380, Prywatne, Przegląd prasy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Położony w pobliżu Hanoweru obóz koncentracyjny Bergen-Belsen (polskie wycieczki autokarowe niemal ocierają się o niego zdążając do banalnego „wesołego miasteczka” HEIDE PARK w niegdyś słowiańskiej Pustaci Lueneburskiej) pierwotnie przeznaczony był dla rannych żołnierzy niemieckich. W roku 1943 założono tam obóz dla europejskich Żydów, którzy mieli być wymieniani za przetrzymywanych przez aliantów Niemców. Wprawdzie skończyły się „dobre czasy”, gdy SS wynajmowało dla dziesiątków tysięcy syjonistów statki na Bliski Wschód, Gestapo załatwiało wszelkie formalności, w Niemczech Gwiazdy Dawida dumnie powiewały nad kibucami (jeszcze w roku 1942!), Golda Meir rewizytowała w Berlinie Adolfa Eichmanna, a organ prasowy czarnego zakonu „Das Schwarze Korps” (niezgorzej, cóż począć, redagowany) z nieskrywaną sympatią odnosił się do żydowskich lewicowych nacjonalistów, niemniej jednak w II fazie działań wojennych więzniom z obozu umożliwiano wyjazdy do Szwajcarii lub – via Turcja – do Palestyny. Aż do końca roku 1944 warunki życia w Bergen-Belsen były względnie znośne. Nieszczęście zaczęło się w momencie przemieszczania wielkich mas ludzkich z zagrożonego sowieckim szturmem wschodu Europy. To właśnie wtedy wybuchła w obozie epidemia czerwonki, cholery i tyfusu. Nie mogło być inaczej, tym bardziej,że masowe naloty anglo-amerykańskie niemal przerwały dostawy medykamentów, żywności i wody, a błąkajace się pod bombami i w ogólnym rozgardiaszu więzniarskie konwoje osiągały Bergen-Belsen po 2-3 tygodniach podróży-koszmaru. Ci którzy przeżyli tę gehennę mieli niewielkie szanse wygrać walkę z całą paletą oczekujących ich chorób. W rezultacie obóz zamienił się w piekło wypełnione odorem gnijących ciał, ludzkimi odchodami wylewającymi się z baraków i namiotów oraz żywymi trupami. Zdawał sobie z tego sprawę komendant obozu, Józef Kramer (nazwany w roku 1945 przez prasę międzynarodową „potworem z Bergen-Belsen” i szybciutko powieszony), który 1 marca 1945 roku skierował do zwierzchnika list z prośbą o pomoc („Błagam Pana o pomoc w celu przezwyciężenia tej sytuacji”). Oczywiście waląca się III Rzesza, zamieniona w skłębione koczowisko, goniąca resztką sił na frontach, nie mogła zaradzić tragicznym warunkom życia w Bergen-Belsen i w innych obozach, gdzie nawet bezlitośni strażnicy umierali na tyfus. W zaistniałej sytuacji Henryk Himmler (zapewne jego postępowanie dyktowane było typowym dla wszystkich ‘oberpolicmajstrów” wyrachowaniem) upoważnił pewnych oficerów Wehrmachtu do nawiązania kontaktu z Brytyjczykami i poinformowania ich, że zbliżają się do przerazliwego ogniska chorób zakaznych. W jego wyniku obie strony zawiesiły działania wojenne wokół Bergen-Belsen, a nawet podzieliły się zadaniami wynikającymi z faktu przebywania w bezpośredniej bliskości miejsca prawdziwej ludzkiej tragedii. Niemal natychmiast po przejęciu administracji obozu przez Wyspiarzy Bergen-Belsen nawiedziły cmentarne hieny, czyli dziennikarze. Jak to oni- wszystko obfotografowali i sfilmowali. Przystąpili także do organizacji pewnych scen. Najsłynniejszą jest ta z buldożerem wpychającym ciała do wykopanego rowu. Chodziło o to,żeby przekonać przyszłych widzów, iż jest to „niemiecki buldożer”. Zupełnie nie przeszkadzało im, że za jego kierownicą siedział brytyjski żołnierz (w roku 1978 ukazała się w apartheidowskim Johannesburgu książka Artura Suzmana i Denisa Diamonda pt.