409, Prywatne, Przegląd prasy

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Terror OUN w 1930 roku Na przełomie 1929 i 1930 Julian Hołowiński, komendant krajowy OUN otrzymał polecenie wszczęcia akcji sabotażowej i terrorystycznej w Małopolsce Wschodniej. Czynniki historyczne spowodowały wytworzenie się wśród Ukraińców wyraźnych różnic politycznych i kulturowych. Ich zewnętrznym wyrazem była granica wyznaniowa, biegnąca wzdłuż tzw. kordonu Sokalskiego. W parze z odmiennością wyznaniową szły także różnice w poziomie uświadomienia narodowego, aktywności życia kulturalnego i politycznego. Ziemie byłego zaboru austriackiego spełniały w II RP rolę głównej siedziby ukraińskich prądów nacjonalistycznych, stanowiły też zasadniczy teren działania najniebezpieczniejszego dla państwa polskiego ruchu terrorystycznego. Już w lipcu 1920 roku na terenie województw południowo-wschodnich rozpoczęła działalność nacjonalistyczna organizacja „Wola”, której celem było „przygotowanie przez tajne wojskowe organizacje w odpowiednim momencie wystąpienia przeciw wrogom narodowym”. Na czele organizacji stali: Roman Daszkiewicz, Jarosław Czyż, Wasyl Kuczebski oraz Michał Matczak. W początkach 1921 roku działacze ci na naradzie we Lwowie postanowili powołać tajną organizację wojskową – Ukraińską Organizację Wojskową (UOW).W połowie 1921 roku na czele organizacji stanęli działacze antypetlurowskiej opozycji, którzy głosili hasła odbudowy Zachodnio-Ukraińskiej Republiki, za najważniejszego wroga uznając Polskę. 15 września 1921 roku Stefan Fedan dokonał we Lwowie nieudanego zamachu na Naczelnika Państwa i wojewodę Grabowskiego. Czyn ten stanowił szczytowy moment tzw. pierwszego wystąpienia UOW, w czasie, którego dokonywano licznych zamachów na urzędników i policjantów. Policja sprawnie rozpracowała organizację, a większość członków kierownictwa organizacji została aresztowana. Latem 1921 roku powrócił do polski z Wiednia płk. Eugeniusz Konowale, szybko przejmując władzę na UOW. Zniósł kolegialny system zarządzania organizacją, zorganizował sztab, sam stając się wszechwładnym komendantem. Przejęcie władzy nad organizacją przez Konowale doprowadziło do nowej fali aktów sabotażu i terroru. Jesienią 1922 roku zginął z ręki członka UOW jeden z przywódców ruchu ugodowego – prof. Izydor Twardochleb. Kolejna sprawna akcja policji polskiej doprowadziła do nowych aresztowań działaczy UOW. W tym czasie UOW wspierana była przede wszystkim przez Czechosłowację, której władze, poprzez stypendia, przyciągały młodzież ukraińską do czeskich wyższych uczelni. W Czechach utworzono także ośrodki szkoleniowe UOW, a centrum działalności władz organizacji stała się Praga. Podobny stosunek do ukraińskich nacjonalistów miała Litwa, przydzielając Ukraińcom spore subwencje pieniężne i zezwalając na wydawanie w Kownie pisma „Surma”. Na przełomie 1922 i 1923 Konowalec nawiązuje współpracę z niemieckim sztabem generalnym. Od tego momentu swą działalność i orientację polityczną związał z Niemcami, którzy udzielali Ukraińcom pomocy materialnej, w zamian żądali prowadzenia wywiadu na rzecz Berlina. Stosunki te uległy zacieśnieniu po 1926 roku, wtedy to siedzibę Głównego Prowydu UOW przeniesiono do Berlina. Wszelkiego rodzaju akcje sabotażowe, dywersyjne, terrorystyczne i szpiegowskie prowadzone przez UOW, a potem OUN (powstała w 1927 w wyniku zjednoczenia UOW i SUNM – Sojuszu Ukrajinskoj Nacjonalnej Mołodi) na terenie Małopolski Wschodniej, były koordynowane przez niemieckich mocodawców. Najgłośniejszymi akcjami