40.Guns.to.Apache.Pass.1967.VHSRip.DivX, jacek4014

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
00:00:01:Movie info: DX50 320x240 29.965fps 698.0 MB00:00:16: 40 K A R A B I N Ó W00:01:25:Po zakończeniu Wojny Secesyjnej...00:01:27:...rozstrzygała się kwestia, |kto będzie rzšdził terytorium Arizony,00:01:31:indianie czy armia Stanów Zjednoczonych.00:01:33:Oddziały wrogich Apaczów | grasowały po całym terenie.00:01:36:Tylko dzięki odwadze i powięceniu | kilkunastu odważnych ludzi00:01:40:uchroniono terytorium od| całkowitego zniszczenia.00:01:53:W lecie 1869 roku,00:01:55:Koczis, sławny wódz | Chiricahua Apaczów,00:01:58:na czele swoich wojowników |dokonał brutalnych napadów i zabił00:02:00:wielu mężczyzn, kobiet i dzieci |na terenie południowej Arizony.00:02:04:Wielu osadników z tego terenu00:02:06:poprzysięgło krwawš zemstę Koczisowi.00:02:09:Mały oddział kawalerii | Stanów Zjednoczonych00:02:12:eskortował ocalałych osadników | na placówkę do obozu wojskowego.00:02:15:Tam armia zdecydowała zorganizować| ostatni punkt obrony terytorium.00:02:43:Wiem, jak się pisze nasze nazwisko.00:02:46:Idcie do pracy.00:02:48:Hej! Hej, popatrz!00:03:00:To Bruce.00:03:01:Nie licz na to siostrzyczko, | że kapitan przyjechał w zaloty,00:03:04:razem z całym tym tłumem ludzi.00:03:11:Ellen.|- Miło mi cię widzieć, Bruce.00:03:14:Czy co się stało?00:03:16:Twój ojciec w domu | - Tak.00:03:17:Muszę z nim pomówić.00:03:19:Czy to nie jest rodzina Carterów?00:03:21:Tylko ci co ocaleli. | Apacze napadli ich dzi rano.00:03:23:Wasz dom może być następny.00:03:25:Oczywicie chętnie pojedziemy z wami, kapitanie.00:03:27:Nasza placówka jest na Apache Wells.00:03:29:Oh, będzie bardzo ciężko namówić| Tatę do wyjazdu stšd.00:03:34:Wszyscy chcieli tutaj pozostać.00:03:36:Apacze to decydujšcy argument| przeciwko pozostaniu tutaj.00:03:49:Sierżancie Walker!00:03:51:Niech mężczyni przygotujš miejsce w wozie.00:03:53:Przegrupować tabor |i podstawić jeden wóz pod dom.00:03:55:Kapitanie, chwileczkę. |Czy nie powinnimy najpierw porozmawiać z Tatš?00:03:59:On to zrozumie.00:04:10:Tato!00:04:21:Kapitanie, Coburn.00:04:23:Pani Malone.00:04:24:Koczis wstšpił na cieżkę wojennš.|- Co takiego?00:04:26:Eskortujemy ocalałych osadników| do obozu w Apache Wells.00:04:32:Nie prosiłem o jakiekolwiek eskortowanie.00:04:34:Nikt z nich nie prosił, |Koczis spalił ich domy i musieli uciekać.00:04:37:Tato wie, jak radzić sobie z Apaczami.00:04:39:Nie ma na nich żadnego sposobu, Mike. |Ile macie karabinów?00:04:43:Tylko ten jeden.00:04:46:Nigdy mnie nie zawiódł.00:04:49:Proszę posłuchać, panie Malone.|Naszym obowišzkiem jest was chronić.00:04:53:Ale nie możemy wysyłać żołnierzy | na każdš farmę.00:04:55:Namawiam was bycie pojechali tam, | gdzie nasze siły sš skoncentrowane i zdolne do obrony.00:04:58:Lepiej go posłuchajmy, Harry.00:05:00:Kate.00:05:02:Przez dziesięć długich lat | ciężkš pracš zbudowalimy to wszystko.00:05:07:I chcesz teraz oddać swoje życie, | pozostajšc tutaj.00:05:10:Koczis poprzysišgł, że zabije| każdego białego człowieka w południowej Arizonie.00:05:15:Jak powiedział, tak już zaczšł.00:05:19:Nie ma czasu na sprzeczanie się.00:05:21:Nie zamierzam pozwolić wam tu zostać i