„Six Millions Did Die.The Truth Shall Prevail ; autorzy wykazali większą zapobiegliwość obcinając rzeczonemu wojakowi główkę wraz z jego zupełnie nieniemieckim beretem). Ten i podobne zabiegi (wystarczy na przykład zebrać w sterty grzebienie a efekt jest niesamowity), podbudowane odpowiednim komentarzem, miały przekonać szerokiego odbiorcę, że zwały trupów w Bergen-Belsen (zresztą nie tylko tam) są wynikiem świadomych działań eksterminacyjnych SS. Autorzy filmu (filmów) zdawali się mówić:” to oni ich zabili, zamordowali, zagazowali”. Nie interesował ich przy tym tak „drobny fakt”, że np. w Bergen-Belsen komór gazowych nie było (a propos komór; w marcu 1992 roku na konferencji prasowej w Sztokholmie profesor Robert Faurisson rzucił wyzwanie: ”Pokażcie lub narysujcie mi hitlerowską komorę gazową”. Odpowiedziało mu brzęczenie much). Tą samą propagandową drogą chciał pójść Alfred Hitchcock (sam zresztą „szprycujący się” gazem, co akurat jego twórczości wyszło na dobre), który dostał zamówienie z brytyjskiego Home Office na zrobienie filmu na temat „tych nazistowskich okrucieństw”. Mistrz zawiódł. Publiczności udostępniono tylko co bardziej wiarygodne fragmenty gniotu. Brytyjskie pionierskie operacje propagandowe w Bergen-Belsen (powiedzmy wprost: manipulacje) wkrótce przejęli filmowcy z Hollywood. 29 listopada 1945 roku Amerykanie przedstawili swoje dzieło poświęcone wyzwoleniu obozów koncentracyjnych na Procesie Norymberskim. Wywołało ono spore poruszenie nawet wśród oskarzonych (tylko nieliczni zauważyli, że buszuje w nim nasz nieszczęsny buldożer). W każdym razie efekt został osiągnięty i przede wszystkim utrwalony na dziesięciolecia. Dzisiaj prawda miesza się z mitem tak, jak przeciętnemu zjadaczowi chleba krematoria mylą się z komorami gazowymi. Ja – Dariusz Ratajczak – o istnieniu tych ostatnich, w przeszłości i obecnie, jestem święcie przekonany.
Wkrótce rusza ogólnoświatowy program odzyskiwania żydowskiego majątku – kolejna odsłona „przedsiębiorstwa holokaust”? Nieco ponad półtora roku temu opisywałem w mocno emocjonalnym tonie zagrożenia dla polskiego Skarbu Państwa i budżetu związane z konferencją „Mienie ery Holokaustu”, która odbyła się w Pradze i Terezinie w czerwcu 2009 roku (notki , i ). Okazuje się, że muszę niestety wrócić do tej pachnącej międzynarodową gangsterką sprawy, wokół której w głównonurtowych mediodajniach jak panowała tak panuje zmowa milczenia. Ale po kolei.
I. „Mienie ery Holokaustu”. Otóż wspomniana konferencja, która miała stanowić „ukoronowanie czeskiej europrezydencji” zakończyła się przyjęciem Deklaracji z Terezina powołującej Europejski Instytut Spuścizny Zagłady (European Shoah Legacy Institute). Sygnatariuszami było 49 państw i 30 organizacji pozarządowych. Podczas obrad główne ostrze „rewindykacyjnych” żądań skierowane było w postkomunistyczne kraje Europy Środkowo – Wschodniej (prócz Rosji, bo za mocna) przy gromkim wsparciu amerykańskiej delegacji z kongresmanem Robertem Wexlerem na czele, ówczesnym członkiem Komisji Spraw Zagranicznych Izby Reprezentantów delegowanym na konferencję przez Departament Stanu. Pan ten był łaskaw wraz z 25 kongresmenami „zaapelować” o zwrot pożydowskiego mienia, uznając najwyraźniej, że ma do tego prawo jako przedstawiciel globalnego Wuja Sama. Prócz tego obecni na konferencji eksperci sformułowali „zalecenia”, rzekomo „niewiążące”, wedle których ofiarom Zagłady, bądź ich spadkobiercom należy zwrócić mienie znacjonalizowane za czasów komunistycznych w naturze, zaś „Jeśli skonfiskowana własność nie może być zwrócona, kraje powinny zapewnić alternatywną własność tej samej wartości albo zapewnić godziwe odszkodowanie”. Dalej padają postulaty powołania specjalnych trybunałów lub agencji do spraw roszczeń, które – tu uwaga – miałyby honorować bliżej niesprecyzowane „alternatywne dowody własności”.
