393, Prywatne, Przegląd prasy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wielki brat rzucił nas na kolana! Czy rosyjskie lobby energetyczne uzależniło Polskę od dostaw rosyjskiego gazu? Niestety, wiele na to wskazuje. Gra toczyła się o ogromną stawkę. W styczniu 2010 r. prezesem EuRoPol Gazu został - nie kto inny, tylko Aleksandr Miedwiediew - brat prezydenta Rosji. Był więc jednocześnie wiceprezesem Gazpromu, prezesem spółki Gazprom-Export i prezesem EuRoPol Gazu, który miał decydować o umorzeniu - uwaga 1,2 miliarda złotych długu Gazpromowi. Konflikt interesów stał się oczywisty. Jeśli rząd umorzy długi Gazpromu, to będziemy wnioskować o powołanie sejmowej komisji śledczej - zapowiadał w połowie listopada 2009 r. Lech Kaczyński. Było to kilka tygodni po uprawomocnieniu się precedensowego wyroku Federalnego Sądu Arbitrażowego w Moskwie. Nakazał on rosyjskiemu koncernowi energetycznemu Gazprom zapłacenie wymaganej prawem kwoty za tranzyt rosyjskiego gazu przez Polskę. Łącznie z odsetkami była to kwota 1,2 miliarda złotych. Wówczas długi Gazpromu wynosiły ponad 55 miliardów dolarów i ciągle rosły. Jedyną szansą, aby uniknąć spłaty zaległych kwot Polsce, było umorzenie długu. Za tym umorzeniem w listopadzie 2009 r. opowiedział się rząd Tuska, jednak stanowczo zaprotestował Lech Kaczyński.
Jednostronna decyzja Na mocy porozumienia jamajskiego z 1993 r., rosyjski koncern Gazprom miał przesyłać przez terytorium Polski gaz do krajów Europy Zachodniej. Pieniądze za przesył gazu miały trafiać do spółki EuRoPol Gaz SA
odpowiedzialnej za tranzyt. Przez 13 lat współpraca układała się względnie pomyślnie - głównie dzięki temu, że statut spółki EuRoPol Gaz SA skonstruowany był w taki sposób, że kontrolę nad nią miał polski rząd. Oczywiście Gazprom dążył do zmiany tej sytuacji. Przejęcie kontroli nad EuRoPol Gazem dawałoby rosyjskiemu potentatowi możliwość samodzielnego decydowania o przepływie gazu do Polski. Taka sytuacja dawałaby Rosjanom ogromne narzędzie do szantażowania władz w Warszawie (bardzo ciekawie mówił o tym wątku prezes Bartimpexu Aleksander Gudzowaty w rozmowie z Romanem Mańką).
W rękach polityków Próba przejęcia kontroli nad EuRoPol Gazem miała oczywiście ogromne znaczenie polityczne. Nie tylko dla relacji polsko-rosyjskich, ale także dla stosunków na najwyższych szczytach władzy w Rosji. Personalna obsada stanowisk w Gazpromie doskonale odzwierciedla bowiem równowagę między obozem premiera i prezydenta Rosji. Szefem Rady Dyrektorów (odpowiednik polskiej Rady Nadzorczej) Gazpromu był aż do stycznia 2008 r. Dmitrij Miedwiediew - obecny prezydent Rosji. Zastąpił go były premier Rosji Wiktor Zubkow - jeden z jego najbliższych współpracowników. Z kolei wiceprzewodniczącym rady jest Aleksiej Miller, który równocześnie pełni funkcję prezesa zarządu Gazpromu. Aleksiej Miller to jeden z najbliższych współpracowników Władimira Putina. To Putinowi zawdzięczał stanowiska w Komitecie Miejskim w Sankt Petersburgu. To Putin uczynił go szefem wydziału odpowiedzialnym za nieruchomości prezydenta Jelcyna, potem wiceministrem gospodarki, w końcu szefem Gazpromu. Zastępcą Millera i zarazem wiceprezesem Gazpromu jest nie - kto inny tylko Aleksandr Anatoljewicz Miedwiediew - brat prezydenta Rosji. Miedwiediew jest również prezesem spółki Gazprom Export - zajmującej się eksportem gazu do krajów Europy Środkowo-Wschodniej.
