38. George Catherine - Portugalskie wakacje, ● Harlequin Romantyczne podróże

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Catherine George

 

Portugalskie wakacje

ROZDZIAŁ PIERWSZY

 

Catherine patrzyła, jak mglista Anglia południowa znika w dole. Samolot zmierzał do Porto. Siedziała w fotelu przy oknie, obok pary bardzo zajętych sobą młodych ludzi, myśląc z niecierpliwością o czekających ją wakacjach.

Wiedziała, że zdaniem niektórych spośród jej przyjaciół, jej życie już teraz przypomina nie kończący się urlop. Pogodnie przyjmowała przytyki w rzadkich chwilach, kiedy się spotykali, lecz stanowczo broniła swojej decyzji, by zobaczyć trochę świata, zanim się ustatkuje. Sprzedawanie sukni znanych projektantów na luksusowym liniowcu było pracą znacznie cięższą, niż podejrzewała większość ludzi. Poza tym, gdyby nie znajdowała się na pokładzie statku, który przycumował w Lizbonie pewnego słonecznego dnia w czerwcu ubiegłego roku, nigdy by nie spotkała Any.

Catherine, która uwielbiała Lizbonę najbardziej ze wszystkich portów, zeszła na ląd najszybciej jak mogła wraz z kilkoma koleżankami z biura płatnika. Podczas gdy jej towarzyszki piły kawę przed jedną z kafejek, ona powędrowała kawałek dalej, przywabiona przez wystawę sklepu z torebkami przy Rua Augusta. Ledwo mogła uwierzyć własnym uszom, słysząc znajomy głos wołający ją po imieniu. Z radosnym okrzykiem obróciła się i zobaczyła przed sobą drobną, pełną życia postać Any Marii Barroso o czarnych jak atrament oczach iskrzących się pod ciężkimi brązowymi włosami. Ana miała na sobie stylową sukienkę zamiast dżinsów i swetra, w których Catherine pamiętała koleżankę ze wspólnych studiów w Putney.

Ana mocno objęła przyjaciółkę i pocałowała ją w oba policzki.

– Que maravilha spotkać cię tutaj! Jesteś na wakacjach, querida?

Catherine odwzajemniła uścisk z równą energią, wyjaśniając, że wciąż pracuje na liniowcu.

– Zeszłam na ląd tylko na kilka godzin – statek odpływa o piątej.

Zażądawszy na wyłączność towarzystwa Catherine do tej pory, Ana porwała ją na obiad z owoców morza w Travessa do Santo Antao. Obie trajkotały bez przerwy, relacjonując, co zaszło od ich ostatniego rozstania. Ana pracowała ciężko, odkąd skończyła college, pomagając bratu w obsłudze turystów. Teraz jednak, oznajmiła, Eduardo będzie sobie musiał poszukać nowego niewolnika.

– Bo wychodzę za mąż! – zakończyła z bezwstydnym tryumfem.

Catherine rozpromieniła się i wzniosła toast wodą mineralną.

– Gratuluję. Myślałam, że jesteś niezłomnie przeciwna małżeństwom.

Ana zarumieniła się, energicznie wzruszając ramionami.

– Everdade, cara, ale byłam głupia. Nie wiedziałam wtedy tego, co wiem dzisiaj.

– Cóż takiego odkryłaś?

– Miłość – odparła Ana po prostu.

– Ach, rozumiem. Kim jest ten szczęśliwiec?

– Carlos da Cunha. Catherie zmarszczyła brwi.

– Czy to nie mężczyzna, którego brat wybrał ci na męża?

– E, sim. Byłam wtedy wściekła, bo Eduardo chciał zaaranżować moje małżeństwo. Kiedy się zbuntowałam, on... jak wy to mówicie? Umył od wszystkiego ręce?

– Rozumiem, rozumiem! Kiedy brat przestał naciskać, zobaczyłaś Carlosa w nowym świetle.

– Emtamente. – przytaknęła Ana radośnie. – Dowiedziałam się też, że Carlos chce, żebym mu pomogła w pracy. To zmieniło wszystko. Widzisz, ja tak lubię pracować w tur istno. To takie interesujące i poznaję tylu ludzi. Nie chciałam być tylko dona de casa jak moje siostry.

– Więc Carlos zajmuje się obsługą turystów?