II. Finansowe HEART Izraela. A teraz powód dla którego wracam do sprawy z 2009 roku. Tak się bowiem składa, że „Deklaracja…” wraz z owymi „niewiążącymi zaleceniami” wkrótce ma szansę przeistoczyć się w jak najbardziej „wiążącą”, natomiast „alternatywne dowody własności” mogą stać się przyczyną niebagatelnych kosztów, które wszyscy poniesiemy i to w obliczu zapaści finansów publicznych naszego państwa. Jakiś tydzień temu bowiem (za „Haaretz”), iż rząd Izraela wraz z wpływową („potężną” – określenie „Rzepy”) Agencją Żydowską powołał specjalny program do odzyskiwania żydowskiego majątku, skradzionego lub utraconego w inny sposób. Program ma być „ogólnoświatowy”, jednakże „ze szczególnym uwzględnieniem krajów Europy Środkowo – Wschodniej”. Instytucjonalnie wyraża się on w specjalnej komórce o wdzięcznej nazwie HEART (Holocaust Era Asset Restitution Taskforce) z budżetem 9 mln szekli czyli ok. 9 mln złotych. Złoty interes, zważywszy na spodziewane zyski. Prezesem projektu został były izraelski minister d/s osób starszych Rafi Eitan, dyrektorem zarządzającym Bobby Brown z Agencji Żydowskiej, natomiast – jak to określono – „nad praktyczną stroną przedsięwzięcia” czuwać będzie Ania Werchowskaja z prawniczej firmy A.B. Data, która „praktycznie” współuczestniczyła w „porozumieniu” na mocy którego szwajcarskie banki wypłaciły 1,25 miliarda dolarów, mających w założeniu trafić do spadkobierców ofiar, a które to pieniądze jak powiadają źli ludzie, w większej części rozpłynęły się w machinie „przedsiębiorstwa holokaust”.
No i teraz najlepsze. Oddaję głos „Rzeczpospolitej”: „Nadzieje na rekompensaty opierają się na rezolucji przyjętej w 2009 roku na praskiej konferencji poświęconej mieniu utraconemu w czasie holokaustu (wytł. moje-GG). 46 państw wyraziło wtedy zgodę na rekompensaty dla ofiar i ich spadkobierców za majątek, który zawłaszczono na ich terytoriach.” Wygląda na to, że podczas konferencji z 2009 roku sami założyliśmy sobie finansową pętlę na szyję. Mosze Sanbar, izraelski ekonomista i bankowiec, z wieloletnim doświadczeniem w odzyskiwaniu żydowskich majątków stwierdza ponadto: „- Na praskiej konferencji stworzyliśmy nowe podstawy do nowych roszczeń – nie są one prawnie wiążące, ale były i są wiążące moralnie”. Wtóruje mu wypowiedź Bobby’ego Browna: „- To ostatnia bitwa holokaustu i jest naszym obowiązkiem uzyskać choć minimum sprawiedliwości”. Idę o zakład, że wcale nie „ostatnia”. Program reprezentowany przez HEART rusza z początkiem marca równocześnie w Jerozolimie i Waszyngtonie i ma na celu kompleksowe zewidencjonowanie majątku pożydowskiego. Służyć temu celowi ma m.in. potężna kampania promocyjna oraz infolinia w 13 językach, a także strona internetowa za pośrednictwem których będzie można dokonywać zgłoszeń. Pierwszym etapem ma być przygotowanie roszczeń wobec rządów krajów Europy Środkowo – Wschodniej. Sądzę, że nie od rzeczy będzie przywołanie w tym kontekście byłego ambasadora Izraela w Polsce, Dawida Pelega, który dwa lata temu na zasadzie „pi razy oko” oszacował ewentualne roszczenia na „miliardy dolarów”, co daje niejakie pojęcie o skali opisywanego tu przedsięwzięcia. Jeszcze jeden cytat, tym razem szefa Agencji Żydowskiej, Natana Szaranskiego: „- Po raz pierwszy od czasu zagłady powstał całościowy program umożliwiający gromadzenie informacji o skradzionym lub przymusowo sprzedanym majątku, z intencją uzyskania za to rekompensaty.”