Letni impas Latem 2006 r. zarząd Gazpromu ogłosił, że opłaty za tranzyt rosyjskiego gazu przez Polskę są zbyt wysokie. Rosjanie zakwestionowali polskie przepisy, które wymagają, aby w taryfach za transport gazu uwzględnić niewielką dopłatę zależną od wartości majątku firmy. Taka dopłata stosowana jest w większości państw Unii Europejskiej i służy ograniczeniu ryzyka bankructwa firmy gazociągowej. Opłaty te w innych krajach jednak Gazpromowi nie przeszkadzały. Kwestionował je tylko w Polsce. Może (aczkolwiek nie musi) to mieć związek, ze sprawą likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych, które były nieformalną rezydenturą rosyjskich służb specjalnych w Polsce. Doszło więc do sytuacji kuriozalnej. Firma złamała warunki umowy, których przestrzegała od 13 lat. EuRoPol Gaz SA wysyłał do Gazpromu faktury jak dotychczas wyliczane na podstawie stawek zatwierdzonych przez prezesa Urzędu Regulacji Energetyki. Jednak Gazprom płacił mniej, stosując stawki, które sam sobie ustalił (sic!). Takiego stanu rzeczy nie zaakceptował Michał Kwiatkowski - prezes EuRoPol Gazu. Po wielokrotnych wezwaniach do uregulowania należności (na które Rosjanie nie reagowali) zdecydował się skierować sprawę na drogę postępowania prawnego. W lutym 2008 r. EuRoPol Gaz SA złożył do Sądu Polubownego w Moskwie pozew przeciwko firmie Gazprom Export. Sprawą zajęły się aż trzy instancje sądu arbitrażowego. Ku zdumieniu obserwatorów, we wszystkich instancjach rosyjski potentat przegrał. Musiał więc zapłacić Polsce zaległe opłaty wraz z opłatami. Łącznie niebagatelną kwotę 1,2 miliarda złotych. Jedyną możliwością, aby uniknąć tej zapłaty, była decyzja zarządu EuRoPol Gazu o anulowaniu tej opłaty.
Spór z Ukrainą Gdy spór prawny z Gazpromem wchodził w decydującą fazę, doszło do kryzysu ukraińsko-rosyjskiego nazwanego mianem "wojny o gaz". Dla Polski miał on o tyle znaczenie, że Polska rocznie importowała z Ukrainy 2,5 mld m3. gazu. Dostarczała go spółka RosUkrEnergo, która zajmowała się tranzytem gazu przez terytorium Ukrainy. Osobna umowa z EuRoPol Gazem SA zakładała, że do 2014 r. Polska wybuduje terminal w Świnoujściu, do którego będzie przesyłany gaz dostarczany przez RosUkrEnergo. W ten sposób Polska zgromadziłaby rezerwy gazowe potrzebne w wypadku zatrzymania dostaw gazu z Rosji. Ten dobry dla Polski scenariusz nie został zrealizowany wskutek konfliktu o gaz. Pod koniec listopada 2008 r. Gazprom wezwał Ukrainę do spłaty 2,4 miliarda dolarów długu za gaz i jego przesył na terytorium Ukrainy. W grudniu Ukraina zapłaciła miliard dolarów i ogłosiła, że pozostałą część zadłużenia spłaci w ciągu kolejnych tygodni. Gazprom pozostał nieugięty i zażądał dodatkowo ponad 400 milionów dolarów odsetek karnych. Tyle rząd w Kijowie zapłacić nie mógł. 1 stycznia 2009 r. Gazprom wstrzymał większą część dostaw gazu na Ukrainę. W efekcie spadła ilość gazu dostarczanego przez Ukrainę do Polski, Węgier, Austrii, Bośni i Hercegowiny, Rumunii i Bułgarii. Państwa te musiały skorzystać ze swoich rezerw. W spór włączyły się Stany Zjednoczone i Unia Europejska. Ostatecznie 19 stycznia doszło w Moskwie do podpisania porozumienia gazowego, w wyniku którego Gazprom ponownie rozpoczął tranzyt gazu do krajów europejskich przez terytorium Ukrainy. Na mocy tego samego porozumienia, za winnego rosyjsko-ukraińskiego konfliktu o gaz uznano spółkę RosUkrEnergo, która odpowiedzialna była za tranzyt gazu przez Ukrainę. Gazprom ogłosił, że nie zamierza kontynuować współpracy z tą firmą. Nowym importerem gazu rosyjskiego stała się spółka Naftohaz.
