3962, Big Pack Books txt, 1-5000

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Bogus�aw KiercRaz Na ZawszeTower Press 2000Copyright by Tower Press, Gda�sk 20004fot. Marek GrotowskiBOGUS�AW KIERC urodzi� si� 22 stycznia 1943 roku w Bia�ej Krakowskiej (obecnie:Bielsko-Bia�a). Poeta, aktor i re�yser � jest autorem kilkunastu zbior�w wierszy, a tak�e esej�wi sztuk teatralnych, Zosta� uhonorowany m.in. nagrod� POLCUL Foundation, medalemim. Anny Kamie�skiej, nagrod� im. Jana Dormana. Mieszka we Wroc�awiu.5Raz Na ZawszeZ bagien, przez krzewy nieprzebyte, podogniem z g�r szybkostrzelnie szukaj�cym wyj�ciadla duszy oblepionej ob�oconym cia�em,kt�re czo�ga si�, pe�znie do czarnego �r�d�anocy, �eby ugasi� pragnienie nie byciatym przera�onym �o�nierzem, skazanymna kr�tkotrwa�e ocalenie we mnie�ni�cym go; nagi, wydoby�em si�na przestrzelon�, �wistem ptasim jaw�snu; d�oni� szukaj�c� �wiataocala�ego uczu�em �agodno��piersi; p�yn��em, przemieniony cudemistnienia kobiecego cia�a, b�ogi pr�drzeki, do kt�rej dawno wst�pili�my razem,�eby si� sobie objawi�, porazi�nas kr�tk� b�yskawic�,w kt�rej noc i sen,�wiat i nasze istnienia znikn�yRaz Na Zawsze.6Tyber z piaskiemTyber z piaskiem senno�ci (gdy pod powiekamirozsypuje si� Miasto Sekundy i �wiecipod tob�) jak naiwna rzeczka pod �opianemserca, wt�ruje trajektorii krwiwspinaj�cej si� rano na daremny szczyt �jeden z siedmiu, co mog�yby dosi�gn�� ciebie,gdyby nie by�y tylko sklepieniamisiedmiokrotnego snu o dnie, nad kt�rymTyber z piaskiem przep�ywa ods�aniaj�c twarzu�miechni�tego po�miertnie, mojegopodobie�stwa do ch�opca, kt�ry we mnie trwabez odmiany, zach�annie wpatruj�cy si�w ciebie, w mandoriach moich sennych oczuodp�ywaj�c�w g��b rzymskiego nieba.7Przed �sm�Jeszcze ma �wie�e gwiazdki�nie�nego �witu na rz�sach;dopiero cowydoby� si� z niebanocy; wynikn�� znik�dniedospanego snu; ol�ni�tyskrzeszeniem jawy spod skrzypienia �niegu,biegnie do szko�y,sp�niony o nik��wieczno�� u�miechaj�c� si� jego oczami,ods�aniaj�c� spod jego warg z�by,kt�re za chwil� zanurz� si� w jab�kucoraz cieplejszymw r�czkach tej z warkoczem,lekcewa��cej natarczywo�� dzwonka.8Jeszcze nieJestem za drzewem. Jeszcze nie! powtarzamg�o�no, �eby za grube by�o dla igielnychuszu cierpliwie szukaj�cej mnie�mierci. To �Jeszcze nie!� powtarza ch�opiecwe mnie zmieniony, za kar�, �e zjad�jab�ko z tego samego drzewa, kt�re podjego palcami traci szorstko�� koryw jedwabiop�ynnej sk�rze niepoj�tychramion kr�lewny, zza kt�rej � jedyniegrubym warkoczem od niej oddzielony �powtarza coraz natarczywiej: Jeszczenie, jeszcze nie � a widzi kos�ostrzej ni� wonn� jab�oneczk� cia�a,za kt�re skry� si�, d�awiony wezbranymJu�!9Podr�T�cza po t�czy. Ta�czy zmierzchw obr�czach nimbu; deszczi p�cie� pada ju� na p�widoku; w nieba d�sp�ywaj� sze�cioskrzyd�e mg�ypod s�o�ce � nagle tynad g�ow�, �pi�cej � z szarych l�nie�lustra w wagonie � �niegjej snu przemieniasz w mi�y puchanielskich skrzyde�; ruchwarg tak bezwiednie zdradza ci�imieniem w p�ytkim �niekobiety, kt�ra mniej ni� jaz twojej pi�kno�ci ma,bo anio� wskrzeszaj�cy j�t�tnem podr�y � zdj��z ciebie ten blask, co w lustro mikaza� popatrze� � krwida� pr�dko�� �wiat�a, �ebym