III. Robienie gruntu? W związku z powyższym nasuwają się dwie koincydencje. Pierwsza, to wydanie akurat teraz „Złotych Żniw” J. T. Grossa, gdzie Polacy przedstawieni są jako rabusie i hieny cmentarne, dla których II wojna światowa stała się okazją do wzbogacenia kosztem Żydów. Wygląda to, jakby książka miała stworzyć moralny „klimat” potępienia, obezwładniający ewentualne protesty przeciw mającej nastąpić akcji „przedsiębiorstwa holokaust”. Nie wiem, czy funkcjonariusze HEART-u będą się bawili w szukanie złotych zębów poukrywanych ponoć gdzieś w chłopskich obejściach, ale „klimacik” jest. Druga rzecz, znacznie poważniejsza, to niedawna (23.02 – 24.02.2011). Prócz Donalda Tuska i ministrów obrony narodowej, edukacji, zdrowia, spraw zagranicznych oraz wiceministrów z innych resortów, wziął w niej udział dyżurny specjalista od kontaktów polsko – żydowskich, Władysław Bartoszewski, który stał również na czele polskiej delegacji biorącej udział w opisanej na początku konferencji „Mienie ery Holokaustu” i negocjował w naszym imieniu Deklarację z Terezina oraz towarzyszące jej „eksperckie” ustalenia. No i teraz podstawowa zagwozdka: czy prócz tego, co oficjalnie przedstawiono jako efekt wizyty, zapadły również jakieś inne decyzje, zobowiązania? Czy poruszano kwestię zwrotu mienia i odszkodowań? Byłoby dziwne, gdyby rząd Izraela, który tak mocno, instytucjonalnie, zaangażował się w kwestie rewindykacyjne, nie poruszył tego tematu goszcząc przedstawicieli państwa, które potencjalnie może stać się w najbliższej przyszłości główną dojną krową nowej biznesowej inicjatywy współczesnych sępów holokaustu. Obawiam się jednak, że o wszystkim dowiemy się, gdy będzie już „po ptakach”.
IV. Płać i płacz. Na zakończenie muszę dodać jedno – wszelkie żydożerstwo jest mi z gruntu obce, uważam też, że zagrabione majątki powinny wrócić do właścicieli, bądź ich legalnych spadkobierców – czy to w naturze, czy to w formie zastępczej. Stanowczo jednak sprzeciwiam się jakiemukolwiek ekskluzywnemu traktowaniu kogokolwiek, również Żydów – w sprawach własności prawo powinno być ślepe na przynależność etniczną. Jeśli zwracamy własność Żydom (ale konkretnym osobom, nie szemranym, samozwańczym gangom „reprezentantów”), to zwróćmy również Polakom! Tymczasem organizacje żydowskie stosują permanentną gangsterkę, wymuszenia rozbójnicze na międzynarodową skalę. Pod groźbą upokorzenia na arenie międzynarodowej szantażują moralnie kolejne państwa, powołując się na jakieś nieznane cywilizowanym stosunkom prawo plemiennej współwłasności (to znaczy, oficjalnie, odszkodowania mają trafiać do spadkobierców, tyle że pokażcie mi tych wzbogaconych wypłaconymi już miliardami „spadkobierców”). Samozwańczy „reprezentanci” nie mający poza przynależnością etniczną literalnie nic wspólnego z ofiarami Zagłady, rekrutujący się najczęściej z amerykańskiej diaspory, która w trakcie wojny nie chciała nic wiedzieć o obozach koncentracyjnych i która nie ruszyła palcem by pomóc swym współplemieńcom, teraz zlatują się jak sępy do ścierwa, skrzecząc o „sprawiedliwości”, „zadośćuczynieniu” i napychając swe sępie gardła złotem, złotem, złotem… To są prawdziwe „Złote Żniwa”, panie Gross. Nie znaczy to jednak, że nie mamy jako państwo niczego za uszami. Owszem, mamy na sumieniu podstawowy grzech – zaniedbanie. Trzeba było przeprowadzić kompleksową reprywatyzację i to już dawno temu. Nie przeprowadziliśmy, dając zawodowym szachrajom fenomenalny pretekst do finansowych żądań. Więc teraz będzie „płać i płacz”. Gadający Grzyb
Źródło:
Pomysły na uzdrowienie sytuacji w kraju.