Umowa niekorzystna dla Polski Wiosną 2009 r. doszło do podpisania umowy między Gazpromem a spółką Naftohaz. W jej treści znalazł się zapis, w myśl którego Naftohaz nie mógł sprzedawać gazu do innych państw niż Ukraina. Oznaczało to, że ukraińska spółka nie mogła już eksportować gazu do Polski. Pogrzebało to definitywnie pomysł budowy terminala gazowego w Świnoujściu. Jednak zaraz po sfinalizowaniu umowy z Naftohazem Gazprom zaproponował stronie polskiej, że sprzeda jej dodatkową ilość gazu, aby wyrównać straty wynikające z niedotrzymania umowy przez RosUkrEnergo. I faktycznie, w czerwcu 2009 r. wicepremier i minister gospodarki Waldemar Pawlak podpisał umowę na jednorazowy zakup gazu w wysokości 1,2 miliarda metrów sześciennych. Była to maksymalna ilość, którą Gazprom zgodził się sprzedać.
Propozycja nie do odrzucenia W wyniku całej sytuacji, w połowie 2009 r., po wyeliminowaniu z rynku spółki RosUkrEnergo, Polska stanęła przed perspektywą, że import gazu nie będzie mógł pokryć całego zapotrzebowania. Wówczas Gazprom wystąpił z propozycją zwiększenia dostaw i renegocjacji umowy. Propozycję natychmiast podjął rząd Donalda Tuska. W lipcu Gazprom postawił wstępne warunki. Oczekiwał zmian w statucie spółki EuRoPol Gaz SA, aby strona polska nie miała tam decydującego głosu. Oczekiwał również rezygnacji z budowy terminala w Świnoujściu. Zaoferował ponadto zwiększenie rocznego importu gazu do Polski do ponad 11 mld m3 i przedłużenie umowy do 2037 r. Oferta Gazpromu przedstawiona stronie polskiej została przekazana do Biura Bezpieczeństwa Narodowego, a stamtąd do Kancelarii Prezydenta. Warunki proponowane przez Gazprom zaniepokoiły Lecha Kaczyńskiego. Jeszcze w lipcu 2009 r. Kaczyński wystąpił do Ministerstwa Gospodarki z zapytaniem o instrukcje negocjacyjne dla polskich urzędników, którzy będą prowadzić rozmowy z rosyjskim koncernem. Doszło do kolejnego spięcia na linii rząd - prezydent. Ani Pawlak, ani Tusk nie chcieli bowiem udostępnić Głowie Państwa instrukcji. Dlaczego?
Odmienne stanowiska W końcu października 2009 r., w Moskwie rozpoczęły się negocjacje dotyczące warunków nowej umowy gazowej. Po wyroku Sądu Arbitrażowego w Moskwie Gazprom postawił jeszcze jeden warunek: zażądał anulowania 1,2 miliarda złotych długu. Premier Tusk zadeklarował przychylność dla tego pomysłu. Poparł go minister skarbu Aleksander Grad. O takim rozwiązaniu nie chciał jednak słyszeć Michał Kwiatkowski - prezes EuRoPol Gazu SA. Kwiatkowski stanowczo dał do zrozumienia, że dopóki pełni funkcję prezesa, nie podpisze dokumentu anulującego dług Gazpromu. Jego stanowisko poparł Jerzy Tabaka - członek zarządu spółki. Gdy rząd zajął odmienne stanowisko, Kwiatkowski wysłał do Aleksandra Grada list, w którym stwierdził, że umorzenie długu będzie stanowić złamanie polskiego prawa, za co grozi kara pozbawienia wolności. Na ten list minister Grad jednak nie odpisał.
11 grudnia 2009 r. przeciwko podpisaniu umowy na rosyjskich warunkach opowiedział się szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego - Aleksander Szczygło. Trzy dni później Kancelaria Prezydenta oficjalnie poinformowała, że jest przeciwna nowej umowie gazowej z Rosją.
