40 Herbat - 40 Dni 1-24 [NZ], Drarry
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tytuł oryginału: Tea Collection
Autor: Kamerreon
Tłumaczka: Zoe
Rating: M
Drarry, zabójczy humor, bliźniacy Weasley i biedny Severus
Do tłumaczenia: http://forum.mirriel.net/viewtopic.php?f=2&t=13580&start=300
Zakazane herbatki
... czyli te mniej przyzwoite z 40 Herbat
‹ Harry Potter ‹ Zakazany Las
Do tłumaczenia: http://forum.mirriel.net/viewtopic.php?f=10&t=16437
Czterdzieści herbat, czterdzieści dni
ROZDZIAŁ PIERWSZY
HERBATA ODDANIA
Harry Potter nie mógł się nadziwić własnej głupocie. Co go podkusiło, aby zgodzić się na testowanie najnowszych produktów Freda i George’a? Wolał sobie nie wyobrażać, co go czeka, ale wiedział jedno – przez czterdzieści kolejnych dni będzie zdany na łaskę i niełaskę dwóch pozbawionych skrupułów czarodziejów, którzy słowo „litość” znali jedynie ze słownika.
- No dobra, od początku – powiedział z irytacją, przyglądając się sceptycznie podanemu mu przez Freda pucharkowi napełnionemu musującym, pomarańczowym płynem. – Jakie będzie działanie tego waszego wynalazku?
- To genialna rzecz. Stworzyliśmy kolekcję herbat, a każda powoduje zmianę w zachowaniu osoby, która ją wypije. Super, że zgodziłeś się je dla nas przetestować.
Harry niechętnie uniósł pucharek i przyjrzał się jego zawartości.
- Nic mi się po tym nie stanie, prawda?
- No co ty? Skąd ci to przyszło do głowy? Mielibyśmy skrzywdzić naszego wielkiego i wspaniałego Harry’ego Pottera?
- Aha, czyli sami nie wiecie – skwitował Harry. Raz kozie śmierć. Przechylił pucharek i wypił wszystko duszkiem, po czym odstawił naczynie na stół i spojrzał na bliźniaków.
- I jak smakowało? – spytał George. Fred wyjął notes i samonapełniające się pióro, gotów do robienia notatek.
Harry w zadumie oblizał wargi.
- Jak lekko osłodzony, świeży sok pomarańczowy.
- Czyli smak się zgadza – mruknął Fred, zapisując odpowiedź.
- Teraz trzeba jeszcze sprawdzić działanie – wyszczerzył zęby George.
Bliźniacy wyciągnęli Harry’ego zza stołu i pociągnęli go w kierunku portretu Grubej Damy. Niespodziewanie Harry zatrzymał się w pół kroku, wbił wzrok w Neville’a Longbottoma, po czym do niego podszedł, pozostawiając Freda i George’a przy obrazie.
- Neville, chcę, abyś wiedział, że zawsze możesz na mnie liczyć. Jesteś świetnym przyjacielem i wspaniałym człowiekiem. Nie przejmuj się tym, co inni o tobie mówią. Ja wierzę w twoje zdolności i wiem, że jesteś w stanie osiągnąć wszystko, o czym marzysz i stać się tym, kim pragniesz. – Harry chwycił kolegę za ramię. – Gdybyś kiedykolwiek był w potrzebie - a jak mówię „kiedykolwiek”, to znaczy „w każdej chwili”, choćby w środku nocy – po prostu daj mi znać. Nawet wtedy, gdybyś chciał tylko pogadać.
Neville wybałuszył oczy.
- Eee… dzię… dzięki, Harry – wymamrotał w osłupieniu.
Harry radośnie skinął mu głową. Wraz z bliźniakami wyszedł na korytarz i cała trójka ruszyła na śniadanie. Tuż przed schodami Harry spojrzał na braci Weasley poważnym wzrokiem.
- Gdybyście kiedyś potrzebowali mojej pomocy, możecie na mnie liczyć. Wiecie, że rodzice pozostawili mi sporo pieniędzy, więc gdyby było wam niezbędne wsparcie finansowe przy realizowaniu nowych projektów, walcie do mnie jak w dym. A jeśli chodzi o testowanie tych herbat, zrobię to najlepiej, jak potrafię. W końcu od czego są przyjaciele?
Zmienia pijącego w modelowego Gryfona z lekką domieszką puchoństwa, zanotował Fred.
Weszli do Wielkiej Sali. Na widok Dracona Malfoya Harry wyrwał do przodu, podbiegł do niego i chwycił Ślizgona za ramiona.
- Co ty wyrabiasz, Potter? Zabieraj łapy! – Draco zagotował się ze złości, gdy Harry zaczął go ściskać.