1) Uznać czasy PRL za okupację sowieckich wojsk pod kontrolą zdrajców z PZPR oraz pracujących dla nich przestępców z UB, SB i KBW oraz Głównego Zarządu Informacji (może jeszcze jakieś inne służby…). Oznaczało by to cofniecie dla tych ludzi wszelkich świadczeń socjalnych i emerytalnych oraz pozbawienie praw wyborczych, co wcale nie było by dla nich przykre, bo przez dziesięciolecia PRL dorobili się niezłych majątków i mogą spokojnie z nich żyć do końca swoich dni. Oszczędność wynikająca z braku finansowania oprawców i zdrajców naszego narodu dała by widoczny efekt w naprawie stanu budżetu państwa, a zabierając im dostęp do działalności publicznej ograniczamy jednocześnie wpływy agentury sowieckiej, które w tym środowisku są szczególne silne.
2) Zminimalizować przepisy podatkowe np. zastąpić wszystkie podatki jednym od posiadanego majątku bez względu na to ile kto i jak zarabia. Każdy dostosowywał by wtedy swój majątek do tego co zarobił i zarabia, a nie „gromadził na zapas” utrudniając życie innym i start w życiu młodym ludziom. Prowadzenie biznesu w takich warunkach było by „bajecznie” proste i nie wymagało zatrudniania księgowych w małych firmach. Oczywiście istniały by wyjątki związane z używkami, które szkodzą zdrowiu, które dalej były by opodatkowane na poczet leczenia tych, którzy je stosują oraz profilaktykę uzależnień.
3) Powołać powszechną Obronę Terytorialną oprócz Armii Zawodowej stanowiącą realną siłę odstraszającą ewentualnych agresorów i dającą silną pozycję w świecie, jako stabilnego kraju pozbawionego zagrożeń zewnętrznych. Armia Zawodowa w przypadku dużego konfliktu nie zdaje egzaminu bo jest zbyt mała i nie jest w stanie bronić całego terytoria swojego kraju, bez względu jak jest wyposażona. W rzeczywistości Armia Zawodowa w takiej formie jak obecnie jedyne co może zrobić to po kilku dniach walki poddać się przeważającym siłom wroga (liczebnie Rosji i technicznie Niemcom) o ile jeszcze będzie istnieć. Obrona Terytorialna, jak pokazują doświadczenia Iraku i Afganistanu może walczyć bardzo długo, ze względu na znajomość terenu i lokalnej ludności – czas ten jest niezbędny dla wymuszenia wsparcia ze strony sojuszników, a przede wszystkim generuje gigantyczne koszty prowadzenia walk ze strony agresora, co prowadzi do niezadowolenia w jego społeczeństwie i ostatecznie przegranej moralnej i gospodarczej wroga.