Karuzela negocjacyjna
12 stycznia 2010 r. PGNiG (właściciel 48 proc. udziałów EuRoPol Gazu SA) poinformowało, że w Moskwie rozpoczynają się rozmowy z przedstawicielami Gazpromu w sprawie aneksowania kontraktu jamajskiego. Dotyczyły zwiększenia dostaw gazu do 10,25 mld m3 i przedłużenia kontraktu do roku 2037. Negocjacje dotknęły również sprawy umorzenia długu dla Gazpromu. Jednak prezes Michał Kwiatkowski i członek zarządu Jerzy Tabaka wciąż konsekwentnie bronili stanowiska, że długu umarzać nie można. Na efekty nie trzeba było długo czekać. 20 stycznia odbyło się posiedzenie Rady Nadzorczej EuRoPol Gazu. Zawieszono w pełnieniu obowiązków Michała Kwiatkowskiego i Jerzego Tabakę, którzy sprzeciwili się umorzeniu długów Gazpromowi. Tymczasowym prezesem EuRoPol Gazu został... Aleksandr Miedwiediew - brat prezydenta Rosji, wiceprezes Gazpromu i prezes spółki Gazprom Eksport. Jego zastępcą został Michał Szubski. Aleksandr Miedwiediew był więc jednocześnie wiceprezesem Gazpromu (koncernu wydobywającego gaz), prezesem spółki Gazprom-Export zajmującej się eksportowaniem rosyjskiego gazu i prezesem EuRoPol Gazu, który miał decydować o umorzeniu długów Gazpromowi. Reprezentował więc obie strony sporu. Konflikt interesów był oczywisty. Natomiast po raz pierwszy zdarzyło się, że faktycznym, choć nieformalnym, prezesem spółki o strategicznym znaczeniu dla bezpieczeństwa Polski został brat prezydenta Rosji. Mimo tej sytuacji, obaj nowo powołani "prezesi" nie byli w stanie umorzyć długów Gazpromu. Statut spółki wymagał bowiem zgody całego zarządu, a nie tylko prezesa. Tymczasem wszyscy pozostali członkowie zarządu podzielali stanowisko Michała Kwiatkowskiego i sprzeciwili się rezygnacji z 1,2 miliarda złotych. Komentując roszady personalne w EuRoPol Gazie SA, doradca Lecha Kaczyńskiego Janusz Kowalski poinformował, że jeśli dojdzie do umorzenia długów Gazpromowi, Kancelaria Prezydenta zawiadomi prokuraturę oraz zwróci się do Sejmu o powołanie komisji śledczej. Od tego momentu, obóz prezydenta Kaczyńskiego stał się główną przeszkodą na drodze do anulowania długów Gazpromu i przejęcia przez rosyjski koncern naftowy całkowitej kontroli nad dostawami gazu do Polski. Reasumując: Kaczyński i jego ludzie stali się główną przeszkodą do uzależnienia Polski od dostaw rosyjskiego gazu.
W drodze do umowy Już 21 stycznia, czyli jeden dzień po zawieszeniu Kwiatkowskiego i Tabaki, Donald Tusk i Aleksander Grad podali do wiadomości publicznej, że opowiadają się za umorzeniem Gazpromowi długu w wysokości 1,2 miliarda złotych. Cztery dni później rząd podjął decyzję o umorzeniu wielkiego długu Gazpromowi. 27 stycznia potwierdził to wspólny komunikat Gazpromu PGNiG i EuRoPol Gazu, którym tymczasowo kierował Aleksandr Miedwiediew. W ciągu kilku następnych dni doradcy Lecha Kaczyńskiego sugerowali w mediach, że będą wnioskować o powołanie komisji śledczej, jeżeli rząd dotrzyma słowa i umorzy długi Gazpromu. Tusk się jednak nie ugiął. 10 lutego polski rząd zatwierdził projekt nowej umowy gazowej z rządem Rosji. W komunikacie przekazanym dziennikarzom rzecznik rządu Paweł Graś mówił, że umowa precyzuje trzy najważniejsze kwestie: zwiększenie dostaw gazu do Polski, przedłużenie obowiązywania umowy gazowej i nowe rozliczenia za tranzyt gazu przez Polskę. Na marginesie trzeba pogratulować sofistycznych umiejętności ministrowi Grasiowi, który umorzenie Gazpromowi długu nazwał - "rozliczeniem za transport". W efekcie 1 marca rząd Donalda Tuska upoważnił Waldemara Pawlaka do podpisania umowy gazowej z Rosją na warunkach wynegocjowanych przez PGNiG i Gazprom. Biorąc pod uwagę fakt, że w EuRoPol Gazie SA rządził już Aleksandr Miedwiediew i to on decydował, kogo wysyła na negocjacje, wynik tych rozmów był łatwy do przewidzenia, jeśli chodzi o sprawę polskiej racji stanu.