UOPW były: zamordowanie dyrektora seminarium ruskiego Safrona Matwijasa w Przemyślu w 1924 roku, zamach na prezydenta Wojciechowskiego we Lwowie 15 września1924 roku, napady na ambulanse pocztowe w latach 1924-1925, nieudany zamach na wojewodę Henryka Józewskiego w 1926 roku, zamordowanie posła sowieckiego w Warszawie w 1927 roku, zamieszki we Lwowie w październiku 1928 roku, napad na konsulat sowiecki we Lwowie w grudniu 1929 roku. Dekalog ukraińskiego nacjonalisty głosił: „Nie zawahasz się spełnić najgorszej zbrodni, kiedy tego wymaga dobro sprawy”. „Nienawiścią i postępem będziesz traktował wrogów swego narodu. Będziesz dążył do rozszerzenia siły, bogactwa i obszaru państwa ukraińskiego droga ujarzmienia cudzoziemców”. W tym duchu biuletyn OUN stwierdzał: „Nacjonalizm ukraiński nie liczy się z żadnymi ogólnoludzkimi przepisami solidarności, sprawiedliwości, miłosierdzia, humanitaryzmu”, wobec tego „każda droga, która prowadzi do najwyższego celu jest naszą drogą, bez względu na to, czy u innych nazywać się będzie bohaterstwem czy podłością”. Ta sama broszura nawoływała: „Trzeba krwi – dajemy morze krwi! Trzeba terroru – uczynimy go piekielnym. Trzeba poświęcić dobra materialne – nie zostawimy sobie niczego. Nie wstydźmy się mordów, grabieży i podpaleń. W walce nie ma etyki! Etyka na wojnie – to pozostałość niewolnictwa, narzuconego przez zwycięzców zwyciężonemu…” Celem OUN było wywalczenie niepodległego i niezależnego państwa ukraińskiego, składającego się ze wszystkich ziem zamieszkałych przez Ukraińców. Małopolskę Wschodnią i Wołyń nazywano „zachodnimi ziemiami Ukrainy”. OUN występowała przeciwko jakiemukolwiek porozumieniu z Polską, traktując takie propozycję, jako zdradę narodową. Na przełomie 1929 i 1930 Julian Hołowiński, komendant krajowy OUN otrzymał polecenie wszczęcia akcji sabotażowej i terrorystycznej. Trwała ona od lipca do listopada 1930 roku i objęła swoim zasięgiem cały obszar byłej Galicji Wschodniej. Rozpoczęła się od pojedynczych napadów na majątki znanych polskich osobistości: generałów, byłych wojewodów, byłych ministrów. Następnie akcja rozszerzyła się na obiekty państwowe oraz wszystkich bez wyjątku Polaków. Była to walka skierowana przede wszystkim przeciwko polskiej części ludności, ale jej celem było osłabienie siły państwa polskiego oraz dalsze utrudnienie współżycia polsko-ukraińskiego. W artykule opublikowanym w październiku 1930 roku w chicagowskiej „Ukrainie” – organie OUN, otwarcie napisano, iż „nie pozwolimy, by pokój zapanował na ukraińskich ziemiach niewoli. (…) Pięści wroga w pokorze lizać nie będziemy. A śmierć i zniszczenie będziemy siać między jego szeregami. Nie tylko przez pojedyncze zamachy, ale i przez masowe wystąpienia, organizowane od czasu do czasu.” Celem akcji wedle autora wspomnianego artykułu było „przez wywołanie niepokoju i anarchii pogłębić zagranicą przekonanie o niepewności granic państwa polskiego, oraz braku jego wewnętrznej konsolidacji, a także zamanifestować przeciwpolskie nastroje ludności ukraińskiej”. Nie bez znaczenia była także chęć wykazania się przed niemieckimi mocodawcami oraz ukraińskimi organizacjami w Ameryce, stąd OUN otrzymywała dość poważne fundusze i gdzie pojawiło się pewne niezadowolenie ze sposobu wydatkowania tych pieniędzy. Przywódcy OUN chcieli także zniweczyć liberalną w stosunku do Ukraińców politykę rządu polskiego. O tej ugodowości najlepiej świadczył fakt, iż w Małopolsce Wschodniej 60% sędziów stanowili Ukraińcy, a w Polsce ukazywało się ponad 30 czasopism ukraińskich.

