3797, Big Pack Books txt, 1-5000

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pawe� HuelleOSTATNI KWADRANS(Z kroniki rodzinnej Schopenhauer�w)Tower Press 2000Copyright by Tower Press, Gda�sk 20004Scena I.Osoby:Fryderyk II Pruski, zwany Wielkim, kr�l Prus. W tej scenie liczy sobie lat 61.Henryk Floris Schopenhauer, kupiec i patrycjusz gda�ski, ma lat 26.Berlin, lato, rok 1773. Wn�trze rokokowego gabinetu Fryderyka Wielkiego.Okr�g�y st�, na nim mapy, przy stole dwa krzes�a. Kominek. Zegar wskazuj�cydok�adnie godzin� 6�30 rano, dzwoni kurant. Fryderyk siedzi przy stole, pochylonynad map� Pomorza i Prus. Henryk Floris siedzi na przeciw monarchy w poziewyra�aj�cej grzeczny szacunek, ale do�� swobodnej. Przez uchylone okno do gabinetuwpada d�wi�k porannego trylu ptak�w.Henryk Floris:By sko�czy�, powiem wasza wysoko��, �e to sprawa honoru.Fryderyk:Dobrze s�ysz�? Henryk Floris Schopenhauer, kupiec zbo�owy z Gda�ska, pouczakr�la Prus o zasadach honoru. Powinni to wydrukowa� w londy�skim �Times�.Prenumerujesz go.Henryk Floris:Nie o�mielam si� poucza� waszej wysoko�ci. Ja tylko...Fryderyk:Wi�c nie?Henryk Floris:Moi przodkowie nie byli niczyimi poddanymi. I ja nie pragn� takiej �aski.Fryderyk:Bzdury! Byli�cie i jeste�cie s�ugami pieni�dza.Henryk Floris:Do Gda�ska przysz�o pismo z Warszawy...Fryderyk:Od polskiego suwerena, to chcia�e� powiedzie�? Waszym suwerenem zawsze by�oz�oto. I nie mieli�cie innego, panowie kupcy. A niedo��ga Poniatowski prze�kniewszystko, co poda Katarzyna, cho�by i w z�otym nocniku. Nie pojmujesz politykiSchopenhauer.5Henryk Floris:Pojmuj� dobrze. Ale jest jeszcze...Fryderyk:C� takiego? Czy kr�l Prus co� przeoczy�?Henryk Floris:Pozwol� sobie raz jeszcze powt�rzy� to, co kr�l Prus us�ysza� od kupca zbo�owegoz Gda�ska na pocz�tku tej rozmowy: point de bonheur sans liberte.Fryderyk raptownie wstaje, odsuwa krzes�o, podchodzi do okna. Henryk Florisr�wnie� unosi si� i staje za swoim krzes�em, z jedn� d�oni� opart� na rze�bionymfryzie. Fryderyk uchyla szerzej okno i m�wi do Henryka Florisa odwr�cony doniego plecami.Fryderyk:Siadaj. Powiedzia�em - siadaj.Henryk Floris przesuwa swoje krzes�o, ale nie siada. Przez otwarte teraz szerokookno wdzieraj� si� d�wi�ki musztry: krok marszowy oddzia�u piechoty, werble.S�ycha� komendy: Habacht!! Ruhe!! Odg�os tr�bki.Fryderyk przymyka okno. Wraca do sto�u. Siada.Henryk Floris r�wnie� siada.Fryderyk pokazuje na mapie Gda�sk.Fryderyk:I to s� w�a�nie plagi miasta Gda�ska!! Z�ota wolno��. Zupe�nie jak Polacy. Ale tynawet po polsku nie umiesz.Fryderyk wybucha �miechem.Henryk Floris:Jestem republikaninem, wasza wysoko��.Fryderyk:Jeste� g�upcem Schopenhauer.Henryk Floris - niezbyt protokolarnie - uznaje, �e audiencja jest sko�czona.Chce wsta�. Fryderyk przechyla si� przez blat sto�u i chwytaj�c go�cia za przegub,osadza go z powrotem. Mapa Pomorza i Prus spada na pod�og�.Fryderyk:Wczoraj, kiedy dostrzeg�em ci� w t�umie gapi�w przygl�daj�cych si� paradzie,mia�em przeczucie. I nie omyli�em si�. - Kim jest ten, co tak wysoko nosi g�ow�?M�wi� mi: - pierwszy w Gda�sku i nieostatni na londy�skiej gie�dzie. C� st�ddzisiaj? My�lisz, �e chcia�em z tob� m�wi� o cenach zbo�a? Drewna? Dziegciu?A mo�e sk�r wo�owych? Ja wiem, wam wszystkim si� wydaje, �e kiedy odmawiaciekr�lowi Prus, wtedy republika�ska bogini porusza skrzyd�em , wzruszona6cnot� swoich wiernych. Tylko �e waszej cnoty starczy wam jeszcze na kilka lat!