- Malfoy, wiedz, że zawsze będziesz moim wrogiem – najlepszym, jakiego mógłby mieć czarodziej. Nie mogę się już doczekać naszych dalszych pojedynków, złośliwych dowcipów, pyskówek i bójek. Od pięciu lat jesteś dla mnie jak wrzód na tyłku i chcę, byś wiedział, jak bardzo to sobie cenię. Gdy jestem szczęśliwy, sprowadzasz mnie do parteru. Gdy zdarza mi się coś wspaniałego, psujesz to. Gdy wraz z przyjaciółmi próbujemy ratować szkołę, robisz wszystko, co w twojej mocy, aby pokrzyżować nam plany i przy okazji wysłać nas do szpitala z licznymi obrażeniami. Gdy widzisz nas na korytarzu, strzelasz w nas klątwami i urokami. Dziękuję ci za to, że jesteś moim wrogiem i liczę, że w przyszłości będziemy mieli jeszcze wiele okazji, by skoczyć sobie do gardeł.
Skończywszy przemowę, Harry spokojnie usiadł przy stole Gryffindoru, pozostawiając w kompletnym osłupieniu sporą grupę świadków tej sceny.
Fred wyszczerzył zęby w uśmiechu i schował notes do torby.
- Działa! A co więcej, wywołuje uczucie szczerego oddania wobec każdej napotkanej osoby, nawet tej nielubianej.
Bliźniacy zaczęli sobie gratulować.
- Dobra robota, Gred.
- Dobra robota, Forge.
Draco Malfoy wzdrygnął się. Co do jasnej…? Potter chyba dostał świra.
ęłęóROZDZIAŁ DRUGI
HERBATA ABSOLUTNEJ PEWNOŚCI
Drugi dzień testowania zaczął się podobnie, jak poprzedni – do czasu.
- Malfoy! Dotknąłem Malfoya! – krzyczał Harry do Freda i George’a. – Nie, więcej, ja go ściskałem! A wszystko przez waszą cholerną herbatkę!
- No no, Harry, spokojnie, nic wielkiego się nie stało – zaczęli go uspokajać bliźniacy.
- Nic wielkiego? Nic wielkiego? – wrzaski przybrały na sile. – Wieszałem się na nim na środku Wielkiej Sali, wszyscy to widzieli! Co oni sobie pomyślą? Co sobie pomyśli Malfoy?
Fred i George wymienili porozumiewawcze uśmiechy.
- Daj spokój, kto by o tym pamiętał…
Harry przeszył ich wzrokiem.
- Dobra, może nie jestem wzorem inteligencji, ale głupkiem też nie. O wszystkim, co robię, gada się tygodniami. A Harry Potter, który ściska Malfoya i ogłasza go swoim wrogiem na wieki, to młyn na wodę dla plotkarzy.
Bliźniacy lekko się zaczerwienili i wzruszyli ramionami, jakby chcieli powiedzieć: „A to nasza wina, że wszyscy się tobą interesują i że dostałeś napadu wylewności na oczach całej szkoły?”. Obaj mieli spore doświadczenie w udawaniu niewiniątek, nawet, gdy w rzeczywistości byli sprawcami zamieszania.
Harry otworzył usta, aby kontynuować przemowę. Wykorzystał to Fred, chwytając pucharek napełniony białym płynem i wlewając mu wszystko do gardła. Harry przełknął i zamrugał. Na jego twarzy pojawił się wyraz ogromnej ulgi.
- Chwała Bogu – mruknął. – Głowę bym dał, że wczoraj wyznawałem Malfoyowi, jak bardzo cieszy mnie nasza obopólna wrogość. Jakie szczęście, że tego nie zrobiłem.
Ron wszedł do pokoju wspólnego akurat w momencie, gdy Harry wypowiadał te słowa.
- Owszem, zrobiłeś to – zauważył.
- Nieprawda – zaprzeczył Harry.
- Prawda.
- Wcale nie.
- Właśnie, że tak – upierał się Ron.
- Słuchaj, nie wiem, o co ci chodzi, ale jestem absolutnie pewien, że niczego takiego nie mówiłem Malfoyowi.
- Ale wszyscy mówią, że…
- Wszyscy się mylą – zadrwił Harry. – Do cholery, chyba wiem najlepiej, co zrobiłem, a czego nie. Na pewno nie dotknąłem Malfoya!
Fred błyskawicznie robił notatki.
Pijący jest całkowicie przekonany, że wszelakie przyjemne złudzenia są rzeczywiste. Nie słucha przy tym racjonalnych argumentów, odrzucając wszelkie fakty i dowody.
W tym momencie pojawiła się Hermiona.
- Harry, jeszcze jesteś nieubrany? Pospiesz się, zaraz będzie śniadanie, a potem lekcje.
Harry spojrzał na nią, jakby zwariowała.
- Hermiono, dzisiaj jest sobota. O jakich lekcjach mówisz?
- Harry, dziś jest środa, nie sobota. Oczywiście, że mamy lekcje.