4) Zreformować sądownictwo opierając je na powszechnych wyborach lokalnych sędziów, którzy z kolei wybierali by swoich przełożonych. Prawo miało by tylko charakter doradczy, a ostateczną decyzją podejmował by sędzia zgodnie ze swoim sumieniem lub w przypadku poważnych przestępstw kolegium kilku sędziów (ilość zależała by od wagi przestępstwa). Pozwoliło by to osądzić ludzi, którzy skutecznie wymykają się gigantycznej zbiurokratyzowanej machinie obecnych układów i faryzejskich przepisów. Myślę, że każdemu zależało by na wyborze osoby uczciwej i sprawiedliwej oraz mającej odpowiednie doświadczenie życiowe oraz „nieposzlakowaną opinię”, a która przecież potencjalnie będzie również mogła jego sądzić. Oczywiście od wyroków istniały by odwołania. W sytuacji nie możności ukarania osoby w inny sposób, a przestępstwo dotyczyło by np. zdrady ojczyzny dopuszczalna by była kara śmierci.
5) Iść w kierunku całkowitej likwidacji emerytur, co motywowało by rodziców do posiadania dzieci i ich dobrego wychowania. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, aby ktoś „ubezpieczał się od starości”. Ważne jest jednak to, że obecny system emerytalny to gigantyczna piramida oszustwa i wyzysku, a duża cześć gromadzonych tam środków jest marnotrawiona na działanie samego systemu i zatrudnienie ludzi do jego obsługi, a którzy mogli by wykonywać znacznie bardziej pożyteczne zawody niż „przekładanie papierów i przeliczanie składek”.
6) Szkolnictwo i zdrowie dalej było by bezpłatne w podstawowej swej formie, ale jest oczywiste, że nie da się leczyć wszystkiego i uczyć wszystkiego z podatku od majątku, dlatego ważny jest wybór tego co jest najważniejsze i najbardziej powszechne zarówno w leczeniu jak i szkolnictwie, a o resztę musiał by zadbać już człowiek, bo przecież ma rozum i powinien z niego korzystać, a nie tkwić ciągle w komunie, czego efektem jest korupcja i zadłużenie. Oczywiście jestem otwarty na wszelką krytykę moich pomysłów, ale myślę, że sytuacja w kraju wymaga radykalnych rozwiązań, bo inaczej wszyscy skończymy w „sowieckim dole zagłady” lub „niemieckim obozie pracy”.
Jak wybrać lepszego i odważnego. Plan „Szarego” Może raczej: Jak wybrać lepszego i odważnego. Plan „Szarego” Przez me®dia „przetacza się” obecnie - daleko poza znudzenie widza i słuchacza - tsunami dywagacji i dyskusji na wielu szczeblach, kiedy pozwolą nam „dać głos” i czy takie „prawo” będziemy mieli aż dwa dni? Oznajmiają nam, kiedy i gdzie wypowiedział swe głębokie przemyślenia na ten temat „Bronek” a kiedy - „Donek”, czy inny Ogonek. Ta wrzawa ma przykryć prosty fakt, że „konsument” czy „obywatel” jest grupom rządzącym potrzebny tylko tego dnia, by „dał głos” na nich. Potrzebował tego „głosu” nawet agent Wolski (ksywa: „Jaruzel”), nawet w latach osiemdziesiątych. Wtedy chodziliśmy nocą po Warszawie z wiaderkiem kleju do tapet i rozklejali karty z rysunkiem siedzącego pieska i napisem: „daj GŁOS!”. Kwaśny paradoks polega na tym, że kiedyś robiłem to równocześnie, w jednej akcji, z kolegą Bonim - TW Znak. Obecnie jest „szarym ministrem (eminencją)” w rządzie kombinującym, jakby to wydobyć z ludzi więcej szczeknięć uwiarygodniających System. Bo zwykli ludzie w miarę upływu lat, a wraz z „rozwojem postępu” zrozumieli lub odczuwają, że od nas nic więcej obecnie nie zależy. Więc wolą na wycieczkę. A „postępowa opinia” w UE chciałaby uwiarygodnienia rządzącej kliki frekwencją wyborczą.
