383.Moreland Peggy - Miasteczko Szczęścia 03 - Samotny na własne życzenie, Harlequin Desire

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
PEGGY MORELAND
Samotny
na własne życzenie
PROLOG
Ranczo Kerrów, Temptation, Teksas 1986.
Cody zmrużył w ciemności oczy, patrząc w stronę strychu
pełnego siana.
- Regan? - zawołał miękko.
- Tutaj - usłyszał stłumioną odpowiedź.
Szybko przebył kilka ostatnich stopni i pospieszył do ster­
ty siana, gdzie leżała, szlochając.
- Co się dzieje, kochanie? - zapytał, przygarniając ją do
siebie.
- Spaliła je! - krzyknęła, zaciskając w pięści dłonie opar­
te na jego klatce piersiowej. - Spaliła je wszystkie.
Cody wiedział bez pytania, kim była „ona". Susan Kerr,
szwagierka Regan, żona jej przyrodniego brata. Kiedy tylko
wszedł do stodoły i usłyszał szloch Regan, dochodzący ze
stryszku, wiedział, że te dwie kobiety znowu się pokłóciły.
Często znajdował Regan w takim stanie, wypłakującą oczy
po „walce na noże" z Susan.
- Co spaliła? - zapytał.
- Wszystkie rzeczy z kufra mamy. Jej obrazki, zdjęcia,
suknię ślubną, moją sukienkę od chrztu.
Straciła wszystkie rzeczy przypominające jej matkę.
- Tak mi przykro, Regan. Tak mi przykro - powtarzał,
tuląc ją do siebie.
6
SAMOTNY NA WŁASNE ŻYCZENIE
- Dlaczego ona mnie tak nienawidzi? - zapytała, łkając
w jego ramionach.
- Nie wiem - wymruczał, próbując ją uspokoić. Ponie­
waż nie przestawała płakać, usiadł na rozrzuconej słomie
i wziął ją na kolana.
Regan wtuliła się w jego tors, dający jej już tyle razy
przedtem poczucie bezpieczeństwa.
- Jesteś wszystkim, co mam, Cody - powiedziała, wzdy­
chając. Wiedząc, jak ciężko jest być samemu, Cody objął ją
mocniej i przyciągnął jeszcze bliżej do siebie.
- To nieprawda, kochanie. Masz jeszcze Harleya.
Wyszarpnęła się z jego ramion.
- Nie! - zawołała ze złością. Poderwała się na równe nogi
i stanęła przy schodach. Blask księżyca wpadający do stodo­
ły przez uchylone wrota oświetlał jej postać. Stała z ramio­
nami skrzyżowanymi poniżej piersi, zapatrzona w ciemność,
w milczeniu, tak długo, że Cody odczul to jako wieczność.
Chciał ją przekonać, ale wiedział, że niezależnie od tego, jak
bardzo będzie ją o tym zapewniał, i tak mu nie uwierzy. Nie
w stanie takiego zdenerwowania. Zauważył dreszcze wstrzą­
sające jej ciałem.
- Jesteś wszystkim, co mam, Cody - powtórzyła. Już nie
była zła, ale w jej głosie nadal dźwięczał żal. - I wszystkim,
czego potrzebuję. - Odwróciła się, wyciągając ramiona w je­
go stronę. - Kochaj się ze mną, Cody - wyszeptała.
Podniósł się z miejsca. Jego wzrok przylgnął do niej,
a świadomość walczyła z pragnieniem nękającym go już od
dawna.
- Reggie, nie możemy. Nie wiesz, co mówisz! Masz tylko
siedemnaście lat. Jesteś...
- Jestem kobietą - powiedziała, dumnie unosząc głowę.
Trzęsącymi się palcami odpięła górny guzik bluzki. - I wiem,
SAMOTNY NA WŁASNE ŻYCZENIE
7
czego chcę. To, czego chcę, czego zawsze chciałam, to ty,
Cody.
Zbliżył się o krok, by ją powstrzymać.