- Przykro mi, ale coś ci się pomyliło. Jestem pewien, że mamy sobotę, a skoro tak, powłóczę się jeszcze w piżamie i zejdę na śniadanie trochę później.
- Harry! – warknęła Hermiona. – Wiem, co mówię! Ubieraj się i chodź! Najpierw coś zjemy, a potem będziemy mogli pouczyć się do jutrzejszego testu z eliksirów.
Harry przewrócił oczami i położył się na kanapie, przeciągając się przy tym beztrosko.
- Oszalałaś chyba – rzucił. - Jeśli dziś mamy sobotę, to jutro jest niedziela. Nawet Snape nie ma prawa robić nam testów w weekend.
- Co cię opętało? – fuknęła Hermiona. – Jeśli się nie pospieszysz, to uprzedzam, nie zamierzam ci pomagać w nauce do jutrzejszego testu.
- I co z tego? O jejku Maciejku, Hermiona nie pomoże mi w nauce do niby-testu! Ludzie, ratujcie! Nie zaliczę testu, moja przyszłość zaczyna się jawić w czarnych barwach! O, nędzny mój losie! – wykrzyknął Harry, wywołując tym atak chichotu u bliźniaków.
Wzmaga sarkazm, obniżając jednocześnie poziom inteligencji, zapisał Fred.
- No to się doigrasz! – rozwścieczona Hermiona wyszła z pokoju wspólnego, ciągnąc za sobą Rona.
- Środa… - zakpił Harry. – Co za brednie.
W tym momencie pojawił się Neville, który wyszedł właśnie z dormitorium i dostrzegł leżącego na kanapie Harry’ego.
- Hej, Harry. Nie schodzisz na śniadanie?
- Na razie nie, chcę sobie trochę poleniuchować.
Neville rzucił zaklęcie Tempus i zorientował się, że do końca śniadania została jeszcze ponad godzina.
- Dobra, to na razie – rzucił i nerwowym krokiem skierował się w stronę wyjścia.
- Neville, zaczekaj. Coś nie tak? Jesteś jakiś podenerwowany – zawołał za nim Harry.
- Wiesz, ten jutrzejszy test z eliksirów… Wiem, że obleję. Snape zacznie się na mnie wydzierać, obśmieje mnie, dostanę szlaban i wszyscy będą się ze mnie nabijać… - wymamrotał Neville.
Harry uśmiechnął się szeroko.
- Przecież jutro nie ma żadnego testu! – powiedział.
- Naprawdę? – w oczach Neville’a zajaśniała nadzieja.
- Naprawdę – potwierdził Harry.
- Pewien jesteś?
- Na sto procent.
- Kurczę, dzięki! To chyba najlepsza wiadomość w tym tygodniu! – ucieszył się Neville.
- Nie ma za co! – odpowiedział Harry, a Neville poszedł na śniadanie, wielce uradowany.
Wzmaga umiejętność kłamania jak z nut, sprawiając, że każe słowo brzmi całkowicie przekonująco.
- Kolejny sukces! – bliźniacy wyszczerzyli do siebie zęby.
ęłęóROZDZIAŁ TRZECI
HERBATA BŁYSKOTLIWOŚCI
Twarz Freda Weasleya przybrała kolor ni to siny, ni to purpurowy. Być może dlatego, że dłonie Harry’ego Pottera zaciskały się na jego gardle, ale to tylko jedna z możliwych teorii.
- Okłamałem Neville’a! – wysyczał Harry, wzmacniając uścisk. – Powiedziałem mu, że dziś nie ma żadnego testu, a to przecież nieprawda. Jak mogliście mi to zrobić?
George chwycił Harry’ego za dłonie, próbując go odciągnąć od brata.
- Harry, uspokój się, my…
- Uspokój się? Uspokój się? Snape mnie zamorduje, a Neville jeszcze po nim poprawi! Wybaczcie, ale jakoś mnie to nie uspokaja! – wrzasnął Harry.
- Napra… wimy… to – wycharczał Fred.
- Jak? – uścisk na jego gardle lekko zelżał.
- Dzi… siej…szą her…ba…tą…
- Pewien jesteś? – spojrzenie Harry’ego przeszywało Freda na wylot.
- Słowo honoru – pospiesznie zapewnił George.
- No dobra. – Harry puścił Freda, a jego gniew jakby nieco opadł. Wskazał palcem na pucharek, napełniony jasnobrązowym płynem. – Jeśli to nie pomoże, to gwarantuję, że będziecie tego żałować przez bardzo długi czas.
Ton głosu Harry’ego sprawił, że bliźniacy zadrżeli.
- Na pewno pomoże – zapewnili chórem.