Zupełnym milczeniem okryta jest sprawa najważniejsza Po 89-tym narzucono nam twór socjalistyczny: sposób wyboru p.t. „ordynacja proporcjonalna”. Wymyślili ją socjaliści w XIX wiecznej Belgii, którzy w sposób naturalny do parlamentu nie mogli się dostać. Zadziałał slogan „sprawiedliwości”. Celem systemu narzuconego Polsce przez „drogiego Bronka” (Geremka) i jego mocodawców jest samo-powielanie się kasty politycznej. To jest tych grup, na „lansowanie” których ci zza kulis zawsze jakieś pieniądze znajdą i wydadzą. Przy tym pieniądze – i polecenia - docierają też do oddanych sobie a „wylansowanych” dziennikarzy. [Tu nie mogę nie przytoczyć: „ach, jak on mnie lansował...! dwie godziny mnie lansował” - marzycielsko wspomina jakaś Stokrotka]. Piszę ten, moim zdaniem ważny tekst we frywolnym stylu, by pokazać, jak proste a często prostackie są narzucone nam, Polakom, owieczkom, inteligentom (nie dotyczącego Ciebie określenia nie bierz pod uwagę), mechanizmy samo-powielania się kasty rządzących, czy raczej uchodzących za rządzących. Odwieczny system wybierania odpowiednich ludzi na odpowiedzialne posady, ciągle obecny np. w Wielkiej Brytanii i hamujący tam ekscesy „postępu”, jest prosty: Kto zdobył najwięcej głosów - wygrywa. W Wielkiej Brytanii znany jest więc jako „Pierwszy na Mecie”, First past the Post (FPTP)
A ordynacje nazwane myląco i urągliwie „proporcjonalnymi”, a potocznie partyjniackimi powodują, przy skomplikowanym systemie przeliczania głosów wyborców na ilość miejsc w parlamencie zupełną nieprzejrzystość i nienaturalność tego przeliczania. Jest to tym bardziej mylące wobec zmiennych reguł tego przeliczania, „podzielników” wyssanych z palca jakiegoś kombinatora itp. Dlaczego na przykład ilość głosów na kandydata jakiejś partii w kolejnym kroku obliczeń należy dzielić przez 1.3, nie zaś przez π ? To nie żart, lecz ilustracja absurdów tych odmian ordynacji.
Prawo Ciesielskiego Według matematyka Krzysztofa Ciesielskiego ordynacja proporcjonalna winna się raczej nazywać paradoksalną, a to dlatego, że kryją się w niej pułapki, trudne do przewidzenia, a silnie wpływające na końcowy podział mandatów. „Prawo Ciesielskiego” zostało opublikowane wielokrotnie, np. w książce „Otwarta księga” Przystawy i Lazarowicza w 1999 roku. Więcej na temat różnych ordynacji i ich skutków dla sprawności rządzenia, Czytelnik może znaleźć na mej stronie, w dziale . Pomysł pierwotny postępowców był taki, by głosy przeliczane na mandaty dzielić „proporcjonalnie” do sumy głosów przypadających na kandydatów poszczególnych partii. By było to „sprawiedliwie”. Okazało się to iluzoryczne, a nawet wykazano matematycznie (prawo Ciesielskiego, zob. ), że w każdym z tych licznych przepisów istnieją matematyczne pułapki, mogące np. przy specyficznym wzroście ilości głosów zmniejszyć ilość mandatów dla konkretnej partii. Jest to przemilczane przez polityków stojących na czele istniejących partii. Bo w systemach partyjniackich to ...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]Pokrewne
- Strona startowa
- 4 list prywatny - zakończenie, jak napisac list
- 380 - Kod ramki - szablon, Kody ramki - obrazek z tex(1)
- 380 - Kod ramki - szablon, kody ramki - obrazek z tex
- 380. Clark Lucy - Na całe życie, harlekinum, Harlequin Medical
- 380, Big Pack Books txt, 1-5000
- 380, Prace z pedagogiki
- 380 Standheizung, BMW
- 380 Standheizung(1), BMW
- 382, Prywatne, Przegląd prasy
- 384, Prywatne, Przegląd prasy
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- chaotyczny.htw.pl