Oficjalnie za początek akcji sabotażowej przyjęto 12 lipca 1930 roku, w którym to dniu poprzecinano druty telegraficzne na linii Rawa Ruska – Bełżec. Latem w czasie żniw, najłatwiej było wykonać masowe podpalenia. Ponadto okres wakacji sprzyjał akcjom młodzieży OUN. Największe nasilenie akcji ukraińskich nacjonalistów miało miejsce we wrześniu, kiedy zanotowano 101 ( w sumie w czasie całej kampanii – 186 aktów) podpaleń, zamachów, sabotażu i grabieży. W październiku 1930 roku następuje wstrzymanie akcji, co spowodowane było decyzją rządu polskiego o rozpoczęciu akcji pacyfikacyjnej. Należy podkreślić, iż akacja sabotażowa w Małopolsce Wschodniej objęła tylko połowę powiatów. Najgorzej pod tym względem przedstawiało się województwo tarnopolskie, gdzie na 17 istniejących powiatów w 13 stwierdzono akty sabotażu. Drugie miejsce zajmowało województwo stanisławowskie – na 16 powiatów , akty terroru zanotowano w 9 powiatach. W województwie lwowskim na 27 powiatów, akcje ukraińskie objęły tylko 10 powiatów. W obliczu niebezpieczeństwa wojny domowej Józef Piłsudski, który od 25 sierpnia 1930 roku stał na czele rządu, nakazał pacyfikację powiatów Małopolski Wschodniej, uznając, iż „podpaleń, sabotaży, napadów i gwałtów w Małopolsce nie wolno traktować, jako powstania”, ale jako rodzaj zakłóceń porządku publicznego. Premier nakazał przywrócenie spokoju poprzez ścigania sprawców aktów sabotaży oraz zastosowanie represji policyjnych wobec popierającej ich ludności, „a gdzie to nie pomoże – kwaterunek wojskowy”. Można, więc mówi o trzech formach kontrakcji władz polskich, a mianowicie: zarządzeniach prewencyjno-represyjnych, policyjnej akcji represyjnej i manewrowych operacjach oddziałów wojskowych. Ze strony polskiej użyto w sumie ponad tysiąc policjantów oraz 8 szwadronów z pułków stacjonujących na terenie DOK Lwów. Oddziały wojskowe otrzymały przed wymarszem surowy nakaz unikania wszelkich gwałtów i nadużyć. Do każdego szwadronu przydzielono po dwóch żandarmów. W wyniku akcji policji polskiej aresztowano w sumie ponad 1700 osób, spośród których ponad 110 przekazano władzom sądowych, pozostałe zostały zwolnione po przesłuchaniu przez policję. Zarekwirowano ponad 1200 karabinów, 300 strzelb, 550 rewolwerów, 400 bagnetów. W toku całej akcji, ze względu na masowy udział w sabotażach uczniów szkół ukraińskich, władze zamknęły kilka szkół oraz IV gimnazjum państwowe z ruskim językiem wykładowym w Tarnopolu, gdzie zlikwidowano nielegalną organizację „Mohikany, której członkowie brali udział w akcjach sabotażowych. Zawieszono działalność prywatnych gimnazjów ruskich w Rohatynie, Stanisławowie oraz Drohobyczu. Prasa rządowa i narodowa wspierała akcję pacyfikacyjną, choć pisma piłsudczykowskie wskazywały, iż „najważniejsza jest dla nas, że ludność (ukraińska – Godziemba) w swojej masie ocenia sytuację realnie i trafnie wchodząc na drogę współpracy z rządem, uznaje i podporządkowuje się polskiej racji stanu”. Narodowcy natomiast podkreślali, iż Polacy muszą „na te wzmożone zakusy odpowiedzieć wzmożoną solidarnością i twardą postawą. Twardej ręki domagamy się również od rządu. Nie tylko w tępieniu zbrodniczości, ale i w dławieniu jej źródeł”. Całkowicie odmienne stanowisko zajmowały środowiska lewicowe, protestujące przeciw stosowaniu represji zbiorowych wobec Ukraińców. Po osiągnięciu pierwszego etapu zamierzonej akcji – wzmożenia antagonizmu polsko-ukraińskiego, OUN przystąpiła do realizacji kolejnej fazy, polegającej na przeprowadzeniu akcji protestacyjnej na arenie międzynarodowej. Do Genewy przyniósł się komendant Eugeniusz Konowalec, który rozpoczął akcję wysyłania petycji do Ligi Narodów. Do koordynowania akcji powołano komitet centralny oraz założono cztery agencje prasowe (w Pradze, Brukseli, Genewie i Londynie), które wydawały codziennie biuletyny w różnych językach oraz przygotowały obszerne memoranda do Ligi Narodów oraz rządów szeregu państw. Organizowały również wiece i wysyłały pracy artykuły i komunikaty o polskich represjach w stosunku do Ukraińców w Małopolsce Wschodniej. W tej sytuacji Warszawa przystąpiła do kontrakcji dyplomatycznej, ujawniając Radzie Ligi Narodów tajne dokumenty, obciążające w sposób jednoznaczny rząd niemiecki o subsydiowanie terrorystycznych organizacji ukraińskich. Równocześnie podkreślano zdecydowanie, iż akcja pacyfikacyjna władz polskich była rezultatem sabotaży terrorystów ukraińskich, które wyrządziły dotkliwe straty spokojnym obywatelom obu narodowości. Ostatecznie w styczniu 1932 roku Rada Ligii Narodów uznała, iż Ukraińcy sprowokowali pacyfikację terrorystycznymi akcjami, a „rząd Polski nie prowadzi w stosunku do mniejszości ukraińskiej polityki systematycznego ucisku i siły”. Równocześnie jednak zaapelowano do Warszawy o ukaranie sprawców nadużyć popełnionych w czasie akcji pacyfikacyjnej oraz kontynuowanie polityki ochrony praw mniejszości narodowych.