Harry spojrzał na nich z niedowierzaniem, ale i nadzieją, po czym chwycił pucharek i wypił jego zawartość. Nie zauważył jednak żadnej zmiany – czuł się zupełnie normalnie. Zirytowany wzruszył ramionami i zszedł na śniadanie wraz z bliźniakami. Lepiej niech zadziała, bo jak nie…
Usiadł pomiędzy Ronem a Nevillem, naprzeciwko Hermiony, wzdrygając się na widok spojrzenia, jakie mu posłała. Przepraszanie Hermiony zawsze było ciężkim zadaniem, ponieważ była bardzo pamiętliwa, a co gorsza, Harry obśmiał się z jej inteligencji. Uzyskanie jej wybaczenia mogło zająć wieki, a właśnie teraz Harry nie miał zbyt wiele czasu.
Pospiesznie zjadł śniadanie, próbując nie myśleć o reakcji Neville’a, gdy ten dowie się o wszystkim, po czym razem z pozostałymi Gryfonami z klasy zszedł do lochów. Bliźniacy, którzy rzucili na siebie Zaklęcie Niewidzialności, podążyli za nim – w końcu ktoś musiał robić notatki.
- Co jest, Potter? – zaszydził Draco, który po wydarzeniach sprzed dwóch dni nadal czuł wściekłość, ale i zmieszanie, co bardzo go gniewało. – Strach cię obleciał przed dzisiejszym testem?
- Testem? – pisnął Neville.
Harry odwrócił się i spojrzał mu prosto w oczy.
- Tak, Neville. Mamy dziś sprawdzian z eliksirów.
- A więc mnie okłamałeś? – w cichym głosie Neville brzmiało tyle bólu, że Harry aż się wzdrygnął.
- Tak. Widzisz, Neville, twoim problemem jest to, że bardzo się wszystkim denerwujesz. Przed każdym sprawdzianem panikujesz tak, że popełniasz głupie błędy, których normalnie byś nie zrobił. A ja wiem, że jeśli przestaniesz się stresować, uspokoisz się i zaczniesz pracować według instrukcji, poradzisz sobie bez problemu.
Neville zamrugał. A więc Harry skłamał, aby mu pomóc! Wierzył w niego! Na pyzatej twarzy pojawił się lekki uśmiech.
- No, skoro tak mówisz, Harry… to cię nie zawiodę!
- I o to chodzi! – ucieszył się Harry.
W tym momencie otworzyły się drzwi pracowni eliksirów i stanął w nich Snape, obrzucając uczniów niechętnym spojrzeniem.
- Wejść – rzucił.
Uczniowie weszli do sali i zaczęli zajmować miejsca. Partnerem Harry’ego został tym razem Neville. Chłopcy usiedli w jednej z ławek po prawej stronie klasy i wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Harry spojrzał na tablicę i doznał szoku – rozumiał, co tam było napisane!
Snape omiatał klasę spojrzeniem spod zmrużonych powiek.
- Dzisiaj przygotujecie, a w niektórych przypadkach spróbujecie przygotować – spojrzenie powędrowało w kierunku Harry’ego i Neville’a – Wywar Żywej Śmierci. – Uśmiechnął się szyderczo, gdy twarze niektórych uczniów pobladły. – Składniki są w szafce, macie dwie godziny. Zaczynać.
- Neville, damy radę! – Harry chwycił kolegę za ramiona, próbując go uspokoić. – Idź i weź wszystkie składniki.
Neville skinął głową i wykonał polecenie. Gdy wrócił, dostrzegł, że Harry rozpalił już ogień pod kociołkiem, a potem machnął różdżką, mamrocząc cicho jakieś zaklęcie.
- Zaklęcie Bariery – wyjaśnił Harry na widok miny kolegi. – Na wszelki wypadek, żeby nam nikt niczego do kociołka nie wrzucił.
- Ekstra – wymamrotał Neville.
Harry rzucił okiem na przyniesione przez kolegę składniki i pokiwał głową, dając znać, że wszystko jest jak należy.
- No to do dzieła!
Harry chwycił nóż i zabrał się za korzenie waleriany, krojąc je w równe, dwucentymetrowe kawałki. Gdy wszystko było gotowe, wrzucił je do kociołka, prosząc, aby Neville zamieszał siedemnaście i jedną czwartą raza w kierunku przeciwnym do wskazówek zegara. Nie spuszczając oczu z kolegi, wziął się za piołun. Mocno trzymając miskę lewą ręką, prawą ucierał piołun na proszek. Skończywszy, dodał składnik do kociołka, wsypując go w małych dawkach i w odpowiednich odstępach czasu, po czym kazał Neville’owi zamieszać jedenaście razy ruchem przeciwnym do wskazówek zegara.
Uśmiechnął się z satysfakcją, widząc, że preparat przybrał barwę czarnej porzeczki. Położył fasolkę sopophorusa na desce, sięgnął po srebrny nożyk i zaczął ją rozgniatać płaską częścią noża. Nie było to łatwe, gdyż cała operacja wymagała czasu i precyzji, ale w końcu mu się udało. Ostrożnie przelał uzyskany sok do małej, szklanej fiolki.