si�przemieni� w jasny cie�ciebie � wl�niony z tamtych te�z deszczu, dwu t�cz i mgie�,na kt�re patrz�, �eby� niewidzia�, ze widz� ci�.10Do ciebie w Asy�uO tym, co widzisz tam, wiem tylko po omackujak deszcz kroplami dotkni�� o d�bie, z kt�regodolatuj �. tu do mnie aromaty d�wi�k�w.I coraz wi�cej wiem, bo coraz wi�kszy deszczwyd�u�a zapomniane sekundy, by dawnab�yskawica ol�nienia u�miechn�a si�pod koron� rajskiego drzewa, gdy dzieci�ceciep�o tw�j ego karku i puch pod warkoczempoczu�em kor� warg zanim zd�bia�owe mnie pragnienie wyszumienia si�w tobie. Co widzisz tam, ja po kryjomupod powiekami orz�sionej wodywidz� nurkuj�c po skoku ze szczytutwojego spazmu szcz�liwego; z dnasnu mnie wynurza ta wysoka nuta,z kt�rej wzbijaj � si� ptaki po deszczu,a z g��bi lustra w pochmurnym pokojuzbli�a si� do mnie zawstydzony ch�opiec.11Wed�ug mistrza EckhartaRyszardowiChyba nie by�o s�ycha�pukania. Uchyli�y si� skrzyd�aokiennic. Dzi�cio� przelecia�we �nie, z kt�rego wybieg�emw iskrzastych kroplach rosynieba, �eby otworzy�drzwi. Sta� przede mn� promienisty Nie-jau�miechaj�cy si� do mnie, wstydliwiechc�cego zakry� przyrodzenie. Ktotam? � zapyta�em, jakby sta� za drzwiami.Ty � odpowiedzia� mi. Wejd�. Wtedy wszed�we mnie jak �wiat�o w oczy. Pierwszy razby�em sob� tak jasno, �e ju� nie widzia�emsiebie w nim ani jego w sobie. By�o miwszystko Jedno.12Nowe szaty kr�laDzie� mnie odziewa w d�wi�ki �witu; ptasiefastrygowanie cienkim �wistem albysztywnego ch�odu � nie przeszkadza miw majestatycznym ta�cuschodzeniaw g��bsiebie;korona �wiat�a jeszcze dr�y w r�anychpalcach jutrzenki; chwytam jab�ko jeszczetocz�ce si� zapachem od kwiatu do kszta�tuowocuzakazanego; dzier�� bia�e ber�o:lili� duszy na o�lep rosn�cejdo nieba jeszcze le��cego naniezmarszczonym jeziorze snu o tobie, kt�rejdzieci�ce oczy �miej� si� z tej mojejporannej koronacji:patrzcie!on jest nagi!13Pierwszy razChcia�em gorliwie wedrze� si� w le��c��wietlisto�� nieba. By�em sam. �ab�dzieprzesuwa�y ob�oki swoich obecno�cipod lini� lasu. Zanurzy�em j�zykw twoim imieniu. Li�cie, li�cie, nicwi�cej. I wtedy z g��bi bujnych trawwsta�, �eby s�o�ce go znalaz�o, nagicz�owiek. Tak samopierwszy raz ujrza�emzimorodka.14RozstanieDzisiaj mog� powiedzie�:by�em zachwyconysmuk�o�ciami napi�tych mi�ni, rze�b� brzucha,jego synkopowanym falowaniem, kiedywios�ami odpycha�e� nasz� ��d� od niebazmieszanego pod namiz mierzw� wodorost�wutrudniaj�cych wios�owanie; ruchemtwoich ramion skrzydlatym, jakby� wzbija�nas obu � ekstatycznie z��czonych mi�osnymwpatrywaniem si� w siebie � w b��kitnienie �alu,�e nie przemieni nas ten zachwyt w jednoi to samo spojrzenie,kt�rego ju� nie mami�dzy tob�, md�e cia�o moje, a mn�, twoj�dusz�.15Po�egnanieJurkowiUsypia�em, �piewa�em ko�ysank�, �ka�emtkliwie i rzewnie �egna�em si� z cieniemusypianego dzieci�stwa, dmucha�emw p�omienie �wieczek na urodzinowymgrobie; godzi�em si� z losem � a kysz!szepta�em widmu, �eby je przywo�a�cho�by na jedna, chwil� egzorcyzmu.A nie usn�o. Nie da�o si� wzruszy�ani zaskoczy� rozpacz�, s�odycz�tort�w rozlicznie iluminowanych;od egzorcyzm�w te� si� wykr�ci�om�odzie�czym cia�em przyjaciela, kt�ryo �wicie wywl�k� si� z ciep�ej po�cieli,�eby