4(1), przyrzeczeni 2

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-Lucjuszu, co się stało dzisiaj rano? - zapytałam łagodnie.
Nie odpowiedział. Bardzo cicho ponownie zaczął pić ze mnie i bawił się
z roztargnieniem moim pierścionkiem moim pierścionkiem zaręczynowym kręcąc
nim wokół mojego małego palca obejmując mnie na kanapie w moim biurze.
-Lucjusz? - podniosłam głowę ponad jego ramię, by zobaczyć jego twarz: wysokie
kości policzkowe, prosty, arystokratyczny nos i silne szczęki, które powodowały, że
wyglądał na starszego niż był w rzeczywistości. Podobnie jak większość dziewczyn
w Woodrow Wilson High School, włączając moją najlepszą przyjaciółkę – Mindy
Stankowicz, byłam zauroczona jego wyglądem. Wyglądał jeszcze bardziej jak
wojowniczy książę odkąd powrócił do Rumunii.
-Lucjusz?
-Tak? - w końcu odwrócił się, by na mnie spojrzeć. - Przepraszam, zamyśliłem się.
-Co się dzisiaj stało? - powtórzyłam, mimo że byłam prawie pewna od kiedy
spojrzałam w jego oczy. Był nieszczęśliwy.
-Uznano go za winnego. - powiedział. - Nie było żadnych pytań. Starsi nie mieli
wątpliwości.
Moje serce stanęło.
-A ty? Miałeś wątpliwości?
-Nie mogę sobie pozwolić na wątpliwości. - powiedział. - Gdybym miał choćby ich
okruchy nie byłbym w stanie wykonać wyroku. Moja ręka mogłaby się zawahać
czym skazałbym więźnia na jeszcze większą agonię. - Po prostu nie chcę być
okrutny. - jego grymas uległ pogłębieniu. - A jeśli Starsi wyczują wahanie z mojej
strony... Zranił bym tym siebie – nas – swoją słabością.
-Czyli ty naprawdę...? - nie mogłam nawet tego powiedzieć.
Ale Lucjusz mógł.
-Tak Anastazjo. Zniszczyłem go. Prawo mówi jasno. Zniszczenie podlega
zniszczeniu. A zniszczenia starszego nie może dokonać nikt inny jak najwyższy rangą
członek rodu. - jego oczy trochę stwardniały. - Poza tym oboje wiemy, że jestem
najlepszą osobą, która mogła to zrobić z odczuciem najmniejszego bólu jaki był
możliwy. Trenowano mnie od dziecka do skutecznego wykonywania tego obowiązku.
Egzekucja nie jest udręką, którą przekazuje się sługom, jak pranie.
-Tak mi przykro... - dla ubogiego, zamordowanego Konstantyna Dragomir i mojej
osieroconej kuzynki Ylenia i także dla więźnia... I dla Lucjusza, którego nie
powinnam była opuścić.
-Mi też jest prykro Jessiko. - to, że użył mojego starego imienia oznaczało, że mu
również było trudno. Walczył przeciwko używania tego imienia w Pennsylvanii,
podkreślając, że jestem Anastazją, ale ostatnio zaczął nazywać mnie Jess, gdy
byliśmy sami. Myślałam, że specialnie używa tego przezwiska, kiedy tęksnił za
byciem amerykańskim nastolatkiem, tak jak ja bardzo często. W większość dni
chciałam po prostu, żebyśmy mogli zamieszkać w mieszkaniu nad garażem moich
przyszywanych rodziców, jako małżeństwo, ale wciąż również jako coś w rodzaju
dzieci. W rzeczywistości nie mogłam nawet zadzwonić do mamy i taty, którzy byli
w trakcie podróży badawczej w odległej części Ameryki Południowej.
Wiedziałam, że podróżowali w celu uniknięcia przebywania w ich nowym „pustym
gnieździe” i rozumiałam to, ale chciałabym porozmawiać z nimi – mimo że
widziałam co moja matka, która była antropologiem kulturowym, powiedziałaby
o próbie tego. „Musisz nauczyć się żyć według surowych norm twojej nowej kultury.
Lucjusz cię ostrzegał...”
Przypomniałam sobie coś co przeczytałam kiedyś w dzienniku mojej rodzonej matki:
„Jako księżniczka zostaniesz wezwana na świadka zniszczenia.”