Obaj chłopcy pracowali tak pilnie, że zdawali się być pogrążeni we własnym świecie. Nie zauważyli, że stali się obiektem zainteresowania całej klasy, na czele z profesorem.
Fred i George robili gorączkowo notatki.
W widoczny sposób zwiększa inteligencję oraz pozwala dogłębnie zrozumieć temat, którym pijący akurat się zajmuje.
O kurczę, zapowiadał się bestseller!
Harry wziął korzeń asfodelusa, wrzucił go do miski i zaczął ucierać na proszek. Gdy skończył, z zadowoleniem stwierdził, że do tak precyzyjnego wykonania nawet Snape nie mógłby się przyczepić. Wsypał proszek do kociołka, a następnie dodał sok z sopophorusa, wlewając go w taki sposób, jakby chciał udekorować eliksir niczym tort – na kształt gwiazdy.
- Dobra, Neville, teraz zamieszaj siedem razy ruchem przeciwnym do wskazówek zegara, a potem jeden raz w drugą stronę.
Eliksir przybrał barwę jasnego fioletu.
Oczy Snape’a rozszerzyły się, słyszał bowiem komendy wydawane przez Pottera i widział Longbottoma, wykonującego polecenia całkowicie poprawnie. Eliksir w kociołku chłopców stał się przezroczysty – taki, jaki powinien być.
- Udało się – w głosie Neville’a brzmiało niedowierzanie.
- Ano! – zgodził się uradowany Harry.
Snape rzucił się do ich kociołka. Wnikliwa inspekcja wykazała, że chłopcy przyrządzili eliksir absolutnie bezbłędnie. Profesor wbił wzrok w Harry’ego i Neville’a i zapytał:
- Kim jesteście?
- Nie rozumiem, sir – odezwał się Harry.
- Potter i Longbottom to głąby w sztuce warzenia eliksirów. Wiem doskonale, że jesteście uczniami starszego roku, którzy dzięki Eliksirowi Wielosokowemu postanowili pomóc kolegom.
Neville zbladł i cofnął się o krok. Harry poczuł wzbierającą w nim falę irytacji.
- Ja naprawdę jestem Harry, a to naprawdę jest Neville.
- Nie opowiadaj mi tu bzdur! – warknął Snape. Cała klasa w osłupieniu przyglądała się tej wymianie zdań. – Potter i Longbottom nie są w stanie uwarzyć nawet Wywaru Spokoju, który jest w programie pierwszej klasy!
Teraz Harry był już naprawdę rozgniewany.
- My to my. Być może pan to nie pan – zaszydził. – Snape może być tłustowłosym dupkiem i wrednym skurczybykiem, ale nie jest idiotą.
Twarz Mistrza Eliksirów wykrzywiła się z gniewu.
- No to może sprawdzimy – kontynuował Harry. - Proszę mi powiedzieć, szanowna profesorska imitacjo, gdzie powinienem szukać bezoaru?
Malfoyowi opadła szczęka. Z niedowierzaniem przyglądał się konfrontacji pomiędzy Snapem a jego własnym, samozwańczym rywalem wszechczasów. Co, do cholery, działo się z Potterem?
- Gryffindor traci dwadzieścia punktów. – Snape dygotał z furii. – A ty masz jutro szlaban, Potter.
- Oczywiście, szanowny profesorze-imitatorze – zadrwił Harry.
Fred i George wymienili porozumiewawcze uśmiechy i wyślizgnęli się z klasy równo z dzwonkiem na przerwę. Do ich uszu doleciało kolejne: „Gryffindor traci…”. Bez dwóch zdań, herbatka zadziałała rewelacyjnie. A co więcej, tym razem to nie ich należało winić za utratę punktów.
W końcu to Harry Potter narozrabiał.
ęłęóROZDZIAŁ CZWARTY
HERBATA MĘCZENNIKA
Harry z jękiem zakrył twarz poduszką, starając się wmówić sobie, że dzwoniący budzik to tylko zły sen. Przetarł oczy i wolno podniósł się do pozycji siedzącej, wciąż zaspany. To wszystko ich wina, niech ich szlag. To przez nich zmuszony był wstawać o upiornej godzinie (piątej rano), aby odbyć szlaban u Snape’a. Niechętnie zwlókł się z łóżka i poczłapał do łazienki, po czym zszedł do pokoju wspólnego.
Jak się spodziewał, dwie rudowłose zmory już tam na niego czekały. Harry posłał im takie spojrzenie, że bliźniacy aż zadrżeli i, co rzadko im się zdarzało, nie odezwali się ani słowem.
