3nd WlknA Emaus, kazania moje

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

O nierozumni, jak nieskore sÄ… wasze serca do wierzenia we wszystko, co powiedzieli prorocy!

A my, za jakich się uważamy, za rozumnych czy nierozumnych? Czy skłonne są nasze serca do wiary w Słowo Boże, przekazywane nam przez proroków a zwłaszcza samego Jezusa Chrystusa?

Przecież ci uczniowie z dzisiejszej Ewangelii byli naprawdę dobrymi ludźmi, poszukującymi dobra. Świadczy o tym choćby to, że byli uczniami Jezusa, więc chodzili za Nim. Byli smutni z powodu Jego śmierci. Widać zatem ich wysiłek w kierunku dobra. A mimo to nie rozpoznali obecnego Jezusa. Oczy ich były niejako na uwięzi.

W końcu gdy Go rozpoznali, to znikł. Niewiele się Nim nacieszyli. Jezus jednak nie opuścił ich, tylko zmienił sposób bycia. Przecież połamał chleb, a więc odprawił Eucharystię, bo tak w pierwotnym Kościele nazywano mszę Św.

 

Co byśmy zrobili, gdybyśmy teraz tu na Rożku w kościele, widzieli Jezusa przechadzającego się między nami? Pewnie by nas dotykał, przytulał, rozmawiał. Ale byśmy Go chcieli dotknąć, mieć jak największy kontakt, przytulić się, zajrzeć w oczy, coś powiedzieć. Nawet, jeśli by nas nie uzdrowił, to żeby tylko wiedział, jak bardzo cierpimy! Chcielibyśmy, żeby tak ze współczuciem pochylił się nad nami.

Gdyby chociaż na 10 min pojawił się w ten sposób wśród nas, ależ by była sensacja, ale byśmy przeżyli tę Mszę! Do końca życia byśmy ją zapamiętali!

Czy jednak tak właśnie nie jest??!

Otóż JEST! Jezus jest z nami obecny! ON JEST wśród nas!!!

Otwórzmy oczy naszego serca. Dlaczego nasze serca są tak nieskore do wierzenia w to, co mówi Bóg?!

Jezus jest wśród nas, tylko, że nie widzimy Go przed naszymi oczami, jak ci dwaj uczniowie w pierwszym etapie dzisiejszej Ewangelii: widzieli Go na zewnątrz siebie. W drugim etapie mieli Go już tylko pod postacią Chleba i przyjęli do swojego wnętrza. Ten pierwszy etap jest mało ważny i nie musi go być. Najważniejsze jest, żeby przyjąć Jezusa do swojego serca. Teraz w czasie mszy św. mamy tylko drugi czyli najważniejszy etap.

Jezus nie chce przechodzić obok nas, między ławkami. Nie musi się witać z nami ani pogłaskać po głowie. On chce dotykać głębiej, pragnie wnikać w najgłębsze struktury naszej osobowości, chce wchodzić w nasze serca i przemieniać nas od wewnątrz.

Dotykając naszych serc, Jezus chce uzdrawiać wszystkie najgłębsze zranienia naszej duszy. Chce brać w swoje ręce wszystko to z czym sobie nie możemy poradzić ani my sami ani żaden lekarz.

Przy tym nie chodzi o to, żeby Jezus usuwał od razu wszystkie bóle, cierpienia. Boli mnie głowa, przyjmuję Komunię Św. i przestaje mnie boleć. Owszem, zdarzają się przypadki cudownych uzdrowień, wiele takich zdarzeń, również w czasie Eucharystii. Jezus gdy chodził po ziemi, nikomu nie odmówił, gdy ktoś przyszedł z prośbą o uzdrowienie. Dzisiaj także Jezus dokonuje takich znaków, żeby nam pokazać: jestem przy tobie i kocham Cię! Zaufaj Mi!

Jednak to nie jest szczyt. Szczytem jest miłość! , miłość do końca, aż po krzyż, aż po śmierć! Szczytem jest zaufanie Jezusowi mimo cierpienia.

Dlatego Jezus chce wchodzić w nasze najgłębsze zranienia i pyta każdego z nas: czy ofiarujesz Mi tę ranę, ten twój krzyż? Bo przecież Jezus potrzebuje naszych ofiar w celu zbawienia świata.