Wybrana literatura:

A. Chojnowski – Koncepcje polityki narodowościowej rządów polskich w latach 1921-1939

R. Torzecki – Kwestia ukraińska w Polsce w latach 1923-1929

K. Lewandowski – Sprawa ukraińska w polityce zagraniczne Czechosłowacji w latach 1918-1932

S. F. Składkowski – Strzępy meldunków

Same fakty w "Fakcie" Jak już deklarowałem, zająłem się sukcesywnym nabywaniem prac „okołosmoleńskich”, gdyż kiedyś ludzie nie będą wierzyć, że w tak nachalny, obcesowy i zarazem prymitywny sposób, media dezinformowały o tak wielkiej zbrodni, jaką był zamach z 10 Kwietnia. Zakupiłem, więc książkę wydaną przez „Fakt”, a zatytułowaną, jakżeby inaczej „Cała prawda o Smoleńsku”

().

Jak się możemy domyśleć, chodzi o „wypadek w Smoleńsku”, a nie miasto Smoleńsk, no ale to drobiazg przy tym, co możemy wyczytać w środku. Oczywiście jest zamieszczona i to na specjalnej, eleganckiej wkładce, pełna rekonstrukcja „lądowania” z pancerną brzozą, więc w te szczegóły wnikać już nie będę, ale też jest, niezwykle interesująca do analizy dezinformacji, rekonstrukcja faktów (s. 140-144). Można by powiedzieć: faktów smoleńskich. Niestety, jest ona zbyt długa, bym mógł ją zacytować w całości, ale przynajmniej kilka ważnych fragmentów muszę przywołać, bo gdybym je tylko omówił, to ktoś mógłby nie uwierzyć, że takie brednie się ukazują na ładnym papierze i w wielotysięcznym nakładzie. Przejdźmy, więc do tychże faktów, które, żeby nie było zbyt nudno, okraszę swoimi wrednymi komentarzami:

„(…) ok. 5.30 Z wojskowego lotniska na Okęciu w Warszawie startuje jak-40 z trzynastoma dziennikarzami. Reporterzy wsiadają do drugiego samolotu, który im podstawiono. Pierwszy ma awarię silnika. (startuje i wsiadają do drugiego? Który więc startuje? - przyp. F.Y.M.)

ok. 6.00 Lech Kaczyński dzwoni do brata. Jest jeszcze w Pałacu Prezydenckim i szykuje się do wyjazdu. W pawilonie na wojskowym lotnisku zaczynają się już zbierać podróżni. (wydawało mi się, że dużo wcześniej – przyp. F.Y.M.)

7.15 Na lotnisku w Smoleńsku ląduje JAK z polskimi dziennikarzami. Pilot w ostatniej chwili dostrzega we mgle światła lotniska. Cudem unika katastrofy (wydawało mi się, że por. A. Wosztyl mówił coś innego – przyp. F.Y.M.).

ok. 7.18 Para prezydencka dociera na lotnisko. Generał Andrzej Błasik melduje prezydentowi, że samolot jest gotowy do lotu. (jest jakieś zdjęcie tej chwili? - przyp. F.Y.M.)

7.25 Do lądowania w Smoleńsku podchodzi w gęstej mgle rosyjski IŁ-76 z samochodami do obsługi katyńskich uroczystości. Omal się nie rozbija. Kontrolerzy są przerażeni.

7.26 Pułkownik Nikołaj Krasnokucki mówi do kontrolerów w wieży kontrolnej w Smoleńsku: - Trzeba Polakom powiedzieć, nie mają, po co startować. Chodzi o tupolewa z prezydentem (a może o 2 samoloty? Czy Krasnokucki faktycznie mówi wtedy o tupolewie, czy po prostu o Polakach? - przyp. F.Y.M.: „09:26:38 Красн. Надо полякам сказать, какой для них, б**дь, вылет, ну глянь, вот уже этот… /Trzeba Polakom powiedzieć, jaki dla nich, k…a, wylot, no spójrz, o już ten…”).

7.27 Rządowy tupolew z 96 osobami na pokładzie startuje do Smoleńska (skąd wiadomo, że do Smoleńska, nic się w międzyczasie nie zmieniło? - przyp. F.Y.M.).

7.40 (w międzyczasie się nic ciekawego nie wydarzyło na lotnisku Siewiernyj ani w wieży ruskich szympansów – przyp. F.Y.M., nie chodzi mi tylko o „drugie podejście iła”, ale i o informację Plusnina: „09:28:47 РП Чего мне здесь-то не слышно ни хрена./Czemuś tu nie słyszę, ni cholery.
09:28:53 РП (нрзб) чего мне здесь-то не слышно (нрзб)./(niezr.) Czemuś tu nie słyszę. (niezr.)”) Pułkownik Krasnokucki wydzwania do centrum kierowania lotami w Moskwie. Alarmuje, że w Smoleńsku wyszła mgła. Gdy dowiaduje się, że polski samolot wyleciał już z Warszawy, prosi, by szukać dla niego lotniska zapasowego (skąd, więc „Faktowi” wiadomo, że nie znaleziono tego lotniska, skoro wieża nie jest wtajemniczona w korespondencję między Moskwą a załogą? - przyp. F.Y.M.)

ok. 8.00 W Smoleńsku zaczynają się zbierać urzędnicy i dyplomaci, którzy mają przywitać Lecha Kaczyńskiego. Jest już gęsta mgła. Czekający na lotnisku Polacy alarmują dyplomatów w Moskwie i w Mińsku na Białorusi, by byli przygotowani na powitanie prezydenta, jeśli samolot nie wyląduje w Smoleńsku i odleci na lotnisko zapasowe, (kto dokładnie alarmuje? - przyp. F.Y.M.).

