3725, Big Pack Books txt, 1-5000

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Marian GRZE�CZAKNiebo jask�ekLiryki wybraneWydawnictwo �Tower Press�Gda�sk 2001Copyright by Marian Grze�czak3Tower Press 2000Copyright by Tower Press, Gda�sk 20004ja i domy doskonali jednakotakem ju� z tymi murami bratoddajemy sobie zm�czeniedoskonali jednakoa�rozerw� si� �cianykamieniami mnie znowu napadn�i nim zd��� dopatrze� si� szczytuniebotycznych lepianekspadn� wraz ze mn�na dno5bluesanno anten moich�apy kocie lepi� si� do dach�wposypanych �wirem lepkie s�owaopadaj� za widnokr�gi s�o�cazwielokrotnione na szybachanno z kolczykami balkon�wt�usty szczur przebiega ulic�moje codzienne widowiskokoty wystraszone cieniem dymup�acz� staruszki wysypane na trotuaryjak �upiny �liwekanno wyobra�eniakobieta niesie spojrzenieu�miechni�tego anio�a upad�egomodl� si� oczy t�umutramwaje strasz� ko�amianno najja�niejsza w knajpieid� pochwyceni w lesie dom�w�cie�ki rynien �ywic� pod stopyid� pochwyceni a� ich ciemno�ci n�rozetnie a wy�ej krzewy dzikie b�yskawicanno o zapachu mlekasklepikarka odprawia msz� zgie�ku baniekwrony w chustkach wyci�gaj� po ser ostre r�ceoto zabawa w sprawiedliwo�� konfitur i baraninyanno dla kt�rej wszystkowymykasz mi si� na 23. pi�trze �yciorysu�����tu jest r�wnina mr�wek z ogromnymi g�owamipan b�g z mefistem nad nimi trzymaj� miecz durendalas�o�ce kiedy �agodne podobne g�owie meduzyw kaloryferach gra teraz filharmoniasowa radia z basem jak skrzyd�o kruczeogranicza mnie przestrze�sze�cianu ogranicze�dusi mnie muzyka ci�aru cia�aod soczystych drzew uciek�emod p�l r�wninnych uciek�em6w zakurzone pory miastauciek�em od uproszczeniach�opskich przys��w m�drych krajobraz�ww kaloryferach gra teraz ich muzykawiedzy platona dzwon srebrnytukydydesy styl�w biblie imionprzemijaj� magdaleny i marie�wi�ci i prostytutki ukrzy�owanewymy�lonym cz�owiecze�stwemkt�re wiatr ju� tylko niesieprzez astronomi� godzinza oknami cyrenaicy rozumnii cynicy jak we wszech�wiecie szcz�ciadziewczyny i staruszki z jab�kamimlekiem winemw kaloryferach gra teraz ta muzykapalce moje zaciskaj� si� na szyjachsupervielle�a i tzary marinettikurczy si� pod no�em oboj�tno�ci�atwy leopardi daje si� zdoby�piecom m�drym jak wiersze ezry poundadramaty Szekspira krok nerudy mi�kko�� halasazaciskaj� si� palce dla s�owa jednegoannatu jest r�wnina mr�wek z ogromnymi g�owamipan b�g z mefistem nad nimi trzymaj� miecz durendalas�o�ce kiedy �agodne podobne g�owie meduzyuciekam przed natarczywo�ci�gro�nych balkon�w betonowychokna na kt�rym wypisuj�z a � e k � j e z d g u r arzek� umys�u einsteinag�r� jego dope�nieniauciekam przed ann� kiedys�owa nie powie bo spaloneprzed szczurem i g�osem kotauciekam po lepkich dachachwysypanych piaskiemuciekam od ziemi z kajdanami szynod muzyki kaloryferu uciekamgoni mnie moja ma�a pod�o��goni mnie �za einsteinab�ysk s�o�ca na szybiew kraju dalekim goni� mniekrzy�e cia� magdaleny i mariigoni mnie natarczywo�� ka�dej �ciany�wiata7tu jest r�wnina mr�wek z ogromnymi g�owamipan b�g z mefistem nad nimi trzymaj� miecz durendalas�o�ce kiedy �agodne podobne g�owie meduzykategoryczny imperatyw m�jdoskona�o�� materii przez rozumcoraz pro�ciej �eby si� zatrzyma�na pi�trze 23.