Gdyby Harry miał w sobie nieco mniej z Gryfona, uciekłby na samą myśl o testowaniu kolejnej Niech-To-Cholera-Strzeli-Herbatki. Niestety, był Gryfonem przez bardzo duże „G”. Wyciągnął bladą dłoń z obgryzionymi paznokciami i chwycił stojący na stoliku pucharek. Wolno wypił gorzkawy, jasnoróżowy płyn i bez słowa opuścił pokój wspólny, a za nim podążyli bliźniacy, którzy uprzednio rzucili na siebie Zaklęcie Niewidzialności.
Harry wszedł do klasy eliksirów i klapnął na krzesło. Za chwilę pojawi się Snape, który bez wątpienia wymyśli coś wyjątkowo paskudnego i bolesnego na miły początek dnia.
O, właśnie przyszedł, a raczej wpadł jak burza.
- Potter.
- Tak, panie profesorze? – odpowiedział Harry głosem pełnym szacunku.
Dłoń Snape’a, nosząca ślady kontaktu z silnymi eliksirami, wskazała złożoną w kącie stertę kociołków.
- Wyczyść je. Nie chcę na nich widzieć nawet najmniejszej plamki.
- Tak, panie profesorze. – Harry pospiesznie podszedł do stosu kociołków, wyglądających jak jedno wielkie, zasyfione złomowisko. Wyciągnął różdżkę, chcąc zacząć jak najszybciej i nie tracić czasu, gdy dłoń Snape’a opadła mu na ramię.
- Bez użycia magii, Potter – odezwał się złośliwie profesor.
- Przepraszam! Zrobiłem coś nie tak? Tak mi przykro, tak strasznie przykro! Chyba się zabiję! Rzucę się z Wieży Astronomicznej! – jęknął Harry i pognał w kierunku drzwi.
- Wracaj tu natychmiast, Potter! – wrzasnął Snape, pewien, że smarkacz próbuje się wymigać od szlabanu.
- Tak, panie profesorze! – Harry jednym susem znalazł się znów koło Mistrza Eliksirów.
- Wracaj do pracy – burknął Snape.
- Profesor Snape daje mi drugą szansę? Zaiste, profesor Snape to wspaniały czarodziej! – oświadczył Harry. Rzucił się do czyszczenia kociołków z takim zapałem, że aż szmatka furkotała. Był tak zaaferowany pracą, że nie dostrzegł wyrazu twarzy Mistrza Eliksirów, na której malowało się zdumienie połączone z lekkim szokiem.
Harry czyścił kociołki, a Snape usiadł za biurkiem i zaczął sprawdzać wypracowania. Przez nieuwagę rozlał czerwony atrament na pergaminy, co naturalnie wprawiło go w jeszcze gorszy humor.
- Skończyłem, panie profesorze – oświadczył Harry.
Snape uniósł brwi w wyrazie niedowierzania, wstał i podszedł do kociołków. Rezultaty inspekcji zaskoczyły go, gdyż chłopak wykonał kawał dobrej roboty – co musiał niechętnie przyznać. Aha! Bystre oczy wypatrzyły mały, metalowy kociołek, którego smarkacz nawet nie ruszył.
- O czymś chyba zapomniałeś – zadrwił.
Zielone oczy napełniły się łzami.
- O Boże, przepraszam, po stokroć przepraszam! Harry Potter jest kompletną porażką natury! Pozwoli pan, że przyniosę panu nóż? Będzie pan mógł mnie pokroić i być może zrobię coś pożytecznego, oddając swoje ciało na składniki eliksirów!
- Nie bądź głupi, Potter – burknął Snape. – Żadna z części twojego ciała nie jest warta tyle, aby mieć zaszczyt wylądować w moim eliksirze.
Z oczu chłopca trysnęła fontanna łez.
- Jestem do niczego! Nie nadaję się nawet na składnik eliksiru! – w głosie Harry’ego pobrzmiewała histeria. Zrozpaczony upadł na ziemię i wyrżnął głową o jeden z kociołków, krzycząc: – Zły Potter! Zły Potter!
Snape zadrżał lekko, a następnie chwycił chłopca za ubranie, jednym szarpnięciem stawiając go na nogi.
- Co ty wyrabiasz, bałwanie? – ryknął. I choć nie przyznałby się do tego nawet pod groźbą zjedzenia paczki cytrynowych dropsów, sprawiał wrażenie zaniepokojonego zachowaniem smarkacza.
Zielone oczy, tak podobne do oczu matki, zajaśniały oddaniem
- Pan profesor pyta, czy z Harrym Potterem wszystko w porządku? Pan profesor Snape to zaiste wielki i wspaniały czarodziej!
Snape wyglądał na równie zaniepokojonego, co zdezorientowanego. Nieco drżącą ręką wskazał odległy kąt sali.
- Umyj podłogę – rozkazał.
- Kolejne zadanie? Wykonam je z rozkoszą! – Harry pospiesznie wziął płyn do mycia podłóg, po czym na klęczkach zaczął wykonywać polecenie.
