405. Abigail Gordon - Żona jego marzeń, harlekinum, Harlequin Medical

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Abigail Gordon

 

Żona jego marzeń

ROZDZIAŁ PIERWSZY

 

Był piękny wiosenny poranek. Przyroda budziła się do życia, a jasne promienie słońca barwiły na zielono gałązki krzewów otaczających wiejskie domki. Doktor Sallie Beaumont z uśmiechem zatrzymała auto na podjeździe przed przychodnią. Odwiedziła właśnie pacjentów, którym stan zdrowia nie pozwolił przybyć do ośrodka.

Pogodny nastrój poranka przypomniał jej, że zima odeszła już na dobre. W słoneczne dni łatwiej będzie znieść uczucie osamotnienia. Lecz mówiąc szczerze, w chwili obecnej nie to zaprzątało jej myśli. Całkiem możliwe, że pustkę niedługo wypełni żywa istotka. Prawda, że tylko na jakiś czas – może zaledwie na pół roku – ale to już coś.

Nareszcie jej mieszkanie nad przychodnią ożyje. A wszystko dlatego, że jej kuzynka ze strony męża – samotna matka o imieniu Melanie – dostała propozycję pracy i będzie zmuszona zostawić dziecko pod opieką Sallie. Niedoszły mąż Melanie wziął nogi za pas na dźwięk słowa ciąża. Po porodzie Sallie była jedyną bliską osobą, która w szpitalu odwiedziła tę dzielną dziewczynę. Obie wkrótce się zaprzyjaźniły.

Rodzice Melanie odeszli z tego świata jakiś czas temu, toteż młoda kobieta z tym większą wdzięcznością przyjęła towarzystwo Sallie. Kilka miesięcy później Melanie otrzymała propozycję pracy na półrocznym kontrakcie w amerykańskiej rewii jako tancerka. Wrodzony instynkt walki o niezależność i pełna energii postawa wobec losu kazały jej przyjąć tę ofertę. Dlatego poprosiła Sallie, aby ta zechciała zaopiekować się małym Liamem do jej powrotu.

– Wiesz, jak kocham taniec – przekonywała ją z poważną miną. – Teraz nadarza się wymarzona okazja. Czuję, że tylko pod twoją opieką mogłabym spokojnie zostawić dziecko.

– Nie musisz mnie tak usilnie przekonywać – odparła Sallie. – Z przyjemnością zajmę się Liamem. Z pomocą Hannah dam sobie radę. Ona też kocha dzieci. Mały będzie w dobrych rękach.

Właśnie od dzisiaj smutne dotychczas mieszkanie na pięterku zacznie żyć prawdziwym życiem. Ilekroć Sallie przypomniała sobie, że już wieczorem Melanie przywiezie małego Liama, a jutro wyleci do Nowego Jorku, uśmiech pojawiał się na jej ustach. Przez ostatnie trzy lata nie miała wielu powodów do radości, ale to wydarzenie z pewnością wniesie w jej życie coś nowego.

Co prawda do wieczora zostało jeszcze sporo czasu. Teraz wraz z Colinem Carstairsem zajmą się przyjmowaniem pacjentów. Ostatnio Colin bywał nieco nerwowy, a gdy drzwi zamknęły się za ostatnim chorym, przysiadł na skraju biurka Sallie, jakby miał coś do zakomunikowania.

– Masz jakieś wiadomości od swojego męża? – spytał w końcu, siląc się na obojętność.

– Na Boże Narodzenie dostałam od Steve’a kartkę – odparła zaskoczona.

– Nie wiesz, gdzie teraz pracuje?

– Nie mam pojęcia. Kartka miała stempel z Gloucester. Rok wcześniej pracował w Kornwalii. Jeszcze wcześniej w Londynie. Widać nie może usiedzieć w jednym miejscu. Dlaczego pytasz?

– A gdyby miał ochotę wrócić tutaj? – odpowiedział pytaniem na pytanie.

Jaka byłaby jej reakcja? Co poczułaby, gdyby jedyny mężczyzna, którego kochała, znowu pojawił się w jej życiu? Niełatwo było znaleźć odpowiedź. Chętnie zobaczyłaby go znowu, lecz bez entuzjazmu; zbyt mocno przeżywała ich rozstanie, tym bardziej że nie było w tym jej winy.

Steve był uparty. Bez względu na to, co Colin miał na myśli, Sallie była pewna, że ewentualny powrót Steve’a będzie oznaczać, iż rozwiązał swoje wewnętrzne problemy.

– Pamiętam, że kiedy ty i twój mąż zatrudniliście się tutaj, poczułem się szczodrze obdarowany przez los. Dwoje młodych ludzi, energicznych i chętnych do pracy. Stephen był jak niespokojny duch, a ty mądrze hamowałaś jego zapędy.

– To już przeszłość – westchnęła Sallie. – Dlaczego o tym wspominasz? Skąd ten pomysł ze Steve’em? Faktycznie mamy sporo roboty, ale...

– Jess i ja wyjeżdżamy do Kanady.

– Niemożliwe!

– Pamiętasz, że David mieszka tam ze swoją rodziną i od lat próbuje nas namówić do powrotu. Jessica strasznie tęskni do wnuków. Podjęliśmy już decyzję. Co prawda jestem dopiero po pięćdziesiątce, ale czuję, że wcześniejsza emerytura dobrze mi zrobi. – Colin westchnął i poklepał dłoń Sallie. – Nie chcę rzucać cię na pastwę pierwszego lepszego pomocnika. Dlatego pomyślałem o Stevie. Okoliczni mieszkańcy lubią was i szanują. Na pewno ucieszą się z powrotu Steve’a. Najważniejsze jest jednak to, co ty o tym myślisz?

