4 NIEDZIELA ADWENTU C, ROK C

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- 1 -

Ten wieczór był smutny. Andrzej doskonale zdawał sobie sprawę, że to wszystko jego wina. W szkole znowu dostał kolejną dwóję z matematyki, a pani wychowawczyni przysłała jeszcze list do rodziców, Ze jest niegrzeczny i bije młodszych kolegów. Mama była zrozpaczona, z jej zmęczonych oczu znowu płynęły łzy. Andrzej nie mógł już dłużej znieść tego widoku, przecież bardzo kochał swoją mamę. Tyle razy już ją przepraszał, ale teraz postanowił, że zmiana musi nastąpić. Mama z niedowierzaniem przyjęła kolejne przeprosiny, ale zaufała mu jeszcze raz, i tym razem się nie zawiodła. Andrzej jakby chcąc wynagrodzić mamie wszystkie kłopoty, zaczął nie tylko przykładać się do nauki, ale i pomagać w codziennych pracach. Odtąd nie widział już w oczach mamy łez smutku. Na jej twarzy często pojawiał się uśmiech. Andrzej się zmienił i zmieniło się też życie jego mamy.

Ks. Wygralak P., Zmienić swoje życie, BK 5 /1985/, s. 286

- 2 -

W ubiegłym tygodniu odwiedzałem chorych w naszej parafii, by zbliżające się święta mogli przeżyć razem z Panem Jezusem. Wracając przez las do domu, spotkałem na skraju tego lasu grupę chłopców spacerujących z panem leśniczym. Przystanąłem, aby z nimi porozmawiać, bo zwróciło moją uwagę ich dziwne zachowanie: chodzili oni prawie z nosami przy ziemi, a raczej śniegu, i czegoś na tym śniegu szukali. Kiedy zapytałem, co zgubili, powiedzieli mi, że pan leśniczy uczy ich rozpoznawać znaki zwierząt na śniegu, że są harcerzami i zdobywają tu kolejną sprawność harcerską. Zainteresowała mnie ta ich praca. Dowiedziałem się, że z różnych znaków na śniegu można odczytać wiele rzeczy, np. gdzie mieszka lis, jaką drogą biegają zające, a nawet gdzie kłusownicy polują na biedne zwierzęta. Podziękowałem i wróciłem do domu.

Ale w domu przyszły dalsze refleksje. Przecież w całym świecie spotykamy na każdym kroku różne znaki, wystarczy się im przyjrzeć, a można się wiele dowiedzieć. Wczoraj np. byłem u Rysia w domu, jego mama zagoniona przyszła z wielkimi paczkami z miasta i przyniosła dużo mąki, cukru, drożdży. U Mariusza w domu "kręcili" mak, a Renata z Beatą, całe białe od mąki biegały po mieście i szukały rodzynek do ciasta. O czym mówią te znaki? Oczywiście: wszyscy w domach przygotowują jakieś wspaniałe wypieki. Od zeszłego tygodnia trwają jakieś dziwne porządki. Widziałem, jak Zenek trzepał dywan, Witek układał na półce swoje klocki, a mała Lucynka z Karoliną i Donatą szczotkowały włosy swoim lalkom.

Co to za "znaki"? Dlaczego ludzie wypiekają ciasto, robią porządki w domach, układają swoje zabawki? - Tak, te znaki mówią nam o nadchodzących świętach!

Ks. Bogdan Molenda EMMANUEL - DOSTRZEGALNY PRZEZ WIARĘ BK 86/5

- 3 -

Moja krewna, Małgorzata, coraz bardziej mnie zadziwia. Źródłem podziwu dla tej pochodzącej z lubelskiej wsi siedemnastoletniej dziewczyny jest nie tylko jej inteligencja, lecz przede wszystkim jej już bardzo dojrzałe spojrzenie na życie i na wiarę. Dyskutowała kiedyś z jehowitami i gdy ze strony tamtych obiektem ataku stała się Matka Boża, powiedziała im, że nikt nie oddaje Jej boskiej czci, że czcimy Ją jako Matkę Zbawiciela i jako tę, która dobrze przeżyła swoje życie; że Maryja jest dla niej wzorem; że już wiele razy jej w życiu pomogła...