-Nienawidzę przepisów prawa. - mruknęłam.
Po raz pierwszy tego dnia Lucjusz się uśmiechnął.
-Księżniczko! Musimy się zgodzić z tym, że przepisy prawa są tym czego najbardziej
potrzebujemy w tym królestwie, czyż nie?
-Tak, ale...
-Nie ma żadnego ale! - ponownie stał się poważny. - Nasze klany ignorowały prawa,
które dotyczą nas wszystkich zbyt długo. Nawet w ciągu ostatnich dziesięciu lat, coś
co nazwałabyś potwornym linczem było bardziej popularne wśród wampirów. Praw
dotyczących władców również to dotyczyło. - jego uśmiech wrócił. - Zobacz jak
wiele nauczyłem się w Ameryce z jej konstytucją i uporządkowaną kolejnością
przywódców, z niekończącym się licencjowaniem i regulowaniem?
-Wiem. - zgodziłam się. - Prawo jest dobre, ale nie mogłam go dzisiaj egzekwować.
-Proszę, nie bądź taka ostra dla siebie. - powiedział. - Byłaś kociakiem, który dorastał
wśród wegan. - był naprawdę przejęty. - To było trudne nawet dla mnie...
wychowanie przez zabójców na podstawie przemocy.
-Ale zrobiłeś to.
-Tak. I zrobię to ponownie. A ty będziesz uczyć się jak stać przy moim boku tak jak
nauczyłaś się mojej kultury, a ja twojej.
Mój głos przeszedł w szept.
-A co jeśli nie potrafię?
Lucjusz uśmiechnął się.
-Zadawałem sobie to samo pytanie, gdy twoja matka podawała zapiekankę
z soczewicy. Co jeśli dosłownie nie dam rady dzisiaj unieść widelca? A jednak to
zrobiłem Jessiko.
Moje oczy rozszerzyły się.
-Nie możesz porównywać dzisiejszej rozprawy do zapiekanki z soczewicy.
Ale Lucjusz uniusł brwi i zaśmiał się.
-Nie skosztujesz tego?
Potem wstał i zobaczyłam jego transformację – którą często czynił – z małżonka do
władcy. Dlaczego ja nie mogłam zrobić tego triku?
-Przykro mi, ale muszę już iść. - powiedział pochylając się by dać mi szybki
pocałunek. - Muszę się przygotować do jutrzejszego spotkania ze starszyzną.
Moje serce ponownie stanęło.
-Kiedy Klaudiusz wspomni jak wymiękłam.
-Nie martw się Jessiko. - powiedział. - Za bardzo się martwisz. Obiecuję ci, że zajmę
się Klaudiuszem.
-Lucjusz... - wiedziałam jaka będzie odpowiedź, ale po raz setny nie mogłam się
powstrzymać. - Czy na pewno nie powinniśmy odroczyć wetum zaufania? Może
zaczekajmy rok, żebym miała trochę czasu by przekonać Starszych.
Ale on już potrząsal głową.
-Tytuły króla i królowej są chronione, tak jak prawo. - upomniał mnie. - Noszą
nieskończenie więcej siły niż książę i księżniczka, a kiedy jesteśmy tak młodzi,
próbując rządzić dwoma rodami bezwzględnych wampirów powinniśmy wykorzystać
każdy sposób na uzyskanie przewagi. Największym ryzykiem – zwłaszcza dla ciebie
– byłoby odroczenie głosowania. Nie mogę cię narażać, kiedy jest sposób by cię
chronić.
Musiałam przyznać, że nie chcę być bezbronną.
-Ok. - ponownie mnie pocałował, po czym podszedł do drzwi i ponownie wezwał
Emiliana na jego stanowisko. Zostawił mnie samą z wieloma zakurzonymi
rumuńskimi książkami, których nie potrafiłam przeczytać, z dokumentami, których
nie byłam pewna czy powinnam podpisać i ze zmartwieniem, że nie wiem jak
postępować. Więc zrobiłam prawdopodobnie ostatnią rzecz jaką powinnam zrobić
jako księżniczka.
Chwyciłam moją komórkę, wyszłam do łazienki i wykręciłam numer
międzykierunkowy w desperackiej próbie usłyszenia znajomego głosu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • achim.pev.pl