8.04 Załoga tupolewa już wie o mgle w Smoleńsku. Ktoś w kokpicie mówi: - To będzie... makabra. Nic nie będzie widać. (oczywiście, bo stamtąd załoga/ktoś w kokpicie już widziała/widział to, co się dzieje w Smoleńsku – przyp. F.Y.M.)

8.20 Lech Kaczyński dzwoni z pokładu samolotu do lekarza, który w szpitalu opiekuje się Jadwigą Kaczyńską. Pyta o zdrowie matki.

ok. 8.22 Prezydent telefonuje do Jarosława Kaczyńskiego. Mówi, że z matką jest wszystko w porządku. Połączenie się urywa.

8.23 Kontrolerzy po raz kolejny próbują zaalarmować przełożonych w Moskwie, że ze względu na mgłę tupolew nie powinien lądować w Smoleńsku. Decyzji nie ma. Kapitan Protasiuk nawiązuje kontakt z wieżą w Smoleńsku. Kontroler lotu podaje nieprawdziwą widoczność – 400 metrów. Zaniża ją, żeby zniechęcić załogę do lądowania (potem podane są fakty związane z jakiem-40, a także: „no to mamy problem” oraz „nie ma decyzji prezydenta” - przyp. F.Y.M. no i:)

8.36 Do kokpitu zagląda szef sił powietrznych generał Błasik. Prawdopodobnie zaniepokoiły go informacje o złej pogodzie w Smoleńsku (to dopiero fakt – przyp. F.Y.M.)

8.39 (?? - a gdzie rozwiewka we mgle i skrzydlata orka o godz. 8.38? - przyp. F.Y.M. ()

Tupolew, owszem jest jeszcze wtedy, przynajmniej wedle ruskich stenogramów, daleko od lotniska Siewiernyj, ale przecież tam już się dzieje jakiś ciekawy lotniczy wypadek, czemu o tym „Fakt” nie wspomina, skoro dźwięki tego wypadku słyszał o 8.38 nawet gubernator obwodu smoleńskiego?) Kontroler lotu informuje załogę, że pas jest wolny. Wydaje zgodę na warunkowe lądowanie (to o tyle dziwne, że przecież już pod lotniskiem rozbił się jakiś samolot, no, ale może kontrolerzy jeszcze o tym nie wiedzą i redakcja „Faktu” też – przyp. F.Y.M.). To oznacza, że pilot może zejść na wysokość 100 metrów i sprawdzić, czy widzi pas startowy.

8.40 Kontroler lotu informuje, co kilometr, że samolot prawidłowo podchodzi do lądowania. System TAWS ostrzega o zbliżaniu się do ziemi. Na szesnaście sekund przed katastrofą kapitan Protasiuk rezygnuje z podejścia do lądowania. Wydaje komendę: „Odchodzimy” i próbuje poderwać samolot. Do wyrównania lotu wzywa z opóźnieniem kontroler major Ryżenko.

8.41 Samolot ściga czubki drzew. Nieznacznie wznosi się do góry, ale uderza w brzozę. Odpada duży fragment lewego skrzydła. Maszyna obraca się podwoziem do góry i rozbija (oczywiście, szkoda tylko, że reporterzy „Faktu” tego nie sfilmowali – przyp. F.Y.M. - a, i czy tę godzinę katastrofy podawał „Fakt” 10 Kwietnia?). Kontrolerzy lot wpadają w panikę. Krasnokucki rozkazuje: - Rzucajcie tam straż! Rosjanie nie wiedzą jednak, gdzie dokładnie spadł samolot. (niemożliwe – przyp. F.Y.M. - skoro to była arcyboleśnie prosta sprawa; a gdzie fakt ze zniknięciem tupolewa z radarów o 8.50?)

Teraz jednak zaczynają się najciekawsze fakty, niemalże minuta po minucie:

8.46 W kierunku miejsca katastrofy wyjeżdża pierwszy samochód straży pożarnej. Za samochodem ruszają auta z dyplomatami i urzędnikami, którzy czekali na lotnisku na polską delegację. Strażacy kluczą, mają kłopot ze znalezieniem wraku.