Pośpieszne zmiany 16 marca w Moskwie zorganizowano posiedzenie Rady Nadzorczej EuRoPol Gazu. Uczestniczyli w nim Aleksandr Miedwiediew i prezes PGNiG Michał Szubski. W trakcie posiedzenia dokonano bardzo istotnych zmian. Po pierwsze zmieniono status spółki. We wszystkich sprawach zarząd EuRoPol Gazu musi podejmować decyzje jednogłośnie. W razie rozbieżności w jakiejkolwiek sprawie, spór miała rozstrzygać Rada Nadzorcza. W razie niepowodzenia, należało zwołać Walne Zgromadzenie Akcjonariuszy czyli Gazprom i PGNiG. Po drugie obie te firmy wskazują równą liczbę członków zarządu. Tydzień później zebrało się Walne Zgromadzenie Akcjonariuszy EuRoPol Gazu, aby zmienić statut i zarząd spółki. Ogłoszono jednak przerwę do 20 kwietnia, ponieważ nie zostało podpisane polsko-rosyjskie międzyrządowe porozumienie o dostawach gazu i zasadach działania EuRoPol Gazu. Reasumując: najważniejsza decyzja w sprawie spółki strategicznej odpowiadającej za tranzyt gazu miała zapaść 20 kwietnia. 10 kwietnia Lech Kaczyński wsiadł na pokład rządowego tupolewa lecącego do Katynia. Ten dzień stał się jednym z najtragiczniejszych w powojennej historii Polski. Oprócz prezydenta, zginęli bowiem najważniejsi przeciwnicy umowy gazowej z Rosją.
Sukces Gazpromu Osiem dni później w Krakowie odbył się uroczysty pogrzeb pary prezydenckiej. Na pogrzeb przyjechał prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew. Towarzyszył mu brat Aleksandr i szef Gazpromu Aleksiej Miller. Próżno szukać ich obu na zdjęciach z konduktu pogrzebowego. Nie wiadomo, co obaj robili tego dnia w Polsce. Wiadomo jednak, że dwa dni później odbyło się ponownie Walne Zgromadzenie Akcjonariuszy EuRoPol Gazu, w trakcie którego wybrano nowego prezesa zarządu. Został nim Mirosław Dobrut. Równocześnie ze stanowiska prezesa odwołano Michała Kwiatkowskiego, a ze stanowiska wiceprezesa - Jerzego Tabakę, którzy nie chcieli umarzać długów Gazpromowi. Już następnego dnia rząd ogłosił, że nowa umowa zostanie podpisana na początku maja. Tak się nie stało. Unia Europejska - zaniepokojona tym stanem rzeczy - wymusiła na Polsce negocjacje z udziałem przedstawiciela Brukseli. Ostateczną umowę podpisano 29 października w Warszawie, a aneks do niej kilka godzin później. Treść umowy i aneksu nie są znane. Wiadomo jedynie, że Gazprom będzie dostarczał do Polski gaz do 2037 r. Wiadomo też, że strona polska zrezygnowała z 1,2 miliarda złotych, które miał zapłacić Gazprom. Rezygnacja nawet z jednego miliarda w obliczu kryzysu finansów publicznych trudno ocenić inaczej, jak działalność na szkodę Polski. Treść umowy polsko-rosyjskiej nie została udostępniona ani Polakom, ani przedstawicielom Komisji Europejskiej. - Staramy się działać w tej kwestii zgodnie z interesem Polski i przepisami europejskimi. Jestem przekonany, że tak jest. Nie ma powodów, by akurat Polska była testowana ponad standardy i przepisy obowiązujące w UE - wytłumaczył dziennikarzom Donald Tusk.