zginšć.00:05:35:Cóż, mylę, że to jest jedyne wyjcie.00:05:40:Potrzebujemy trochę czasu na spakowanie.00:05:42:Przykro mi, ale mamy mało czasu.00:05:44:Kawalerzyci za chwilę podstawiš wóz.00:05:46:Bšdcie gotowi jak dojedzie na miejsce.00:05:54:Chodmy, mamo.00:05:56:Zabierzcie tylko niezbędne rzeczy, dzieci.00:06:09:Kapitanie, czy mogę zarzšdzić | by ludzie wysiedli z wozów?00:06:12:Sierżant Walker wydaje polecenia.00:06:16:Wiem sir, ale ludzie | poprosili mnie, bym z panem pomówił.00:06:20:Skarżš się, że jest im zbyt ciężko.| Oni potrzebujš odpoczynku.00:06:25:Odpocznš kiedy dojedziemy do obozu.00:06:27:Rozumiem kapitanie, |ale powinnimy się gdzie zatrzymać.00:06:30:Potrzebna jest woda, pasza dla koni.00:06:32:Miejsce równie dobre jak każde,| przez wzglšd na Apaczów.00:06:35:Bodine, mówisz o nie wykonaniu polecenia?00:06:39:Nie, sir.00:06:41:Gdy byłem sierżantem, oficerowie | musieli się liczyć z moim zdaniem.00:06:45:Czy to dlatego wylšdowałe jako kapral?00:06:48:Jeszcze mnie będš potrzebować, sir.00:06:51:Może oni tak, ale na Boga, ja nie.00:06:54:Jeli będziesz sprawiał mi kłopoty,00:06:56:...to zmusisz mnie, |by cię odesłać z powrotem do Privey.00:06:59:A teraz, na koń!00:07:02:Tak jest, sir.00:07:16:Bodine znowu pokazujesz rogi, kapitanowi?00:07:21:Nie cofnę się przed niczym, sierżancie.00:07:24:Tak więc, wiem dlaczego tu jeste.00:07:27:Ty i tuzin takich | nic u niego nie załatwicie.00:07:33:Sierżancie, chcę ci co powiedzieć.00:07:35:On może sobie rzšdzić wszystkimi, |ale mnie to nie dotyczy.00:07:46:Sierżancie Walker?|- Tak.00:07:48:Spalić dom, żeby nic nie zostało dla Koczisa.00:08:04:Ruszać!00:08:27:Kapitan Coburn prowadził | osadników cały dzień,00:08:31:ale zmrok i znużenie | w końcu wymusiły postój.00:08:36:Liczę na cisłš współpracę dzi wieczorem.00:08:39:Na wypadek ataku musimy ustawić wozy| i chronić konie.00:08:42:Ludzie zamiast być w łóżkach, ukryjš się | tam na górze w skałach.00:08:46:Nie zapalamy żadnych ognisk i zachowujemy się cicho.00:08:49:Musimy być gotowi do wymarszu o wicie.00:08:51:Nie mamy za dużo wody, sir. |Wiem.00:08:53:Dajcie pić kobietom i dzieciom,| resztę oszczędzać dla koni.00:08:57:Zaczynajcie, sierżancie. | - Tak, sir.00:09:00:W porzšdku. Zabierzcie swoje rzeczy | i chodcie ze mnš.00:09:15:Kapitanie, a co z żołnierzami?00:09:18:Sš tak samo spragnieni, jak oni.00:09:20:Jechali w palšcym słońcu cały dzień.00:09:22:Nie zaszkodzi im obejć się |jednš noc bez wody.00:09:24:Proszę spojrzeć, kapitanie... | - To wszystko, Bodine.00:09:36:Wiesz, lepiej przygotujmy się, żeby| pomóc jak nas zaatakujš Indianie.00:09:42:Poprosimy kapitana, żeby |dał nam kilka strzelb.00:09:45:Wiesz jak to jest z broniš, Mike. | Nie było okazji nauczyć się dobrze strzelać!00:09:48:Cóż, jeli Apacze podejdš blisko, | szybko się nauczysz.00:10:06:Czy Apacze mogš uderzyć na nas| dzisiaj w nocy, kapitanie?00:10:10:Niestety nie znam ich zamiarów, Mike.00:10:13:I włanie dlatego musimy być gotowi.00:10:15:Doug i ja chcemy pomóc, jeli | dostaniemy kilka strzelb.00:10:21:Doceniam waszš pomoc, ale | nie mam doć broni dla moich ludzi.00:10:27:W takim razie zgaduję, że pozostaje nam| przeprosić się ze starš siekierę, prawda?00:10:31:Może nie będzie