 

Umiłowani!

Bóg Wcielony w Najświętszym Sakramencie pragnie przychodzić do naszych serc i przemieniać nas. Żeby jednak mógł On działać w nas, trzeba w to uwierzyć. Do św. Faustyny Jezus powiedział:

[Dz 1447]  + Ach, jak mnie to boli, że dusze tak mało się łączą ze mną w Komunii św. Czekam na dusze, a one są dla mnie obojętne. Kocham je tak czule i szczerze, a one mi nie dowierzają. Chcę je obsypać łas­kami — one przyjąć ich nie chcą. Obchodzą się ze mną, jak [z] czymś martwym, a przecież mam serce pełne miłości i miłosier­dzia.

Nic nam nie pomoże spożywanie Ciała Chrystusa, jeśli nie będziemy wiedzieli, co spożywamy, jeżeli nie uczcimy Go należycie, jeśli nie przyjmiemy z miłością, jeśli będziemy się z Nim obchodzili jak z czymś martwym.

Z czymś martwym – no właśnie, jaki poważny zarzut, bo przecież Jezus jest żywy! żywy! Cuda Eucharystyczne potwierdzają to, np. w Lanciano, gdzie przez wiele wieków Ciało i Krew nie obumarły. Naukowcy to potwierdzają.

Ciało Chrystusa jest inne, niż wszystkie potrawy jakie człowiek spożywa, a które są martwe. Chrystus nadal żyje, żyje w nas.

Tak właśnie, nieśmiertelny Bóg rozprowadza w naszym śmiertelnym ciele swoje życie. Rozprowadza je po to, żeby zapoczątkować w nas życie niebieskie. Wiemy przecież, że niebo jest tam, gdzie obecny jest Bóg.

Do św. Faustyny Jezus powiedział: [Dz 1810] Widzisz, opuściłem tron nieba, aby się z tobą połączyć. To, co widzisz, jest rąbek dopiero, a już dusza twoja omdlewa z miłości, lecz jak się ser­ce twoje zdumieje, gdy mnie ujrzysz w całej chwale! Lecz chcę ci po­wiedzieć, że to życie wiekuiste musi się już tu na ziemi zapoczątko­wać przez Komunię św. Każda Komunia św. czyni cię zdolniejszą do obcowania przez całą wieczność z Bogiem.

Oto Wszechmogący Bóg rozprowadza w naszym śmiertelnym ciele swoją nieśmiertelność. Czyż może być większy dar? Czy w całym stworzonym świecie materialnym i niematerialnym mogłoby być coś wspanialszego? Oto w mitach greckich jest mowa o ambrozji, czyli napoju bogów. Wiemy, że nigdy takiego napoju nie było, ale nawet gdyby był, to co znaczyłby w porównaniu z samym żywym Bogiem Wszechmogącym?!

Żeby  jednak Jezus mógł w nas działać, trzeba Go nie tylko przyjmować, ale i starać się żyć według Jego zaleceń, żeby czuł się w naszym sercu, jak w domu.

Co nam da przyjmowanie Boga do swego serca, jeśli nie nastroimy naszego umysłu i serca na przyjęcie Go?

Jeżeli nie będziemy upodabniać naszego życia i nas samych, naszego myślenia, sposobu reagowania – do życia Chrystusa, to będzie On w nas obcym Ciałem, jak coś, co zawadza a nie wpasowuje się w nasze życie.

To tak, jakby ktoś miał umeblowane mieszkanie. Patrząc na to mieszkanie, widać jakiś zamysł, jakiś porządek, styl. I nagle dostaje wspaniały, zabytkowy regał, niesamowicie drogi, pięknie ozdobiony, ale w całkowicie innym stylu od swoich mebli. Tak naprawdę w ogóle nie go gdzie postawić, bo gdzie by nie postawił, od razu widać, że on tu nie pasuje, że nie gra z całością. Człowiek ma dwa wyjścia w tej sytuacji: może wyrzucić podarowany regał na śmieci, mimo że jest droższy od całego jego domu i w ogóle posiadanego majątku, albo też może powyrzucać wszystkie swoje posiadane stare meble, odnowić mieszkanie w stylu nowego regału.