Leszek Szymowski
19 marca 2011 Na początku marca 2011 roku działy się ciekawe rzeczy w demokratycznej telewizji państwowej, zwanej dla niepoznaki publiczną, a tak naprawdę telewizji politycznej, upolitycznionej do granic nieprzyzwoitości politycznej oczywiście pod warunkiem, że w demokracji jest granica niegodziwości.. Moim zdaniem w demokracji nie ma granicy nieprzyzwoitości.... Nieprzyzwoitość jest na stałe wpisana w demokrację, tak jak większość, która określa co jest prawdą, a co nie.. Prawda oczywiście istnieje poza demokracją. Prawda jest obiektywnością, a nie subiektywnością większościowej demokracji.. Moralność w demokracji można też oczywiście przegłosować.. No i że Pana Boga nie ma- również! Co zresztą powiedział kosmonauta radziecki Jurij Gagarin, który był w niebie, ale Pana Boga nie widział.. Zginął wkrótce! Na początku marca w zdemokratyzowanej telewizji było tak: w poniedziałek władzę w TVP Propaganda sprawowali ludzie demokratycznego Sojuszu Lewicy Demokratycznej, we wtorek dołączyli do nich demokraci z Prawa i, że tak powiem –Sprawiedliwości, w środę TVP Propaganda rządziło już tylko demokratyczne Prawo i Sprawiedliwość , natomiast w czwartek Rada Nadzorcza TVP Propaganda zawiesiła cały zarząd, a już za chwilę przestała sama funkcjonować- jak to w demokratycznym państwie bezprawia i kompletnego bałaganu. Tymczasem Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji stojąca na straży określonego ładu medialnego, wpisana nawet do Konstytucji jako” świętość:, której nie wolno tknąć, chyba, że ktoś będzie miał zdecydowanie kwalifikowaną większość, przy pomocy której, mógłby tak ład zmienić, wybrała nowy skład Rady Nadzorczej, który od razu wydelegował jednego ze swoich członków do pełnienia obowiązków spółki Ale musiałby rozpirzyć cały ład ustanowiony przy Okrągłym Stole, ale wcale nie demokratycznie.. Przy pomocy „ludzi honoru”, którzy się przy tym Stole zebrali.. Na czele całości stanął pan generał Kiszczak , największy człowiek honoru i ma się rozumieć – demokrata.. I on ich wszystkich poustawiał, tak, żeby nikt oby się nie przesmyknął.. Ten eksperyment trwa do dziś i nazywa się III Rzeczpospolitą, którą pan Janusz Korwin- Mikke- nazywa- słusznie zresztą- „ bękartem Okrągłego Stołu”. Mimo istnienia Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, „ bękart Okrągłego Stołu” powoli bankrutuje, co widać już gołym okiem, a wraz z nim- zbankrutujemy – my. Statyści żyjący od dwudziestu lat na obrzeżach władzy demokratycznej, posiadający „ głos”,. który może „ wiele zmienić”.. Bo gdyby wybory miały coś zmienić, „ludzie honoru” z pewnością zakazaliby wyborów. Na razie mają TVP Propaganda, która umiejętnie robi wodę z mózgów oglądającej ją gawiedzi.. I nie może być tak, że telewizję sobie może założyć każdy, kto miałby na to ochotę.. Żeby głównych stacji nie było trzy, ale. na przykład trzysta.. I wszystkie powstałyby bez zgody Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, której w normalnym państwie- nie okrągłostołowym- by nie było.. I nie byłoby urzędników Krajowej Rady i Radiofonii i Telewizji, którzy staliby na straży ładu zaprojektowanego przy kanciastym stole.. I nie żyliby tak naprawdę z zamętu jaki robią, utrwalając rządy jednej opcji politycznej. Opcji okrągłostołowej.. Pełniącym obowiązki prezesa TVP Propaganda został pan Juliusz Braun, który natychmiast przywrócił do łask demokratycznych i telewizyjnych na stanowisku szefa biura programowego TVP Propaganda, pana Jacka Snopkiewicza. To jest ten sam człowiek, który w lipcu 1981 roku był delegatem na IX Nadzwyczajny Zjazd partii demokratycznej o nazwie Polska Zjednoczona Partia Robotnicza, charakteryzującej się tzw. centralizmem demokratycznym.. Wymyślonym jeszcze w czasach Lenina, początkowo