - góry drżą, kiedy Ulryk puszcza wiatry. Tutaj jednak jest ziemia Drenajów i dla mnie on jest tylko kolejnym brzuchatym dzikusem, który bez wytatuowanej na udzie drenajskiej mapy nie potrafiłby podetrzeć sobie tyłka.

Uśmiech Pellina przygasł, gdy żołnierz zobaczył, że Druss poklepał drugiego wartownika po ramieniu i ruszył w kierunku kotlarza. Deszcz przestał padać i księżyc znów jasno świecił. Pellin wytarł spotniałe dłonie o płaszcz. Stanął na baczność, gdy Legenda podszedł do niego po murze. Ostrze topora połyskiwało srebrzyście w promieniach księżyca. Młodemu wartownikowi zaschło w ustach. Wyprężył się i zasalutował, przyciskając pięść do napierśnika.

...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • achim.pev.pl