– Z wykształcenia jest advogado... prawnikiem... tak jak Eduardo. Teraz jednak jego rodzice chcą się przeprowadzić do EstoriL zostawiając mu Quinta da Floresta w dolinie Lima. Carlos podziwia Eduarda i chce przebudować dom dla gości w podobny sposób. – Ana westchnęła z zadowoleniem. – Więc mu powiedziałam, że jeśli będziemy pracować razem, to za niego wyjdę. Carlos przysiąg! że zawsze będę mogła robić, co zechcę. A kiedy... kiedy...

Ana zająknęła się i znowu oblała rumieńcem. Catherine uśmiechnęła się ze zrozumieniem.

– A kiedy ci pokazał, jak cię kocha, wiedziałaś, że jest mężczyzną twojego życia.

– Skąd wiesz?

– Przez ten wyraz w twoich oczach, skarbie. Catherine poklepała Anę po ręce, czując się starsza o całe stulecia, a nie zaledwie o miesiąc czy dwa.

– Mam nadzieję, że będziesz bardzo szczęśliwa.

– Nie liczę na cud. Będę pracować ciężko nad moim małżeństwem – zapewniła ją Ana, po czym zaczęła się domagać wieści o życiu przyjaciółki.

– Zaczęłam się rozglądać za jakąś pracą na stałym lądzie – wyznała Catherine, wzdychając. – Obawiam się, że nadszedł czas, by się włączyć w wyścig szczurów, choć wierz mi, praca na statku to nie przelewki. Sprzedaję w butiku, prowadzę księgi rachunkowe, urządzam pokazy mody i próbuję nie dostać klaustrofobii w maleńkiej kabinie, którą dzielę z koleżanką. Z drugiej jednak strony dobrze zarabiam, poznaję ciekawych ludzi i mam nadzieję zwiedzić trochę świata.

– I nigdy nie jesteś enjoada? Nie dostajesz choroby morskiej? – spytała Ana, wykrzywiając się złośliwie.

– Na szczęście nie. Chociaż nie powiem, żebym szczególnie lubiła życie na statku przy sztormie o sile dziesięciu stopni w skali Beauforta.

Ana skinęła na kelnera, by zapłacić rachunek.

– A Dan? Nic o nim nie mówisz. Nie jesteście już razem? Twarz Catherine znieruchomiała.

– Nie. Kiedy tylko skończył studia, dał mi boleśnie jasno do zrozumienia, że w jego planach na przyszłość nie ma dla mnie miejsca. Więc kiedy się dowiedziałam o pracy na statku, zgodziłam się bez wahania. To był sposób, żeby dojść do siebie.

Wzruszyła filozoficznie ramionami, odrzucając na plecy ciemne włosy.

– A ty, Ano? – spytała łagodnie. – Uporałaś się z żałobą? Przyjaciółka skinęła poważnie.

– Mais ou menos. Nadal płaczę, naturalmente. Ale życie idzie na przód, não é? – Rozpromieniła się. – Nigdy jednak nie zapomnę twojej życzliwości. Śmierć matki i brata w ciągu kilku dni była dla mnie tak ciężkim ciosem, że bez ciebie nigdy bym się po niej nie podniosła.

Sięgnęła przez stół i ujęła dłoń Catherine.

– Ale porozmawiajmy o czymś weselszym. Obiecaj, że przyjedziesz na mój ślub! Zrób sobie małe wakacje w Quinta das Lagoas. Bardzo tęsknię do towarzystwa. Moje siostry są ciągle zajęte swoimi rodzinami. – Wykrzywiła się. – Przyjechałam teraz do Lizbony na baptismo najmłodszego syna Leonor. Nie mogę się doczekać, żeby wrócić do pracy, do domu! Powiedz, że zostaniesz na trochę, querida. Będzie mi tak miło!

Nie można było odmówić. Zresztą Catherine nawet przez moment nie zamierzała tego zrobić. Zawsze intrygowały ją opowieści Any o jej rodzinie i domu w Minho na północy kraju. Jej znajomość Portugalii ograniczała się do rzadkich odwiedzin w Lizbonie, kiedy zawijali tam do portu.

Lotnisko w Porto, maleńkie w porównaniu z Heamrow, oczarowało Catherine od pierwszej chwili. Włożyła ciemne okulary i zawiązała na głowie szał, by się ochronić od silnego słońca. Jak zawsze w Portugalii, wszyscy byli uprzejmi i mili, włączając w to młodego człowieka z firmy wynajmującej samochody, który ku jej zdumieniu czekał na nią, kiedy wyszła z budynku lotniska...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • achim.pev.pl