po�egna� mnie. Bo znowu umr�.16Mysterium mortisCodzienny szept wiatraczka dzieci�cego zaoknem, staj�cy si� co noc trzepotemniewidzialno�ci podejrzanej onic nadaj�ce sens oczekiwaniusnu z mo�liwo�ci� ujrzenia ci� go�ymokiem pami�ci; l�ni�cy rower w pustymlesie i nag�y g��d spotkania tego,kto na nim jecha�; bezludny wehiku�przemienia si� o zmroku w totemiczne zwierz�;s�owik rozplataj�cy melodyjny warkoczpowietrza, kt�re chwytam gwa�townie � to wszystkomo�e znaczy� co� wi�cejale nic nie znaczyponad to, czym si� samowydaje i zdradzanieludzko.17R�aJu� odesz�y osoby po��da�. Szukaj�podobie�stwa do siebiew�r�d nieprzemienionychw s�oneczne widma pami�ci. Zawi�elinie (tak blisko moich warg) ma�egoucha dziewczyny jad�cej do szko�ytym samym autobusem,kt�ry mnie oddalaod chwilowego rajuto�samo�ciz ch�opcem, kt�ry te linie jej ucha zobaczy�w rozchylaj�cej si� tylko dla niegor�y � rysuj� tak� fioritur�szcz�cia, �e zas�uchany tkliwie w to, co onamog�aby s�ysze�, zbli�am wargi dos�owa, kt�re ju� chcia�bym wytchn��, ale niepowiem, �eby nie sp�oszy� tego pi�kna: pi�kna...18Ten dzie�Sprawa skali, blisko�ci, oddalenia, braniaw ramiona albo jedynie w mandorleoczu, by si� naprawd� okaza�o czyobjawi�o To Samo w bru�dzie chmur, w szczeliniewarg: biel� z�b�w, u�miechem stokrotkiw wilgotnych palcach Jedynej, wybranejza spraw� skali, blisko�ci, obj�ciatak �cis�ego, �e nie wiem,czy to jeszcze my �czy nieobj�to�� niebaw twoich oczachprzyzywa niewidzialnegwiazdy na ratunekdla ton�cegow swojej to�samo�cidnia.19StudniaPatrz� w niebo, jakbym szuka� z siebie wyj�cia.Ledwie wysz�a� � deszcz po suchych depcze li�ciach.Wiatr si� ruszy� � ale po co? ale dok�d?Ja w bezruchu si� podci�gam ku ob�okom;ponad sob� � ju� nadmierny, niepotrzebny �po�owiczny: p�nadziemski, p�podniebny,z tej i z tamtej strony chciwie ci� przyci�gam �a to wida� jako podniesienie dr�gau tej studni tyle w ziemi wydr��onejile si�ga dna jej niebo rozgwie�d�one.20Pe�niaWszystko si� spe�nia; nicpe�nieje w naszych oczach;daremniewybieramy si�ze swoich �renic;podpalony zimnym ogniempo��dania,porywam ci�na szczytg�ry lodowej;ze�lizgujemy si�z oszkliwych zboczy;zamro�ona gorliwo��trzeszczy w naszych sercachodbijaj�cych si�od siebiewrogo;wszystko si� spe�niajak nic:zaokr�glona mi�dzy nami pe�niaobco�ci.21Nad AtlantykiemTymoteuszowi KarpowiczowiJakbym by� nie na miejscui sta� nie na czasie:nigdziei nigdy.Obna�onyz pami�cio sobie,obmyty z prochucia�ado czystego tchnienia �unosz� si�nad wodami.22W�osNo i lata�em znowu. To nie sen� m�wi�em we �nie snowi, kt�ry mnie�udzi�, �e nie jest snem, ale �nionemusnowi nie da�em si� nabra�, sprawdzi�em,�e ten, co dla mnie udawa�, �e nie jestsnem � jest! i w�a�nie z niego wynurzony,m�g�bym by� pewny, �e unosz� si�ponad zwierciad�em jego p�ycizn, nadniebem odbitym w nich; zni�a�em si�do wysoko�ci sznur�w ze schn�cymiprze�cierad�ami, �eby wzbi� si� jeszczewy�ej, nad b�og� pewno��, �e nie latamwe �nie. I teraz, przebudzony, nie wiem,czy obudzi�em si� na pewno; bielprze�cierade� jest taka sama i napi�ciesznur�w mi�dzy drzewami, rado�� krwi i wznios�eprzekonanie o prawie niedba�e... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • achim.pev.pl