�eby nie spada�nie dla mnie prawanie dla mnie moralno�ciempirykom m�drympozaojczyzn� narodem ziemi�bogiem poza konstytucj� sumieniapoza schodzeniem poni�ejnie dla mniez grzechem ci��eniatu jest r�wnina mr�wek z ogromnymi g�owamipan b�g z mefistem nad nimi trzymaj� miecz durendalas�o�ce kiedy �agodne podobne g�owie meduzyanno coraz dalej ode mniejednak coraz dalej mimoma�o�� twoj� kiedy oczy prostytuteknad tob� jak �agodne mrokizapomnia�em ci annopowiedzie� k�amstwokomu ja teraz wypowiem k�amstwoanno od mojego czekaniaprzechodz� oboj�tni przechodzimy oboj�tnidobrze nam by� oboj�tnymidobrze nam ucieka� w oboj�tno��anno chcia�em ciebie zatrzyma�przeciw s�owom kt�rych nie znalaz�a�kt�re si� kurcz� jak �upiny �liwekporozrzucane na trotuary miastprzeciw cieniom palc�wprzeciw r�wninom dach�wanno chcia�em ciebie zatrzyma� na ulicy pragnieniatam gdzie wrony Weronik�wi�te przebieg�o�ci8to dobrze to dobrze czu� zapachrozkoszy przed cierpieniemtramwajarz kiedy nie zd��yzahamowa�dziewczyna kiedy nie zd��ydo�wiadczy�filozof kiedy nie zd��ydomy�le�s� sobie podobniw niepewno�cito dobrzeto dobrzeanno spadaj�ca�����tu jest r�wnina mr�wek z ogromnymi g�owamipan b�g z mefistem nad nimi trzymaj� miecz durendalas�o�ce kiedy �agodne podobne g�owie meduzya n n o � � � � � � � � � � � � � � � � � � � � � � � � � �gda�sk, grudzie� 1955, nowy port9rano, przystaj�c w podw�rzach slums�ww odorze podw�rz hymnypiej� koguty czerwiennetekturka nieba przykry�atunel wzwy� pomy�lanyniebo kiedy przed �witemzw�a si� ponademn�noc we mnie wpe�za powolizblad�ymi gwiazd paj�kamizaraz mnie niebo g�odnepo�re w odorze podw�rzodda zat�ch�� noc�posn� koguty czerwienne10miasto, ulice, placeRzeki powietrzao g��binach kamiennychdna ci�kiegdzie w zagi�ciach betonowych korzeniprzep�ywaj�, mroczniej�ce ryby ludzkieJeziora powietrzaz nieborostami zielonymipo�r�d kt�rychz brzegu na brzegkraby cywilizacji �Rzucony r�wninom polnymumieramkt�remu odebrano rzeki powietrza jeziora powietrzakt�remu odebrano brzegipla�e asfalt�wsk�d widz�:na sk�onach niebanieruchomiej� statki dach�wz kominami u den11widzenie przedmiot�w martwychUsiad�em flegmatycznie na ogromnym kamieniuMo�e to by�o miasto pami�� w mroku mnie opu�ci�aGdy si� ju� wyzwoli�em z pejza�uzacz��em trwa� jak d�wi�kna widnokr�gu w�asnego widzeniaMiasto wtapia�o si� w mi�kkie d�onie ziemiprzep�ywa�a przez nie rzeka z po�udnia na p�nocdomy ogromnia�y w oczekiwaniu dotyku niebaIm d�wi�k m�j podnosi� si� wy�ejksi�ycowy krajobraz doskonalej martwia�a gdy bloki z dzielnicy slums�wzachwia�y perspektyw� i stawa�a si� mg�az widnokr�g�w w�asnego widzeniana powr�t wst�powa�em w pejza�Siedz� ci�ko skamienia�y zg�azia�ymiasto przenikaj�cyAni syzyf ze mnie ani krasnoludek12ballada o drzewodomachtu mieszka stara kobieta z my�lami w niebiepaj�ki umieraj� zapatrzone w swoje ofiarypowietrze tu jest st�one zda si� przyp�aszcza p�ucaw maju spadaj� chrab�szcze ale s� martwepo wymuskanych �cianach wspina si� czasem wiatrwtedy si� dzieje muzyka dziupli lecz to trwa kr�tkopowy�ej jest ju� pustynia po kt�rej w�druj� d�wi�kist�d ich jednak nie s�ycha� smu�k� bia�� ledwo dostrze�eszdrzewodomy si� tak�e