socjaldemokratę, a później dyktatora nad proletariatem. Pan Jacek Snopkiewicz wygłosił wtedy przemówienie, w którym powiedział, że:” istotą partyjnego dziennikarstwa jest zarówno informowanie społeczeństwa, jak i rozwijanie w publicystyce fundamentalnych dla komunistów wartości i celów”(!!!) No proszę” fundamentalnych dla komunistów wartości i celów”(???) A jakie to cele są fundamentalne dla komunizmu i jakie wartości? Wspólna własność, wspólne żony, wspólne fabryki, wspólne łagry, wspólny strzał w tył głowy, czy wspólne mogiły dla wszystkich, którym komunizm się nie podobał i nie podoba.. A który jest obecnie budowany w Polsce pod auspicjami dawanych komunistów i komunistów obecnych, pod innymi szyldami. Pan Jacek mówił wtedy o „ wieloletnich zaniedbaniach partii”, o „ wypaczeniach zasad socjalizmu” i ostrzegał, że: „jeśli partia nie zdobędzie autorytetu., również za pomocą środków masowego przekazu”, to może zostać zaprzepaszczona szansa” zdobycia zaufania ludzi do partii i do socjalizmu”(???) Prawda, że piękne ideały? I panu Jackowi chodziło również o to, by partia oparła się tych dziennikarzach, którzy przeciwstawiali się wypaczeniom zasad socjalizmu(???) Zupełnie jak dziś.. Najlepiej oprzeć się na” dziennikarzach” zaufanych, a zupełnie najlepiej na oficerach służb poprzebieranych za dziennikarzy.. Wtedy demokracja święci największe triumfy, no i socjalizm się rozwija w najlepsze, tym bardziej, gdzie demokracja sterowana i kierowana- tym szybciej dojdziemy do socjalizmu- tym razem europejskiego, w którym na razie nie mordują masowo, ale za to rabują masowo.. Takiego będziemy mieli szefa biura programowego TVP Propaganda, jaki nasiąknął w młodości.. Bo czym skorupka za młodu nasiąknie, tym- na starość trąci. A pan Jacek ma obecnie 69 lat.. Ten człowiek który go nominował na stanowisko szefa programowego TVP Propaganda to pan Juliusz Braun, związany od zawsze z Unią Demokratyczną i Unią za przeproszeniem Wolności.. I znowu TV Propaganda jest w odpowiednich rękach.. Będzie oczywiście jak najbardziej odpolityczniona, bo o to wszystkim demokratycznym politykom chodzi, i dlatego tak walczą o to, żeby nie była polityczna. Zresztą zawsze im o to chodziło.. A” in dubio pro fisci”, co oznacza, że wątpliwości należy rozstrzygać nie na korzyść oskarżonego, ale na korzyść skarbu państwa, którą to spółką jest państwa telewizja.. Tak, że wszystkie korzyści , a także wątpliwości zawsze będą po stronie państwowej telewizji.. Tak jak wątpliwości wobec pana prezydenta Bronisława Komorowskiego, który w księdze kondolencyjnej w Ambasadzie Cesarstwa Japonii, napisał słowo” ból”, przez „u „ otwarte, a więc” bul”, a słowo” nadziei” przez dwa „i” a więc” nadzieji” Dobrze, że Japończycy nie umieją czytać gremialnie po polsku i są zajęci swoimi sprawami związanymi z trzęsieniem ziemi, bo byłby to skandal dyplomatyczny.. Jest to analfabeta- czy wtórny analfabeta.. I taki człowiek jest prezydentem Polski , chociaż w myśl leninowskiej zasady, kucharka też może rządzić państwem.. No ale ma przy sobie tzw. zasób zastrzeżony składający się z 600 oficerów dawnych służb wojskowych i informacyjnych.. I wtedy można być nawet kucharką. A może” służb”, będzie się od tej pory pisało „ słóżb”(??) To zresztą wszystko jedno- kwestia umowy.. Ale jak w podstawówce umówiliśmy się, że piszemy „ból” prze „ó” zamknięte- to piszmy, a nie zmieniajmy zasad podczas przeprawy przez rzekę, tak jak koni.. I nie wpisujmy nowych zasad do księgi kondolencyjnej.. Monarchii konstytucyjnej o gabinetowo-parlamentarnej formie rządów.. Śmieszna nazwa! Cesarz Akihito przez lud nie jest wybieralny, ale za to w parlamencie są wybieralni różni tacy ,robiący demokratyczny bałagan w monarchicznym państwie japońskim.. A jaki mają dług publiczny?
