396. Jordan Penny - Już nigdy się nie zakocham -Ślubny bukiet2, harlekinum, Harlequin Romance(1)

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
PENN Y
JORDA
N
Już nigdy
się nie zakocham
PROLOG
Poppy Carlton, z wysiłkiem tłumiąc łzy, rozglądała się
posępnie po ogrodzie. Miała wrażenie, że jeszcze wczoraj
bawiła się tutaj ze swoim rówieśnikiem i kuzynem, Chri­
sem Carltonem.
Wczoraj?
Niemożliwe! Uprzytomniła sobie ze smutkiem, że to
przecież było dawno, dawno temu, że przecież bawili się
razem z Chrisem w tym ogrodzie jeszcze jako dzieci.
A teraz?
Teraz oboje zdążyli już wydorośleć i Chris Carlton,
w którym Poppy od lat dziewczęcych była platonicznie
zakochana, właśnie się ożenił z niejaką Sally Marshall!
Poppy, podobnie jak wszyscy w rodzinie Carltonów,
wiedziała już od dłuższego czasu, co najmniej od kilku
miesięcy, o małżeńskich planach Chrisa. Wciąż jednak
miała odrobinę nadziei, że coś się jeszcze zmieni, że koniec
końców do ślubu kuzyna nie dojdzie.
Ślub Chrisa Carltona i Sally Marshall jednak się odbył,
i to z hucznym weseliskiem!
Łykając łzy, Poppy uczestniczyła w uroczystej ceremo­
nii i w późniejszym weselnym przyjęciu. I próbowała się
nawet cieszyć ze wszystkimi aktualnym i przyszłym
6
szczęściem państwa młodych, lecz, prawdę mówiąc, nie
najlepiej jej to wychodziło, bo przez cały czas głównie
pochlipywała po kątach.
Z tego tłumnego przyjęcia najchętniej w ogóle by
uciekła. Uciekłaby dokądkolwiek, gdzie oczy poniosą,
z tej pełnej rozbawionych biesiadników restauracyjnej sa­
li, w której odbywała się huczna rodzinna uroczystość.
Jeśli się na to ostatecznie nie zdobyła, to wyłącznie ze
względu na licznie zgromadzonych członków bliższej
i dalszej rodziny, przyjaciół i znajomych. Nie chciała ni­
kogo urazić swoją niespodziewaną rejteradą. A przede
wszystkim nie chciała urazić Chrisa. Dlatego, na przekór
własnym chęciom, została na weselu do samego końca.
Również na przekór własnym chęciom, za sprawą ja­
kiegoś niesamowitego wprost zbiegu okoliczności czy nie­
zwykłego zrządzenia losu, to właśnie Poppy Carlton zła­
pała ślubny bukiet panny młodej, zgodnie z tradycją rzu­
cony przez Sally na oślep w tłum weselników.
W trakcie każdego angielskiego wesela panna młoda
ciska w pewnym momencie swoim bukietem. Na wróżbę.
Jeżeli ów wróżebny ślubny bukiet panny młodej pochwyci
niezamężna kobieta, to właśnie ona będzie tą, która naj­
szybciej stanie na ślubnym kobiercu. Tak się przynajmniej
mówi, zgodnie ze zwyczajem, nawet nie wierząc w stu­
procentową skuteczność tradycyjnej przepowiedni.
Poppy Carlton też nie wierzyła w starą weselną wróżbę
ze ślubnym bukietem. Nie chciała wierzyć! Wydawało jej
się czymś absolutnie pewnym, że skoro nie wyszła za
swego wymarzonego i wyśnionego Chrisa, to nie wyjdzie
już za nikogo. I już nigdy się nie zakocha!
7
Złapała jednak bukiet, nie da się ukryć, wszyscy wesel­
ni goście to widzieli.
No, ale przecież Sally wcale go nie rzuciła, tylko nie­
chcący upuściła w momencie, kiedy przydepnęła sobie
tren ślubnej sukni i potknęła się na schodach. Na dodatek
Poppy złapała ten bukiet nie sama, tylko razem ze Star
Flower, najbliższą przyjaciółką, i Claire Marshall, drugą
żoną nieżyjącego ojca panny młodej.
Wszystkie trzy rzuciły się odruchowo na pomoc ześliz­
gującej się ze schodów Sally, ale tak się złożyło, że pannę
młodą podtrzymał ktoś inny, a one chwyciły tylko jej bu­
kiet. Wszystkie trzy równoczes'nie! Wszystkim trzem
w związku z tym rozochoceni weselnicy zaczęli z miejsca
prorokować szybkie zamęście. Jej również, jak na ironię.
Sam pan młody powiedział, gdy już odzyskał równo­
wagę i stanął mocno na nogach:
- Poppy, będziesz następną w rodzinie panną młodą
po mojej Sally!
A jego starszy brat, James, os'mielił się cynicznym to­
nem udzielić Poppy rady, że skoro już ma tak piorunem
stanąć na ślubnym kobiercu, to powinna szybko zapo­
mnieć o obiekcie swoich nie odwzajemnionych pensjonar-
skich westchnień, wydorośleć, zmądrzeć i rozejrzeć się
uważnie wokół siebie za odpowiednim kandydatem na
męża.
- Powiedział, co wiedział - odburknęła ze złością.
W odpowiedzi James stwierdził z absolutną pewnością
siebie i stoickim spokojem:
- Poppy, ją w odróżnieniu od ciebie zawsze wiem, co
mówię.
8
- I właśnie za to najbardziej cię nie cierpię, James!
- syknęła, ucinając w ten sposób dalszą rozmowę z nie
lubianym kuzynem.
Zirytowana na wszystkich wokół i rozżalona na własny
los Poppy Carlton przyrzekła w duchu uroczys'cie samej
sobie, że nie będzie następną po Sally mężatką w rodzinie,
że po utracie Chrisa nie wyjdzie za mąż ani „piorunem",
jak to określił James, ani nawet w odleglejszej przyszłości.
Przyrzekła sobie uroczyście nie wychodzić za mąż nigdy
w życiu i już nigdy w życiu się nie zakochać.
- Niech sobie Claire Marshall i Star Flower korzystają,
z tej beznadziejnej wróżby i niech się pchają do ołtarza,
jeśli mają na to ochotę, proszę bardzo, droga wolna, ja
z nimi nie będę konkurować! - mruknęła do siebie.
Tak się jednak złożyło, że Claire i Star również zade­
klarowały - każda z jakichś tam własnych, osobistych po­
wodów - zdecydowaną niechęć do zamęścia.
W tej sytuacji wszystkie trzy postanowiły przeciwsta­
wić się staroświeckiemu przesądowi na temat wróżebnych
właściwości ślubnego bukietu i wzniosły weselnym szam­
panem toast za wolność kobiet niezamężnych. Po czym
zawarły trójstronny pakt - ściśle tajny, ma się rozumieć -
w ramach którego zamierzały spotykać się co trzy miesią­
ce, by utwierdzać się wzajemnie w przeświadczeniu o bez­
sensowności instytucji małżeństwa i udzielać sobie na­
wzajem rady i pomocy w zwalczaniu pokusy wyjścia kie­
dykolwiek za mąż.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • achim.pev.pl