potrzeby jej użycia.00:10:34:Hej, Mike, Doug? | Chodcie, pomożecie mi.00:10:45:Mama i tato poszli na górę, | możecie to im zanieć?00:10:48:W porzšdku.00:10:56:Och!00:11:01:Dawno już ze sobš nie rozmawialimy.00:11:05:Przez miesišc, Pułkownik nie był | skłonny dać mi trochę wolnego czasu.00:11:10:O, dobrze że masz | jeszcze jakie usprawiedliwienie.00:11:12:Ostatni raz było to w Apache Wells.00:11:15:Nie będę szukać usprawiedliwień.00:11:19:Chod, odprowadzę cię.00:11:21:Mm, och. Chcę tu być.00:11:28:Słyszysz ten samotny głos.00:11:32:Prawdopodobnie samotny zwiadowca Apacz.00:11:37:Przyszedłe tutaj by mówić o nas, | czy o obronie przed Indianami?00:11:42:Niezupełnie ale...00:11:44:Dałbym wiele by zawsze oglšdać |takie piękne włosy takie jak twoje.00:11:48:Tak mylisz?00:12:01:Dla ciebie mógłbym rzucić to wszystko.00:12:06:Dlaczego tego nie zrobisz?00:12:10:Nie jestem dobrš partiš dla | takiej dziewczyny jak ty.00:12:15:W moim zawodzie nie zostaje się| w jednym miejscu za długo.00:12:19:Nie za póno na takie rozważania, Bruce.00:12:44:Idę na górę, do zobaczenia.00:13:09:Nie wiesz, że to nasz cały zapas wody.00:13:13:Nigdy by tego nie zrobił gdyby nie | miał poparcia innych, kapitanie.00:13:17:Nie liczę na niczyje poparcie, Bodine.00:13:19:Walczyłem w tym wojsku przez dziesięć lat| zanim dostałem szlify oficerskie.00:13:23:Nie potrzebuję ich.00:13:26:Och?00:13:29:Chcesz powiedzieć, że zapomnisz | o oficerskich szlifach,00:13:32:żeby spotkać się ze mnš| jak mężczyzna z mężczyznš?00:13:35:Jestem gotów rozmawiać z tobš po dobroci.00:13:37:Mylę, że mówię zrozumiałym |dla ciebie językiem.00:15:11:Kapitanie! Kapitanie Coburn!00:15:19:Kapitanie...00:15:22:...zabije go pan.00:15:41:Napojcie konie i postawcie| strażnika przy wodzie.00:15:47:Tak, sir.00:16:10:Apache Wells. | Terytorium Arizona.00:16:13:Pułkownik Homer Reed dowódca| oddziału kawalerii...00:16:16:...ustalił zasady jak| w ramach placówki armia00:16:20:ma chronić osadników | w graniczšcym z placówkš obszarze.00:16:23:Rodziny znajdujšce się w pobliżu miały | schronić się w obozie.00:16:26:Tylko najdalsze rancha | pozostawały nie chronione.00:16:31:Bacznoć! Przejcie.00:16:37:To oddział kapitana Coburna? | - Nie, to poranny patrol.00:16:40:Kapitan Coburn powinien wrócić wczoraj, sir?00:16:43:Wylemy patrol jeli nie | wrócš przed zmrokiem.00:16:50:Stary traci pewnoć kiedy Coburna | nie ma w pobliżu.00:16:53:Nie zdziwiłbym się gdyby | kapitan nigdy nie wrócił.00:16:58:Bugler! Tršbić alarm.00:17:58:Zajšć się rannymi.|Mogš jeszcze wrócić.00:18:07:Dobra robota, sierżancie. | - Dziękuję, sir.00:18:09:Razem z kapitanem jestemy | od dłuższego czasu.00:18:12:Nie moglimy poddać się, będšc tak blisko domu.00:18:15:Ci Apacze coraz mielej atakujš, Bruce.00:18:17:Nie mylałem, że pojadš za tobš | do obozu.00:18:19:Czas pokaże czego oni chcš.00:18:22:Staje się to już męczšce, kiedy | trzeba stale czuwać lub uciekać,00:18:25:jak tylko pojawiš się jacy Apacze.00:18:27:Kiedy dostaniemy | te nowe strzelby, pułkowniku?00:18:30:Składałem proby już przynajmniej | kilka razy.00:18:33:Armia posyła tylko usprawiedliwienia | zamiast strzelb.00:18:36:Powierzaj... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • achim.pev.pl