(pauza) Czytasz Newtona?Henryk Floris:Czytam wszystko, co po�yteczne w moim zawodzie, Newtona tak dobrze jak Senek�,wasza wysoko��.Fryderyk wskazuje na le��c� na posadzce map�.Fryderyk:Natura nie znosi pr�ni. Nie toleruje chaosu. Takie jest prawo gwiazd, planet,atom�w, polityki. Czym�e by ona by�a bez tej zasady? Twoje miasto nie le�y naksi�ycu Schopenhauer.Henryk Floris:Istotnie wasza wysoko��. Le�y ono nad Ba�tykiem.Fryderyk wstaje. Henryk Floris r�wnie�. Henryk Floris schyla si�, usi�uj�cgrzecznie podnie�� map� z posadzki. Fryderyk przydeptuje j� obcasem. HenrykFloris wyprostowuje si�, patrz�c kr�lowi prosto w oczy.Fryderyk:Jeste� g�upcem. Wiesz przynajmniej dlaczego?Henryk Floris:Zapewne wed�ug waszej wysoko�ci g�upcem jest ka�dy, kto odmawia kr�lowiPrus.Fryderyk:Chcia�em ci da� szlachectwo. Tytu�. Kto wie, mo�e zosta�by� ministrem w moimpa�stwie. Co na to powiesz teraz?Henryk Floris:Niechaj kr�l Prus z bo�� pomoc� rz�dzi swoim pa�stwem, a kupiec zbo�owyswoim kantorem, za pozwoleniem waszej wysoko�ci - w wolnym mie�...Fryderyk:Do��.Henryk Floris:Kantorem w wolnym mie�cie.Fryderyk:Id� ju� Schopenhauer. Ta rozmowa trwa�a o kwadrans za d�ugo.7Henryk Floris sk�ania g�ow�, odchodzi ku drzwiom. Fryderyk podnosi map� zposadzki, ciska j� do kominka. Fryderyk do znikaj�cego w drzwiach Henryka Florisa.Fryderyk:Voila les calamitees de la ville de Dansic!!Za oknem zn�w s�ycha� werble. Kroki maszeruj�cego oddzia�u.8Scena II.Osoby:Henryk Floris Schopenhauer, obecnie ma lat 46.Joanna Schopenhauer, jego �ona, lat 27.Artur, ich syn, lat 5.Tragarz ITragarz II - obaj w sile wieku.Agata, rumiana s�u��ca w stroju kuchennym.Gda�sk, marzec, rok 1793. Salon mieszcza�ski w domu Henryka Florisa i JoannySchopenhauer�w w ich domu przy ulicy �wi�tego Ducha. Wida�, �e to bogatei z angielska urz�dzone wn�trze, jest ju� pustawe - przed wyprowadzk�. Tylkokilka ma�ych sztych�w ozdabia �ciany, w pozosta�ych miejscach wyra�ne plamy pozdj�tych dopiero co obrazach. Kanapa i jeden fotel - wci�ni�te w r�g obok drzwiwej�ciowych do salonu - zaci�gni�te pokrowcami. Tylko jeden lichtarz na kominku.Powy�ej niego rze�biony fryz kamienny z du�ym herbem Gda�ska. Na kartuszuwyra�ny napis z�oconymi litrami: - �Die Konigl. Polnische u. Preuschische Hanseeund Handels - Stadt DANZIG, Poln. GDANSKO im Lande Pomerellien�. Na�rodku salonu st�, trzy krzes�a. Pod �cian� - obok kominka klawesyn - wydatnienie na swoim miejscu; dalej oszklona, otwarta szafa biblioteczna, w kt�rej zosta�otroch� wolumin�w. Przy niej niezamkni�ty kufer wype�niony ksi��kami. �cianaprzeciwleg�a zdominowana jest przez ogromn�, ci�k� szaf� gda�sk�, na kt�rejstoi pud�o podr�ne na kapelusze. Trzy okna. Na pod�odze podwini�ty dywan, podnim typowo holenderska, w czarno - bia�e kwadraty posadzka. Wdzi�czny by�bykot, najlepiej szaro-bury dachowiec.Za oknami s�ycha� co pewien czas powtarzaj�cy si�, st�umiony odg�os werbli.Raz bli�ej, raz dalej.Do salonu wchodzi Artur, nios�c przed sob� taboret. Tu� za nim Joanna. Arturpotyka si� o podwini�ty rulon dywanu, upada, puszczaj�c z r�k