Pracował z uśmiechem na twarzy. Podłoga w klasie była taka ładna – nie drewniana, jak u Dursleyów, ale składająca się z małych, gładkich kamyków w kształcie prostokąta. Nucąc pod nosem, Harry pracował wytrwale, przesuwając się powoli w kierunku biurka nauczycielskiego. Wymył podłogę wokół biurka i czujnym wzrokiem zaczął przyglądać się efektom swojej pracy. I w tym momencie dostrzegł, że buty tego sympatycznego profesora były zabrudzone. O nie, to się nie godziło! Harry wczołgał się więc pod biurko i zabrał do polerowania obuwia Mistrza Eliksirów. Po chwili pogrążony w sprawdzaniu wypracowań Snape doznał uczucia, że coś tu jest nie tak. A gdy zorientował się, co jest nie tak, zerwał się na równe nogi i odskoczył do tyłu, omal nie rozpłaszczając się na tablicy.
Nieco zdziwiony Harry podniósł głowę i spojrzał na Mistrza Eliksirów. Na twarzy mężczyzny malowało się coś, co można było określić mianem skondensowanej grozy. Harry nie pojmował, co mogło tak przerazić tego miłego profesora.
- Wynoś się – wycharczał nauczyciel.
Harry był w szoku.
- Czy Harry Potter zrobił coś nie tak? – spytał.
- WYNOCHA! – zaryczał Snape. – I przestań się tak na mnie gapić jej oczami! WON!
Harry uciekł, dławiąc się łzami, zdecydowany rzucić się na pożarcie Wielkiej Kałamarnicy. I gdyby nie bliźniacy, zapewne by to zrobił.
Herbata Męczennika – ogólne podsumowanie:
- wywołuje tendencje do samokarania się za popełnione błędy (na wzór skrzatów domowych)
- reakcje są wyjątkowo gwałtowne (trzeba nieco zmienić formułę)
ZASKAKUJĄCY BONUS: Przeraża nawet profesora Severusa Snape’a.
ROZDZIAŁ PIĄTY
HERBATA PRYSZCZULCA
W piękny, sobotni poranek Harry Potter leżał zwinięty w kłębek na łóżku i snuł szczwane plany. Nie był obrażalski ani pamiętliwy, co to, to nie. Ale wszystko ma swoje granice, a limit wstydu, jakiego się ostatnio najadł, był już wyczerpany. Tak więc leżał i dumał, a w głowie roiły mu się najróżniejsze plany odpłacenia bliźniakom pięknym za nadobne.
Przewrócił się na bok i dostrzegł stojący na nocnym stoliku pucharek. Aha, a więc bracia Weasley woleli nie stawać z nim twarzą w twarz i podrzucili mu herbatę, kiedy spał! Cóż, słowo się rzekło, nie mógł złamać obietnicy. Wypił więc napój o smaku wiśni, odrzucił kołdrę i wstał.
Ciekawe, co go dzisiaj czeka?
Wchodząc do łazienki, minął Rona, który właśnie z niej wychodził i niechcący otarł się o niego. Nie przywiązując wagi do tego mało istotnego drobiazgu, poszedł pod prysznic.
Dean Thomas przebudził się na moment i spojrzawszy nieprzytomnym wzrokiem na Rona, wymamrotał:
- Coś takiego. Nie wiedziałem, że Ron też jest czarnoskóry.
Po czym przewrócił się na drugi bok i znowu zasnął.
Ron nie zauważył niczego dziwnego do chwili, gdy trójka przyjaciół spotkała się przed portretem Grubej Damy, aby wspólnie zejść na śniadanie.
- Ron, co ci się stało? – zdumiała się Hermiona.
- Nie rozumiem – odparł zapytany.
- Twoja skóra jest brązowa.
W tym momencie również Harry przyjrzał się przyjacielowi.
- Kurczę, ona ma rację! – powiedział, sprawiając Hermionie ogromną przyjemność, gdyż poparł jej zdanie.
Ron zaczął się oglądać od stóp do głów.
- A niech to szlag! – wybuchnął. Jego blada, pokryta licznymi piegami skóra miała teraz odcień głębokiego brązu. Niebieskie oczy rozszerzyły się z szoku. – Jak to się mogło stać?
Przysłuchując się potokowi dobrych rad i przypuszczeń ze strony Hermiony, Harry nagle przypomniał sobie moment, kiedy w łazience wpadł na Rona. Na jego usta wypłynął lekki uśmiech. O tak, wiedział doskonale, jak to się stało, ale na razie nie miał zamiaru się do tego przyznawać.
Idąc w kierunku Wielkiej Sali, omal nie wpadł na Cho Chang i musiał uskoczyć w bok, aby się z nią nie zderzyć. Podczas tego manewru musnął koniuszkiem palca dłoń dziewczyny, na której twarzy natychmiast wykwitła efektowna kolekcja pryszczy.
