3945, Big Pack Books txt, 1-5000

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
KASZUBSKA MADONNAOpracowa� i do druku poda�Jerzy LIMONBy� mo�e niezupe�nie przypadkowo Dyrekcja Biblioteki Gda�skiej Polskiej Akademii Nauk zwr�ci�asi� do mnie z propozycj� opracowania i przygotowania do druku do�� nietypowego r�kopisu (nr kat. Ms240550). Nietypowo�� ta, ba, pewna nawet zagadkowo��, wynika z faktu, i� r�kopis ten, licz�cy oko�o200 lu�nych i przewa�nie nie ponumerowanych kartek formatu A-4, pokrytych drobnym i cz�stonieczytelnym pismem, znaleziono kt�rego� letniego dnia 1985 roku w Czytelni Naukowej (na miejscunumer 19). Dla bibliotekarzy czy archiwist�w znaleziska tego typu to nie nowina, szkopu� jednak w tym,�e jak wynika z jego pobie�nej cho�by lektury, jest to r�kopis wsp�czesny, a ponadto nie zosta� onzdeponowany w Bibliotece, lecz pozostawiony w Czytelni czy to na skutek roztargnienia autora (do dzi�nie uda�o si� jego to�samo�ci ustali�), czy te� celowo przez niego tam porzucony. Jedno nie ulegaw�tpliwo�ci: materia� ten sprawia wra�enie sko�czonego b�d� prawie sko�czonego (w paru miejscachtekst si� gwa�townie urywa); nasuwa si� przypuszczenie, �e par� kartek gdzie� si� zawieruszy�o.Poniewa� w ostatnim rozdziale jest r�wnie� i o mnie mowa, co by�o przyzna� musz� niema�ym dla mniezaskoczeniem, postanowi�em pozostawi� odno�ne fragmenty bez jakiegokolwiek komentarza. Mog�tylko doda�, �e by�oby to w wielu miejscach konieczne, gdy� �dla przyk�adu � nigdy opowiadania podtytu�em �Kaszubska Madonna� nie napisa�em (natomiast wykorzysta�em ten tytu� dla ca�o�ci, autorbowiem zapewne przez niedopatrzenie � pozostawi� swe dzie�o bez tytu�u). Innych nie�cis�o�ci nieprostuj�, gdy� ingerencja wydawcy w tekst by�aby zbyt du�a. Dla �atwiejszej lektury postanowi�em te�ograniczy� liczb� przypis�w do niezb�dnego minimum, pozostawiaj�c je � za autorem � w tek�cieg��wnym.Korzystaj�c z okazji, pragn� bardzo serdecznie podzi�kowa� za �yczliwo�� i pomoc pracownikomCzytelni Naukowej, a tak�e prof. prof. Andrzejowi Kopcewiczowi i Tomaszowi Krzeszowskiemu,kt�rych cenne uwagi umo�liwi�y uko�czenie tej �mudnej pracy. Dzi�kuj� tak�e markizowi Orii, kt�ryosobi�cie patronowa� ca�emu przedsi�wzi�ciu.J.L.Gda�sk, sierpie� 19863IKiedy w ostatniej �wierci dwudziestego wieku co bardziej rozs�dni historycy sztuki przestali si� ju�rozpisywa� na temat polsko�ci czy niemiecko�ci Gda�ska, a miasto nie po raz pierwszy w swychburzliwych dziejach sta�o si� g�o�ne na �wiecie, cho� mo�e po raz pierwszy jako Gda�sk w�a�nie, a nieDanzig, wi�c kiedy z prac historyk�w sztuki dotycz�cych Gda�ska i regionu zacz�y znika� w�tkinacjonalistyczne, czy te� jak niekt�rzy wol� � patriotyczne (co oczywi�cie zale�y od narodowo�cidanego badacza), natrafiono w�wczas ponownie na �lad Pi�knej Madonny z okolic Rozewia, kt�razafascynowa�a swoj� inno�ci� wszystkich, kt�rzy jej histori� pr�bowali zg��bi�. Niestety, od razu nale�ywyja�ni�, �e rze�ba ta nie zachowa�a si� do naszych czas�w, gdy� �lad po niej zagin�� gdzie� pod koniecosiemnastego wieku i jedynie nale�y sobie �yczy�, by odnalaz�a si� kiedy� w zbiorach jakiego� bogaczakolekcjoneraw Dallas albo w Singapurze. Nie mo�na bowiem powa�nie traktowa� lokalnej legendy,�ywej do dzi�, wedle kt�rej owa Pi�kna Madonna ma w cudowny spos�b powr�ci� w okolice Rozewia,�e