– Mam mieszane uczucia – wyznała Sallie z wymuszonym uśmiechem. – Tylko jego naprawdę kochałam i nic tego nie zmieni. Z drugiej strony od trzech lat on ogranicza kontakty ze mną do świątecznych życzeń. To o czymś świadczy. A w ogóle skąd pewność, że Steve zechce wrócić?

– Nic konkretnego nie wiem, ale należy taki wariant wziąć pod uwagę.

Sallie poczuła pulsowanie w skroniach. Słowa, które Steve rzucił na pożegnanie, spowodowały, że nie brała na serio możliwości jego powrotu. Powiedział wtedy:

– Zapomnij o mnie, Sal. Chcę odejść. Znajdź sobie kogoś, z kim będziesz mogła mieć dzieci.

– Nie chcę nikogo innego! – próbowała przekrzyczeć warkot silnika pewnej listopadowej nocy. – Pragnę tylko ciebie.

Lecz on nie chciał usłyszeć jej słów. A nawet gdyby je usłyszał, i tak nie zmieniłby zdania. Po prostu zdecydował się odejść.

– Nie będziesz miała mi za złe, jeśli zacznę przewąchiwać sprawę? – dopytywał Colin. – Nie chcę wprawiać go w zakłopotanie i dlatego zacznę poszukiwania poprzez nieoficjalne kanały. Pewien mój kolega pracuje w okolicy Gloucester. Wpierw zwrócę się do niego. O wszystkim będziesz poinformowana. Bądź pewna, że nie wyjadę, zanim nie porozmawiam ze Steve’em.

– Zgadzam się – powiedziała bez przekonania.

Colin odprowadził ją wzrokiem w zamyśleniu. Przyznał w duchu, że tym razem troska o pacjentów i losy przychodni nie są rzeczą najważniejszą. To tylko pretekst, aby dwoje ludzi, na których mu bardzo zależało, powróciło do siebie po długiej rozłące.

Zawsze stawiał ich małżeństwo za wzór. Uwielbiali się nawzajem aż do chwili, gdy marzenia Stephena o szczęściu rodzinnym stanęły pod znakiem zapytania, a Sallie stwierdziła z przerażeniem, że jej uczucie mu nie wystarcza.

Colina bardzo cieszyła perspektywa nowego życia w Kanadzie, stwierdził, że będzie się czuł jeszcze lepiej, jeśli przed wyjazdem przynajmniej spróbuje pojednać ze sobą Sallie i Stephena.

Stephen wyjechał stąd trzy lata temu, i odtąd Sallie dzielnie walczyła z pustką, jaka powstała w jej życiu. Nie było w niej cienia poczucia winy. Odwrotnie, to ona była zawsze gotowa wspomagać swego inteligentnego, lecz impulsywnego męża. Nie zdołała go zatrzymać. Ale jeśli jeszcze nie znalazł sobie nikogo i nie zapuścił gdzieś korzeni, może nie jest za późno. Może zaczął trzeźwiej oceniać sytuację i dojrzał do zmiany decyzji. Przede wszystkim trzeba go odnaleźć.

Minął tydzień, odkąd Colin objawił swoje plany względem Steve’a. Napięcie, z jakim Sallie oczekiwała na wiadomości, byłoby nie do zniesienia, gdyby nie dziecko Melanie.

Mały Liam miał dopiero dwa miesiące, cudowny złoty meszek na główce i niebieskie oczy barwy letniego nieba. Trzymając go na rękach, Sallie pragnęła tulić kiedyś do piersi własne dziecko. Ale ojcem mógłby być tylko Steve. Na przeszkodzie stanęła jego choroba i jej poważne następstwa. Ponadto Sallie nie bardzo chciała po raz drugi narażać się na przykrości, których już doświadczyła.

Ich małżeństwo było idyllą do chwili, gdy u Steve’a wykryto nowotwór jądra. Jak na ironię akurat wtedy Steve poczuł, że dojrzał do ojcostwa. Sallie jednak postanowiła dać sobie jeszcze trochę czasu. Zaczęły się nieporozumienia, a w końcu okazało się, że wsparcie jakie okazywała mężowi w tych trudnych chwilach, nie wystarczyło. Stawali się coraz bardziej sobie obcy. Po kilku miesiącach Steve, zmęczony napięciem, odszedł i więcej się nie pokazał.

 

Hannah Morrison była gosposią w ich domu od ośmiu lat, czyli od chwili, gdy przybyli do wioski. Jej dzieci były już dorosłe i prowadziły własne życie, a pulchna pani Morrison, mimo że skończyła już sześćdziesiąt jeden lat, troszczyła się o Sallie jak o własną córkę.

Wiadomość, że będą miały pod opieką małego chłopczyka, wywołała na jej dobrodusznej twarzy błogi uśmiech. Przede wszystkim ucieszyła się ze względu na Sallie. Już od dawna z troską obserwowała, jak młoda pani doktor w milczeniu stawia czoło samotności, w której zabrakło męża i dzieci, a za to było pod dostatkiem ciężkiej pracy.

Już w pierwszym tygodniu opieki nad malcem Sallie wypracowała sobie rytm zajęć. Pobudka wcześnie rano, aby o szóstej przygotować butelkę mleka. Następnie śniadanie i kąpiel. Gdy Hannah przybywała tuż przed dziewiątą, Sallie zrzucała z siebie strój zastępczej mamy, aby przedzierzgnąć się w panią doktor. Wieczorem po pracy znowu stawała się matką.

Rozkoszowała się każdą minutą takiego życia. Niestety, gdzieś głęboko w głowie kołatała się myśl o Colinie; czy znajdzie Steve’a i co z tego wyniknie. Colin ani razu nie wspomniał o tej sprawie, ...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • achim.pev.pl