- Oj, przepraszam – mruknął Harry, starając się nie okazywać uciechy. Może to i było świńskie z jego strony, ale potraktował to jako rewanż za plotki, które Cho o nim rozpuszczała. Że zabił Cedrika, co za głupota… Może jednak odpuści bliźniakom, skoro dzisiejszy dzień zapowiadał się tak wesoło? Rozejrzał się, ale nie dostrzegł ani George’a, ani Freda ze swoim nieodłącznym notesem.
- To miało zwalczać problemy skórne, a nie wywoływać – zauważył Fred.
- I co z tego? Jaja jak berety, ubaw po pachy – odparł George.
W chwilę później zobaczyli, jak idący korytarzem Draco Malfoy zderza się z Harrym.
- Patrz, jak leziesz – warknął Draco.
Harry spojrzał na Malfoya i nie wytrzymał. W jednej sekundzie dostał takiego takiego ataku śmiechu, że nie mógł się uspokoić. Rżał, wył i chichotał, wiedząc, że zachowa ten obraz we wdzięcznej pamięci do końca życia.
- I z czego tak ryjesz, Potter? – warknął młody Malfoy.
- Drakusiu! – krzyk Pansy odbił się echem od ścian korytarza. – Co ci się stało?
Zdezorientowany Draco spojrzał na swoją dłoń, która – o zgrozo! – była piegowata! Szybko znalazł lusterko, przejrzał się w nim i skamieniał z przerażęnia. Jego zawsze gładka, jednolita cera pokryta była ohydnymi, brązowymi plamami.
- Wyglądam jak… Weasley – wycharczał.
Słysząc to, Harry zaczął się śmiać jeszcze głośniej, aż twarz mu poczerwieniała. Draco wbił w niego wściekłe spojrzenie.
- Co ty mi zrobiłeś, do cholery? – ciało Malfoya stężało z gniewu. – Masz to natychmiast usunąć!
- Nie wiem, o czym mówisz – wykrztusił Harry.
W tym momencie na arenę wkroczył Severus Snape, idący wprost z lochów. Widok łaciatego niczym krowa Malfoya niemal wbił go w ziemię.
- Potter, zrób coś z tym! Już! – pienił się Draco.
Czarne oczy zwęziły się niebezpiecznie. Łopocząc szatami, Mistrz Eliksirów podszedł do Harry’ego i chwycił go za ramię.
- Panie Potter, proszę natychmiast przywrócić pana Malfoya do normalnego wyglądu.
Harry już miał wyjaśnić, że nie ma zielonego pojęcia, jak to zrobić. Spojrzał na profesora i słowa zamarły mu na ustach. Na czubku ogromnego, haczykowatego nosa Snape’a widniała monstrualnych rozmiarów brodawka, z której wyrastały trzy długie włosy. Zdławiony dźwięk wyrwał się z gardła Harry’ego i już nie było odwrotu. Dziki śmiech wypełnił korytarz. Ogarnęła go taka głupawka, że nawet głos Snape’a, który miał właściwości zbliżone do gazu paraliżującego, nie był w stanie go uspokoić.
- Przestań się chichrać, Potter! – zaryczał Draco. A ponieważ ten wciąż śmiał się jak szalony, rozwścieczony Ślizgon skoczył do przodu i szarpnął Harry’ego. Na nieszczęście zrobił to tak mocno, że obaj stracili równowagę i wyłożyli się jak dłudzy na korytarzu.
Severus Snape przyglądał się leżącym uczniom. Harry leżał na plecach, a na nim Draco – usta w usta.
Chłopcy poderwali się niemal natychmiast, patrząc na siebie z przerażeniem.
Pocałowałem Malfoya, przemknęło Harry’emu przez głowę. Pocałowałem go, a on znowu wygląda jak zawsze!
I wte...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]Pokrewne
- Strona startowa
- 40.Dictionary of Modern Colloquial French, French
- 4 luni 3 saptamani si 2 zile, 4 months, 3 weeks and 2 days - 4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni
- 40 Roberts John Maddox - Conan i skarb Pythonu, #Conan
- 40 Więźniowie czasu, ►Różne, Książki, Saga o ludziach Lodu - Margaret Sandemo
- 40 Krążenie wody w przyrodzie i jej zasoby w Polsce, kształtowanie środowiska
- 40, Anime i Manga, Great Teacher Onizuka, Napisy Do Gto
- 40.Guns.to.Apache.Pass.1967.VHSRip.DivX, jacek4014
- 40 - Obcy ptak odlatuje, Rija z Snieznej Krainy
- 40.Organy władzy w Insurekcji Kościuszkowskiej, HA2-ściąga
- 40. Niebezpieczy kochanek - Brockway Connie, romans historyczny(1)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wiolkaszka.pev.pl