chwiej� najlepiej wida� gdy stoiszopar�szy g�ow� o szaro�� co dopiero wyros�a z ziemiwtedy dziwne to chwianie bo wiatru nie czujesz chocia�co� za plecami trzeszczy i co� st�ka g�ucho po�rodkua gdy si� zdarzy burza co tu ma sens jaki� innypo�amie wszystko u kolan stopy zostawi ziemim�wi� wtedy dla mnie jest to bardzo zwyczajnei nie znajduj� ciszy lepszej ni� spoczywanielecz gdy jest mi nazbyt pustynnie modl� si� do tych kt�rymprzykazano w�adz� nad ogniem cho� wiatr jest im niepos�usznyboj� si� jako� zwyczajnie �e motylowi niebaopal� skrzyd�a a przecie� po co mi taki motyl(� �)wi�c gdy anio�y fruwaj� po jego b��kitnych kolorachmodl� si� do anio��w i drz�wodomy wtedynieruchomiej� na kr�tkog�os wszak�e mam bardzo niezwyk�y13ballada o koleznajomi moi z baru i ci kt�rzy przynosz� mi pojedyncze nocerozleg�e z cynowej barwy i zapachu piersi albopodr�e kiedy z kotwic� z�ot�wki metalowej odp�ywam w morze wytrawneci kt�rzy hostie kwadratowe bilet�w sprzedaj� dzieciom i staruszkomkt�rzy opowiadaj� okrucie�stwa wszystkich k� tramwajowychtwarze ich nieruchome jak s�oneczniki w po�udnie kt�re obsiad�y muchynios� cia�om mrocznym ch�odnym tunelom materii i zmys��wmale�kie swoje i zawstydzeni uciekaj� w przykazania zieloneoni w �niegu sadzy pomi�dzy kopciami komin�wprzykrywaj�cy gnaty t�ustymi albami kombinezon�wtak�e ci kt�rym w po�udnie zamykaj� si� usta i oczykt�rzy gazet� przykrywaj� twarz przed s�o�cemkt�rzy o pi�tnastej nios� ci�kie skrzynie z towarem wyborowymalbo ko�cz� rze�bi� ko�a metalowe mniejsze ni� horyzont ale ci�szemi�o�nicy �wi�tego mefistofelesa doskona�egotak�e grube w�a�cicielki ogromnych stad czerwonych pomidor�wi fioletowej kapusty na procesji stragan�wkochanki zam�ne kt�rych adresy w licznych kalendarzachuszom �ciankonfesjona�om biur z papie�ami �wi�tymi z monstrancj� ka�amarzaco przynie�liwyrzuceni na brzegi jednostajne jeziorakiedy ich b�g doskona�y moj�esz(� �)lask� do �r�de� szcz�liwych pozagania� jak baranykiedy ich �r�d�a pijane zala�y albo metalowez krzykiem przera�enia potem cisz�komu przynie�lipo co przynie�liznajomi moi z baru i ci kt�rzy14requiem dla prostytutkikiedy u�miechasz si� do mnie�miechem zakonnicy zawiedzionejprzyjaciele w pieczarach przedmie��rozsypuj� si� zapa�kami p�on�p�omie� wy�ej si�ga ni� si�gasi�ga wy�ej ni� wy�ejprzyjd� dogasaj�cazda si�jeste�my nieub�aganie konieczniprzyjd� pochodniow oczekiwaniu �witunim mi w oczach s�o�ce rozb�y�niepowiem �e� jeszcze nie taale pe�na zachwytuPozna�, 1956, wyp�dzaj�15golemy, kiedy budzi si� cz�owiekwywiod�y mnie na �errze�nickich cech�w szyldyzawieszone na jatkachgarbarnych dzielnic cuchn�cychwietrz�c k�dy by dopa��jad�a kostnego z rynnyod trzew swych nie umiem odegna�sfory szarpi�cych zapach�wju� obskoczy�y mnie ciasnoerynie wsp�czesno�cib�dziemy �re� si� i szarpa�kiedy jad�a nie staniewielkie ich �apy znad jatekwznosz� si� �un� znad szyld�wpot�ne ich �apy pe�gaj�uzbrojone w okrwieniejest ich ju� tysi�c i tysi�cale nie wiedzie� komus� te ich ruchy ci�arne16wielkopolskazielone znojowisko mod��wwie�e szturmuj� niskie niebo�ebrak pod p�otem pie�ni piejenie taki bywa jak ... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • achim.pev.pl