Czy przyjmując Chrystusa w Eucharystii, dostosowujemy mieszkanie naszego serca do Niego, czy nasze życie jest Eucharystią? Czy może przyjmujemy i zaraz wyrzucamy na śmietnik, bo nie chcemy się pozbyć starych mebli, bo zbyt jesteśmy przywiązani do tych rupieci?

Trzeba zatem przyjmując Chrystusa, odnawiać nasze życie według Jego wymagań, w Jego stylu. Trzeba się do Chrystusa upodabniać. On sam nam w tym pomoże, ale trzeba z Nim rozmawiać, prosić: pomóż mi Jezu odnowić moje życie! Ufam Tobie i tylko Tobie! Wiesz, że sam nie dam rady.

Trzeba zatem traktować Go jako żywą osobę, przychodzącą do nas, a nie jako kawałek opłatka, nie jak kawałek chleba, nie jak coś martwego.

Powtarzajmy za św. Faustyną modlitwę: [Dz1811] Królu mój, o nic Cię nie proszę, choć wiem, że wszystko mi dać możesz. Proszę Cię tylko o jedno: zostań Królem na wieki mojego serca, to mi wystarcza.

Mu na to pozwolić. Są ludzie, którzy wprawdzie przyjmują Jezusa w Komunii Św., ale od razu wiążą Mu ręce albo nie otwierają Mu całego swego serca. W ten sposób czynimy Jezusa raczej naszym niewolnikiem, niż królem. 

wszystkiego co mówili prorocy? mało prorocy, sam Bóg w osobie Chrystusa? Jeśli uwierzymy, znajdziemy szczęście i radość i wszystko, co jest nam potrzebne w życiu, bo Bóg

 

 

 

[Dz 1385] Wiedz o tym, córko moja, [że] kiedy przychodzę w Komunii św. do serca ludz­kiego, mam ręce pełne łask wszelkich i pragnę je oddać duszy, ale dusze nawet nie zwracają uwagi na mnie, pozostawiają mnie same­go, a zajmują się czym innym. O, jak mi smutno, że dusze nie poz­nały Miłości. Obchodzą się ze mną jak z czymś martwym.

 

 

 

W każdej sytuacji, cokolwiek by człowiek robił, należy szukać najgłębszego sensu wykonywanej czynności. Trzeba się zastanowić, po co to robię, co mi to daje?

Jaki zatem jest sens dzisiejszej uroczystości? Dlaczego akurat dzisiaj przyszliśmy na mszę św. liczniej, niż w inne dni?

Otóż w dniu dzisiejszym przypominamy sobie, jak Pan Jezus ukazał się dwom swoim uczniom 2 dni po zmartwychwstaniu. Słyszeliśmy w Ewangelii jak to było.

Ktoś może jednak zapyta, po co Kościół ustanowił osobny obchód liturgiczny dla takiego wydarzenia, że Jezus coś zrobił, komuś się ukazał? Czy nie wystarczyłyby takie uroczystości, dotyczące samego tylko Boga, Boże Narodzenie, Zmartwychwstanie, jak przed wczoraj, Boże Ciało?

Otóż nie, nie wystarczyłyby. Dlaczego?

Ponieważ Bóg z miłości ku człowiekowi, pragnie się nam objawiać. I oczywiście, że najpełniej objawił się przez śmierć i zmartwychwstanie Jezusa.

Było to objawienie najpełniejsze, ale oprócz tego, objawia się na różne inne sposoby, zwłaszcza przez innych ludzi.

Przykłady tego mamy, choćby JP2 – musimy powiedzieć, że

 

Nie chodzi o to, by Bóg nieustannie wśród nas obecny, no bo gdzie wtedy byłby wysiłek naszej wiary?

Bóg jest tylko do czasu, aż rozpoznaymy Jego bóstwo, po czym zmienia swój sposób obecności.

Uczniom również, znikł z oczy w momencie gdy łamał chleb, czyli gdy odprawił mszę św. Tak właśnie na początku chrześcijaństwa nazywała się msza Św: łamanie chleba.

Wiemy, co dzieje się w czasie sprawowania mszy św, chleb zamienia się w Ciało, zaś krew Chrystusa

 

 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • achim.pev.pl