ma wyp�yn�� z morza, by ponownie wzi�� pod opiek� sw�j wybrany lud, wystawiony r�wnie� i wostatnim czasie na kolejn� wielk� pr�b� wiary i wierno�ci. Tak wi�c dzie�o to znamy tylko z paruzdawkowych opis�w oraz z wielu innych przekaz�w tylko po�rednio z nim zwi�zanych. Ale i tak niedoczeka�y si� one do tej pory syntetycznego opracowania i t� luk� niniejsze studium ma uzupe�ni�.Znakomita wi�kszo�� zachowanych �r�de� znajduje si� w Bibliotece Gda�skiej Polskiej Akademii Nauk,instytucji szacownej i znanej w �wiecie naukowym z bezcennych zbior�w starodruk�w i r�kopis�w, aza�o�onej przed czterema wiekami � jako Biblioteka Senatu Gda�skiego � przez pewnego w�oskiegoarystokrat�, kt�rego olejny portret z 1597 roku wisi do dzi� w Czytelni Naukowej tej�e biblioteki.�wiadczy to niew�tpliwie o wdzi�czno�ci, jak� gda�szczanie czuj� dla fundatora tak wa�nej dla kulturymiasta plac�wki, wdzi�czno�ci przez czas i obyczaje nie zatartej. Zaskarbi� ten cz�owiek i nasz�wdzi�czn� pami��, gdy� bez niego nie natrafiono by na �lad kaszubskiej Madonny, i to z dw�chprzynajmniej powod�w: po pierwsze, za�o�y� on bibliotek� w Gda�sku, a bez niej nie mieliby�mydost�pu do �r�de� historycznych dotycz�cych tej unikatowej na ziemiach Polski rze�by; a po drugie,pewien epizod w jego �yciu, o kt�rym dowiadujemy si� w�a�nie z owych �r�de�, z��czy� go na wieki nietylko z bibliotek� czy Gda�skiem, ale i z sam� Madonn�. Mo�na doda� i po trzecie, �e bez markiza zwielu wzgl�d�w napisanie tej pracy by�oby niemo�liwe. Jest w tym nieco ironii losu, w�oski arystokrataby� bowiem heretykiem, przynajmniej z punktu widzenia katolik�w (na przyk�ad dzisiejszychgda�szczan), cho� � trzeba to przyzna� � by� te� cz�owiekiem bogobojnym i prawowiernym z punktuwidzenia wyznawc�w Ko�cio�a zreformowanego (na przyk�ad �wczesnych gda�szczan).Zanim jednak Jan Bernard Bonifacio, markiz Orii � bo o nim tu w�a�nie mowa � ofiarowa� sw�jcenny ksi�gozbi�r Radzie Miejskiej w Kr�lewskim Mie�cie Gda�sku (a by�o to we wrze�niu 1591 roku),daj�c tym samym dow�d wdzi�czno�ci za go�cinne przyj�cie i stwarzaj�c zal��ek Biblioteki Miejskiej,musia� on prze�y� chwile niezwyk�ej grozy i tylko cudem wyrwano tego cnotliwego cz�eka z obj��lubie�nej �mierci. Wyprzedzaj�c nieco te fakty, nale�y przypomnie�, �e markiz by� �wietniewykszta�conym humanist�, ale poniewa� jego ci�goty w kierunku protestantyzmu sta�y si� zbyt znane wjego ciep�ej i kolorowej ojczy�nie, by uj�� uwadze czujnej �wi�tej Inkwizycji, troskliwie dbaj�cej oludzkie dusze; musia� on ruszy� na tu�aczk� po �wiecie, by w ko�cu; znu�ony peregrynacj�, na stare latawybra� do�� ch�odn� i przez po�ow� roku szar� Polsk�, gdzie mia�yby spocz�� jego zm�czone ko�ci. Jakprzysta�o na humanist�, od spalenia wola� rozk�ad naturalny. Polska s�yn�a (w�wczas) z tolerancji,stawiana przez wielu za wz�r do na�ladowania, a z�ota wolno�� szlachecka � p�niej tak bardzonies�awna � trzyma�a w ryzach wszelkie zakusy Inkwizycji, na temat bowiem duszy szlachcica tylko onsam m�g� si� wypowiada�, przez co by� to kraj bez stos�w, czym si� do dzi� Polacy chlubi�, a conajwy�ej mordowa� mo�na by�o bezkarnie katolickich czy prawos�awnych ch�op�w, z tym �e nie4czyniono tego z pobudek religijnych. Wyb�r Polski by� przeto wyborem rozs�dnym i szcz�liwym, gdy�po pierwsze � markiz ch�opem nie by�, a po drugie � b�d�c cz�owiekiem do�wiadczonym, a przez toprzezornym i nieco nieufnym, dla wi�kszej pewno�ci postanowi� w g��b kraju si� nie zapuszcza� i osi���na sta�e w lutera�skim na�wczas Gda�sku. Zanim jednak dowi�z� tam swoje uczone ksi�gi (a by�o ichponad tysi�c!), prze�y� � jak ju� wy�ej wspomniano � chwile tak wielkiej grozy, �e je z dreszczemprzera�enia do ko�ca �ycia wspomina�, tak jak i rozmy�la� ustawicznie o niecodziennym, cudownymw�a�ciwie wydarzeniu, kt�re mu �ycie ocali�o.Zachowane �r�d�a pozwalaj� nam na odtworzenie wypadk�w. A by�o to tak: kiedy w sierpniu 1591roku markiz z paroma towarzyszami poniewierki p�yn�� statkiem bandery genue�skiej z Lubeki doGda�ska i kiedy byli ju� prawie u kresu spokojnej podr�y, zerwa� si� gwa�towny sztorm, pot�nepodmuchy wichury porwa�y na strz�py �agle, a bezw�adny statek (karawela) uniesiony zosta� przez silnypr�d morski, obr�cony parokrotnie wok� swej osi i niczym dziecinna zabawka rzucony z impetem naprzybrze�n� mielizn�. Si�a uderzenia by�a tak wielka, �e kad�ub p�k� niczym gliniany dzban, do wn�trzawdar�a si� woda, a po chwili olbrzymie fale rozbi�y ca�� konstrukcj� na drobne kawa�ki. To wydarzenie,o kt�rym markiz jeszcze wielokrotnie z przej�ciem opowiada� i w listach szczeg�owo i poetyckoopisywa�, mia�o miejsce w pobli�u przyl�dka Rozewie, gdzie silne pr�dy i wiry do dzi� s� utrapieniemprzybrze�nych rybak�w, �eglarzy, a tak�e korzystaj�cych z k�pieli letnik�w. Wed�ug relacji markiza,statek �dr��cy, rozko�ysany ciosami fal, kt�re opad�y go na mieli�nie jak sfora dzikich, zg�odnia�ychps�w, broni� si� jeszcze, niczym ton�cy cz�owiek, machaj�c rozpaczliwie masztami, jakby staraj�c si�utrzyma� r�wnowag� na chybotliwej linie, lecz wkr�tce, gdy ju� kad�ub zach�ysn�� si� ca�ym wn�trzem iosiad� g��biej, r�wnie� i maszty pad�y �upem gro�nych grzywaczy i z pot�nym, przeci�g�ym jak j�ktrzaskiem run�y w �ar�oczne, spienione morze. Straciwszy r�wnowag�, kad�ub � a w�a�ciwie jegozako�ne resztki, wystaj�ce nadal nad wod�, jeszcze przez chwil� stawia�y rozpaczliwy ju� op�r, leczzaraz i one � przy �wietle bezradnej latarni morskiej � pad�y pastw� ci�kich ba�wan�w, kt�re zdziecinn� �atwo�ci� mia�d�y�y wszystko, co �mia�o im stawi� czo�o...�Jak sam w kt�rym� li�cie przyznaje, markiz nie umia� p�ywa�, wi�c niechybnie uton��by szybciej odinnych w kot�uj�cej, hucz�cej kipieli, gdyby nie niespodziewana pomoc okolicznych mieszka�c�w,kt�rzy jakby w odpowiedzi na b�agalne modlitwy ton�cych, nie bacz�c na nawa�nic� i olbrzymieba�wany, z nara�eniem �ycia podp�yn�li na swych niezwyk�ych, bo jakby niezatapialnych �odziach dorozbitego statku i z wielkim po�wi�ceniem, ba, nadludzkim wysi�kiem, ratowa� zacz�li ton�cych i tych,kt�rym uda�o si� jeszcze szcz�liwie uchwyci� jakich� drewnianych element�w statku. I w ten toniecodzienny spos�b markiz i jego towarzysze, kt�rym ju� �mier� zajrza�a w oczy, zostali bezpiecznieprzewiezieni na l�d, gdzie czeka�y ju� na nich troskliwe kobiety, kt�re wnet zaprowadzi�y zzi�bni�t�,zmokni�t� i na wp� przytomn� z przera�enia gromadk� do ciep�ej i przytulnej chaty wiejskiej. Okaza�osi� bowiem, �e wie� le�y w pobli�u wysokiej, klifowej skarpy, tworz�cej w�a�nie przyl�dek o nazwieRozewie. [Obecny przyl�dek jest cofni�ty o dobre kilkaset met... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • achim.pev.pl