taboret.Joanna:Nigdy nie patrzysz pod nogi! M�wi�am, �eby� uwa�a�!Artur szybko podnosi si� na nogi i nie zwracaj�c uwagi na matk�, ani na taboret,p�dzi do okna. Wspina si� na parapet. Przylepia twarz do szyby. Joanna podnositaboret, ustawia go przy gda�skiej szafie, podwija sukni�, wchodzi na taboret,usi�uj�c bezskutecznie si�gn�� po pud�o na kapelusze.Joanna:Ciebie o co� poprosi�... Ojcu to oczywi�cie by� us�u�y�. Ale twojego ojca nie obchodz�moje kapelusze.Joanna wspina si� na palcach, dotyka pud�a z kapeluszami, pud�o spada napod�og�, osobno walcowaty tubus, osobno wieko. Joanna odwraca si� powoli odszafy, chce zej�� z taboretu; ale r�bek sukni zaczepiony o kant jego siedziska grozi9tym, �e podczas zeskoku suknia poci�gnie taboret ze sob� i ten przewr�ci si� naJoann�.Joanna:Artur!Artur odwraca twarz od szyby. Zeskakuje z parapetu. Podchodzi do pud�a,unosi je, zagl�da do �rodka, wzrusza ramionami, nak�ada wieko.Joanna:Artur!!Artur odstawia pud�o. Dopiero teraz podchodzi do matki, uwalnia r�bek jejsukni, wreszcie podaje d�o�. Joanna do�� niezgrabnie zeskakuje z taboretu. Arturnatychmiast p�dzi do okna i zajmuje poprzedni� pozycj�, oboj�tny na wydarzeniaw salonie.Joanna otrzepuje chusteczk� pud�o z kurzu.Joanna:Tyle razy m�wi�am Agacie, �eby to st�d zabra�a. I kto postawi� to na szafie? Fu,ile kurzu. Ale jak pa�stwo wyje�d�aj�, kto by ich tam pos�ucha�.Joanna (do Artura):Takie ciekawe? Chodz� i b�bni�. B�bni� i chodz�. Oszale� mo�na od tych obwieszcze�.Tylko nie wa� mi si� otwiera� okna. W marcu naj�atwiej o zapaleniep�uc.Do salonu wchodz� dwaj tragarze. Joanna, otwieraj�ca w�a�nie pud�o, niedostrzega ich.Joanna:Puste? To gdzie jest m�j wiosenny kapelusz od pani Frossard? Artur, biegnijpr�dko do kuchni i powiedz, �eby Agata natychmiast przesta�a szykowa� prowiantyi �eby tu przysz�a.Artur zdaje si� nie s�ysze� matki.Joanna dostrzega tragarzy.Joanna:No, na co czekacie.Tragarz I:No bo prosz� pani, pan Schopenhauer powiedzia�, �eby teraz klawesyn.Joanna:To bierzcie klawesyn.Tragarz II:10Ale pani powiedzia�a, �e instrument kupi� pan Moser i �eby go na ko�cu znie�� dosieni, nawet jak ju� pa�stwo wyjad�, bo pan Moser jutro dopiero przy�le po instrument.Joanna:No to bierzcie ksi��ki.Tragarz I:Ale prosz� pani, pan Schopenhauer powiedzia�, �e ksi��ki to na samym ko�cu i �eon sam jeszcze popatrzy kt�re zostawi�, a kt�re do kufra.Joanna:Widocznie pan Schopenhauer nie panuje nad sytuacj�. Pakujcie ksi��ki.Tragarz II:Tak prosz� pani... ale kt�re?Joanna:No to klawesyn.Tragarze podchodz� do klawesynu.Joanna (do Artura):Artur, biegnij po ojca. Jest z panem Abendrothem w gabinecie. Albo nie, zosta�.Artur nawet si� nie odwraca od szyby.Joanna (do tragarzy):Zaraz, zostawcie klawesyn. Ja sama p�jd� po m�a.Joanna wychodzi z pud�em na kapelusze w d�oniach.Tragarze podchodz� do szafy bibliotecznej i kufra. Tragarz I wyjmuje z p�kiksi��k�. Duka tytu�.Tragarz I:Cier pi enia m�o de, m�odego, We, Wetera!Artur (nie odwracaj�c si� od okna):Wertera!Tragarz I:Tak, Wertera. Dzi�kuj� ci ch�opcze.Tragarz II (do Tragarza I):To ty umiesz czyta�?Tragarz I:A bo co?11Tragarz II:A tu (podaje ksi��k� z p�ki) co pisze?Tragarz I:Nie - pisze, tyl... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • achim.pev.pl