No i prawa człowieka w monarchii, czyli prawo do zniewalania innych ludzi.. W normalnej monarchii panuje liberalna wolność, w której koniec nosa jest ograniczona jedynie pięścią uderzającego. I to jest w porządku! WJR
Nie wejdziemy do strefy euro Gdy premier Tusk rzucił hasło wprowadzenia Polski do strefy euro już w 2011 roku, rozgorzała gorąca dyskusja. Zwolennicy euro jako waluty w naszym kraju uznali się za awangardę, zaś przeciwnicy milczeli lub musieli zgodzić się na określające ich epitety typu "wstecznik", "wiocha" czy "narodowiec". Już wtedy jednak ekonomiści amerykańscy zwracali uwagę na możliwość rychłego upadku euro. Dyskusja o wprowadzeniu europejskiej waluty stała się bezprzedmiotowa, gdy nadszedł kryzys, a wraz z nim pogarszające się wskaźniki ekonomiczne, które pozwalałyby przyjąć Polskę do klubu wybranych. Wzrosła równocześnie ilość osób, które z różnych przyczyn nie chcą wspólnej waluty. Jak to wygląda z pozycji przedstawiciela kraju strefy euro, dowiadujemy się z wywiadu "Euro idzie na przemiał" (newsweek.pl) udzielonego przez Emmanuela Todda, francuskiego historyka i politologa. Otóż Polacy nie mają podstaw, by się przejmować, iż są poza strefą wspólnego pieniądza. "Nie ma sensu wchodzić do strefy euro - mówi E. Todd - bo ona i tak eksploduje. W ciągu ostatnich miesięcy wiara w euro jako wyznacznika przyszłości Europy całkowicie się załamała. (...) We francuskim rządzie nie ma już nikogo, kto stawia na przetrwanie euro." Kiedy europejska waluta upadnie? - "Nie twierdzę, że stanie się to jeszcze w tym roku - kontynuuje rozmówca. - Natomiast na 90% dojdzie do tego w bliskiej przyszłości. (...) Euro można siłą państw utrzymać jeszcze przez kilka lat."
Przeważająca większość Polaków nie będzie się smucić z tego powodu. Białas
Kwaśniewscy, agent Tomek i tajemnica willi w Kazimierzu Od kilku miesięcy gazety rozpisują się na temat historii willi w Kazimierzu. Medialny przekaz jest prosty: złe CBA chciało zniszczyć niewinnych państwa Kwaśniewskich. „Gazeta Polska” dotarła do szczegółów operacji specjalnej, w świetle których sprawa nie jest tak oczywista. Takiej sytuacji, by minister sprawiedliwości-prokurator generalny spalił akcję CBA, mało kto się spodziewał. 1 października zeszłego roku Andrzej Czuma pojawił się w studiu Radia Zet. Miał odpowiadać na pytania związane z odkrytą przez CBA aferą hazardową, w której po uszy tkwili najwyżsi politycy Platformy Obywatelskiej. Ale już w pierwszej minucie wywiadu Czuma zboczył z tematu i dokonał zdumiewającej „wrzutki”. Stwierdził, że CBA „zażądało od prokuratury zaaresztowania pani Jolanty Kwaśniewskiej”. Czuma: – Bardzo starannie przeglądałem ten materiał [zebrany przez CBA na temat nielegalnego lobbingu w sprawie nowelizacji ustawy o grach losowych], ponieważ pan Mariusz Kamiński w ostatnim czasie zachowuje się dość osobliwie. Mianowicie kilka tygodni temu zjawił się u mnie i zażądał, żebyśmy zaaresztowali panią Jolantę Kwaśniewską. Oczy w słup, mówię, a jakie to dowody są mianowicie. A no takie, że przypuszczalnie jej przyjaciółka albo koleżanka sprzedała swoją działkę i chciała uniknąć podatku i po cichutku pieniądze wziąć w garść. A ona [Jolanta Kwaśniewska] jest też współwłaścicielką działki.
Operacja „Krystyna”, Do czego nawiązywała „wrzutka” Czumy? Chodziło o operację CBA, która – jak dowiedziała się „GP” – nosiła kryptonim „Krystyna”. Jej celem było zebranie dowodów, że Jolanta i Aleksander Kwaśniewscy dys...
Pokrewne
- Strona startowa
- 4 list prywatny - zakończenie, jak napisac list
- 393. George Catherine - Przyjaciółka żony, harlekinum, Harlequin Romance
- 393, Big Pack Books txt, 1-5000
- 393, Prace z pedagogiki
- 382, Prywatne, Przegląd prasy
- 384, Prywatne, Przegląd prasy
- 383, Prywatne, Przegląd prasy
- 386, Prywatne, Przegląd prasy
- 388, Prywatne, Przegląd prasy
- 4-latki wrzesień, PLANY
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- skromny19.pev.pl