- Reggie, nie - wymamrotał. Ale zignorowała go, odpi­
nając kolejny guzik, potem następny, aż wreszcie jej palce
przewędrowały całą długość bluzki. Kiedy ostatni guzik zo­
stał odpięty, zsunęła bluzkę z siebie i rzuciła na siano.
Cody zamarł na widok jej nagich piersi, unoszących się
przy każdym oddechu.
- Powiedz, że mnie nie chcesz - zażądała, odpinając su­
wak dżinsów. Nie czekając na odpowiedź, zrzuciła je z siebie
razem z butami. - Powiedz, że nie pragniesz mnie tak bar­
dzo, jak ja ciebie.
Wyprostowała się, unosząc wyzywająco brodę.
Cody miał trudności z przełknięciem śliny, próbując wy­
powiedzieć nieprawdę, której od niego żądała... ale nie po­
trafił. Pragnął jej już od ponad roku, chociaż starał się tego
nie okazywać. Był od niej starszy o trzy lata, przypuszczalnie
mądrzejszy, więc starał się trzymać swoje pragnienia na wo­
dzy. Wiedział, że musi poczekać, aż będzie pełnoletnia, a on
będzie miał jej coś więcej do zaoferowania.
Wyczuwając jego wahanie, Regan śmiało zrobiła krok do
przodu, zmniejszając dystans między nimi. Wpatrzona
w oczy Cody'ego, oparła rękę na jego piersi.
- Kocham cię, Cody. Proszę, powiedz, że ty też mnie
kochasz.
Mimo że z całych sił próbował pozostać niewzruszony,
dotyk jej palców zdecydowanie osłabił to postanowienie.
Zamknął jej dłonie w swoich i przycisnął do serca.
- Kocham cię, Reggie - powiedział spokojnie. - I ty do­
brze o tym wiesz. Ale nie możemy tego zrobić.
Przywarła do niego, zarzucając mu ręce na szyję.
8
SAMOTNY NA WŁASNE ŻYCZENIE
- Kochaj mnie, Cody. Proszę... - błagała.
Niewidzialna ściana, którą dzięki swojej samokontroli
wytworzył między nimi, zniknęła, gdy poczuł dotyk jej na­
giego ciała.
- Nie powinniśmy... - nie dokończył, ponieważ poczuł
na swoich ustach wargi Regan. Całowała go śmiało, chcąc
mu pokazać w ten sposób, że jest gotowa, by uczynić ten
ostateczny krok ku pełnej kobiecości.
Mimo że Cody próbował się opanować, co dyktował mu
zdrowy rozsądek, pocałunki Regan i dotyk jej dłoni wzdłuż
kręgosłupa powoli pozbawiały go jakichkolwiek racjonal­
nych myśli.
- Regan... - szepnął, lecz nie był w stanie powiedzieć
niczego więcej, gdyż popchnęła go i razem upadli na siano.
Turlali się, walcząc z guzikami jego koszuli i zapięciem
spodni, aż w końcu Cody był równie nagi, jak ona. Podparł
się ramieniem i spojrzał na Regan. Jej twarz była pokryta
rumieńcem, a oczy zamglone.
Wiedział, że to, co się dzieje, nie powinno mieć miejsca,
że musi coś zrobić, by powstrzymać to, co się ma wydarzyć,
nim będzie za późno... Ale nie miał w sobie dość siły. Pra­
gnął jedynie spełnić pragnienie, które narastało w nim od
miesięcy.
Cody marzył o tej chwili, a nawet modlił się o nią, ale nie
był na nią przygotowany. Na piękno Regan, jego Reggie leżącej
nago pod nim, na żar, który narastał w nim pod dotykiem jej
wspaniałego ciała, kiedy przywarła do niego. Pieścił ją delikat­
nie. Kiedy poczuła, jak bardzo jej pragnie, jęknęła cicho.
- To może trochę boleć - ostrzegł ją, wiedząc, że to jej
pierwszy raz.
- Nieważne, Cody - wyszeptała, z trudem łapiąc oddech.
- Chcę ciebie, całego ciebie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • achim.pev.pl