8.48 Dariusz Górczyński, naczelnik departamentu polityki wschodniej w MSZ, który czekał w Smoleńsku na prezydenta, informuje o wypadku swojego przełożonego w Warszawie Jarosława Bartkiewicza, (ale dotarł już na „miejsce wypadku” czy też informuje o wypadku, zanim zobaczył „miejsce wypadku”? - przyp. F.Y.M.). Ten zawiadamia ministra Radosława Sikorskiego. Szef MSZ wysyła SMS-a do premiera (to akurat zrozumiałe – przyp. .F.Y.M. - każdy by sms-a wysłał w takiej chwili).

ok. 8.50 Dariusz Górczyński dzwoni do kolegi z protokołu dyplomatycznego Tadeusza Stachelskiego, który czeka w Katyniu na polską delegację. Mówi o wypadku. Następnie telefonuje do dziennikarza Polsatu Wiktora Batera, który też jest w Katyniu. (to także ciekawe, bo przecież Bater miał dostać telefon o 8.40, jak ten czas leci – przyp. F.Y.M.; z kolei w Katyniu ludzie słyszą jakiś huk „za dziesięć jedenasta”, więc jakby o tej właśnie porze: )

8.53 Montażysta TVP Sławomir Wiśniewski dobiega do rozbitego samolotu (a nie czasem o 8.48? - przyp. F.Y.M. - jak to możliwe, że nagranie zaczyna się od 8.49?). Filmuje szczątki kadłuba i statecznik z biało-czerwoną szachownicą. Mniej więcej w tym czasie, kilkaset metrów dalej, wrak filmuje także inna osoba, prawdopodobnie mechanik z pobliskiego warsztatu, (ale który – Igor, czy „Kola”? - a może obaj – przyp. F.Y.M.).

8.54 Teren katastrofy zaczynają otaczać milicjanci i funkcjonariusze Federalnej Służby Ochrony.

8.55 Do wraku docierają pierwsi strażacy (to, kto jest wcześniej na filmie Wiśniewskiego? - przyp. F.Y.M.). Radosław Sikorski potwierdza informację o wypadku u ambasadora Jerzego Bahra, który stoi przy rozbitym tupolewie (już o 8.55? - przyp. F.Y.M.). Minister dzwoni do premiera. Wiadomość o tragedii dociera także do oficerów Biura Ochrony Rządu, którzy czekają na prezydenta. Zawiadamia ich kolega z BOR, kierowca ambasadora, który jest przy wraku (a to ciekawe, bo gdy Sasin po rozmowie ze Stachelskim pyta szefa BOR-u o to, co się stało na Siewiernym, ten ostatni nic nie wie).

8.56 Włączają się syreny alarmowe na lotnisku. Ta godzina jest początkowo podawana, jako moment katastrofy. (ciekawe, dlaczego – przyp. F.Y.M.)

8.58 Do wraku dociera pierwsza karetka pogotowia. Nie ma, kogo ratować (jest jakieś zdjęcie tej karetki w redakcji „Faktu”? - przyp. F.Y.M.).

ok.8.58 (Tu naprawdę ważny fakt) Szef MSZ zawiadamia o katastrofie Bronisława Komorowskiego. Marszałek jest w domku letniskowym w Ruskiej Budzie na Suwalszczyźnie. Wyrusza do Warszawy.

ok. 9.00 Minister Sikorski dzwoni do Jarosława Kaczyńskiego. Informuje go o tragedii.

9.03 Strażacy dogaszają pożar wraku (a kiedy on się zaczął? - przyp. F.Y.M.)

9.04 Wojskowi z Centrum Operacji Powietrznych i Centrum Hydrometeorologii, którzy z Warszawy nadzorują przelot tupolewa, zastanawiają się, na które lotnisko zapasowe wysłać samolot z prezydentem. - Powinien praktycznie lądować w tej chwili – mówi o tupolewie major Henryk G., dyżurny Centrum Hydrometeorologii. Telewizja Polsat News podaje pierwszą, na razie jeszcze lakoniczną informację o tupolewie: „Jest awaria prezydenckiego samolotu w Smoleńsku” (dopiero o 9.04, skoro „awaria” wydarzyła się o 8.41? - toż to prawie pół godziny po czasie – przyp. F.Y.M.).

9.10 Na miejsce tragedii przyjeżdża siedem karetek pogotowia, (po co, skoro pierwsza była o 8.58 i nie było kogo ratować? - przyp. F.Y.M. - zresztą, jeśli do wypadku doszło o 8.41, to czy nie za wolno ten przejazd, jak na pogotowie? No, chyba, że jechano z innego miejsca)

9.13 Wiktor Bater informuje na antenie Polsat News: - Z nieoficjalnych, absolutnie nieoficjalnych informacji wynika, że samolot prezydenta rozbił się przy podchodzeniu do lądowania. Bater cytuje swojego rozmówcę (Dariusza Górczyńskiego z MSZ, ale nie podaje jego nazwiska): „Nie ma, co zbierać” (co to są absolutnie nieoficjalne informacje? - przyp. F.Y.M. - i o jakie zbiory chodzi?).

ok. 9.15 Szef MSZ po raz drugi dzwoni do prezesa PiS. Według Jarosława Kaczyńskiego mówi o błędzie pilota (ta treść rozmowy świadczy, że Sikorski dostawał wieści także wprost od Rusków – przyp. F.Y.M.).

9.30 (ups!, coś chyba redakcji „Faktu” umknęło z 9.19 i 9.23, choćby na antenie rządowej telewizji TVN24 ()

W Katyniu miały się właśnie rozpocząć uroczystości z udziałem prezydenta. Do Polaków, którzy czekali na Lecha Kaczyńskiego, dotarła już informacja o katastrofie. Nie wiedzą jeszcze, że wszyscy zginęli. Odmawiają modlitwę „za tych, którzy obecnie cierpią”.

9.40 Wojciech Olejniczak z SLD płacze w telewizji TVN24 – o tragedii dowiedział się podczas audycji na żywo. Wstrząśnięty wychodzi ze studia, gdy pojawia się informacja, o co najmniej 87 śmiertelnych ofiarach w Smoleńsku. Rosjanie w Smoleńsku ustalają tymczasem, że nie przeżyła żadna z 96 osób na pokładzie. Z miejsca wypadku odjeżdżają karetki. (…)

ok. 10.00 Na miejsce katastrofy przyjeżdżają z Katynia pierwsi polscy dziennikarze. Rzecznik gubernatora mówi im, że samolot zatoczył kilka kół nad lotniskiem i załoga na własną odpowiedzialność podjęła decyzję o lądowaniu. Rosyjscy żołnierze, którzy ukradli karty kredytowe z miejsca tragedii, wypłacają pieniądze z konta sekretarza Rady Ochrony Pamięci Walki i Męczeństwa Andrzeja Przewoźnika. (...)  Nietrudno z powyższego zestawienia wyłowić nie tylko ewidentne błędy lub zafałszowania, jeśli chodzi o rekonstrukcję faktów, ale też PRZEMILCZENIA. Ani przez chwilę nie pojawia się – a przecież był to medialny fakt – podawana i przez TVN24, i przez TVPInfo, i w radiu, informacja o „awarii prezydenckiego, JAKa-40”, o wieży szympansów też dość skąpe są tu opowieści, a tam przecież także rozmaitych faktów co niemiara było. Nie dowiadujemy się też, o co chodzi ze słynnym „zrzutem”, o którym rozmawiały najpewniej dwie załogi słyszane w kokpicie tupolewa. Nie ma kwestii telefonów „po katastrofie”. Ciekawe jednak wydają się te manipulacje dotyczące poszczególnych pór zdarzeń, tak jakby ktoś chciał na siłę ułożyć chaos w całość. FYM

Cywilizacyjny dryf Polska wpadnie w „rozwojowy dr...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • achim.pev.pl