Przed Gośką stoi dorosłe życie. Nie wiem, jak będzie ono wyglądało, ale mam nadzieję, że Matka Jezusa, której ona tak bardzo ufa, będzie dla niej nadal wzorem, wzorem matki i chrześcijanki, że będzie dla niej opiekunką i Matką życia rodzinnego - ta, która niezawodnie prowadzi do Boga.

Czy i w waszym życiu Matka Jezusa zajmuje takie miejsce, jak w życiu waszej rówieśniczki? Jeśli tak nie jest, chciałbym was do tego dzisiaj zachęcić.

Ks. Adam Kalbarczyk – „TA, KTÓRA PROWADZI DO BOGA" BK 88

- 4 -

W listopadowy wieczór, kiedy na podwórku szumiał jesienny wiatr, w domu rodzinnym Agnieszki prowadzono bardzo ważną rozmowę. Rodzice zastanawiali się nad tym, gdzie przeżyć święta Bożego Narodzenia. Tatuś, jako ojciec rodziny, zdecydowanym głosem powiedział: W tym roku na wieczerzę wigilijną pojedziemy do cioci Heni i wujka Bronka i razem z nimi spędzimy święta. Kiedy Agnieszka usłyszała te słowa bardzo się ucieszyła, ponieważ lubiła przebywać w domu cioci. Radość dziewczynki była ufna słowu które wypowiedział ojciec. Wierzyła swojemu ojcu, ponieważ zawsze mówił prawdę, a wszystkie swoje "obiecanki" wypełniał.

Ojcem wszystkich ludzi jest Pan Bóg. Ten najlepszy Ojciec, przekazał wszystkim ludziom wspaniałą obietnicę - nazywamy ją - Bożą obietnicą.

Ks. Adam Firosz SPEŁNIŁY SIĘ SŁOWA POWIEDZIANE CI OD PANA BK 91

- 5 -

Opowiadał nieżyjący już polski zakonnik o rozmowie, którą toczył z młodym wojskowym w 1941 r. Wojna zagnała go w głąb Związku Radzieckiego, daleko od macierzystego klasztoru, który zniszczyli Niemcy. Nie było tam kościoła, nie było parafii. Zamienił habit na świeckie ubranie, pracował dorywczo, dobrzy ludzie pomogli przetrwać. Któregoś dnia jechał telepiącym się pociągiem do jakiejś miejscowości. W pewnej chwili na małej stacyjce do pustego prawie wagonu wsiadł młody lejtnant. Powiedział "Dzień dobry", usiadł na ławce, a ponieważ był zmęczony, szybko zasnął. Nagle pociąg gwałtownie zahamował, obaj przerwali drzemkę i zaczęli rozmawiać. - Pan Polak - Polak. - Dawno w naszym kraju - Od początku wojny. - Z czego pan żyje. Nie zamierzał wtajemniczać swego sąsiada we własne prywatne sprawy, ale rozmówca wydał mu się człowiekiem sympatycznym, więc powiedział: Jestem katolickim księdzem. Zapanowała cisza. Lejtnant jakby szukał wątku, a znalazłszy go, ciągnął: - Więc tym, który opowiada ludziom bajki - Jakie bajki? O czym? - O Jezusie, który narodził się w Betlejem, w ubogiej szopce, do której przyszli pastuszkowie i Trzej Królowie, a nad którą śpiewały aniołki. Kiedy byłem małym chłopcem, matka brała mnie za rękę i prowadziła do cerkwi. Pokazywała święte obrazy, kazała żegnać się i odmawiać modlitwy. Wtedy w to wszystko wierzyłem, ale później dorosłem i zmądrzałem. Dziś wiem, że to bajki, bo żadnego Jezusa nigdy nie było. Kiedy skończy się wojna, gdy założę rodzinę i będę mieć dzieci, nie pozwolę, aby im opowiadano takie historyjki? Powiedziawszy to Rosjanin umilkł. Może uświadomił sobie, że wyrządził przykrość towarzyszowi podróży, a może chciał go sprowokować do odpowiedzi I wtedy ojciec Tomasz zrozumiał, że nadarzyła mu się okazja do prowadzenia rozmowy na tematy religijne, jakiej nie miał od wielu miesięcy. Zapytał, więc: - Jest rok 1941. Jak pan myśli, odkąd liczą się te lata? - Jak to odkąd? Od początku nowej ery. - A kiedy zaczęła się ta nowa era - Mówią, że od narodzenia Chrystusa, ale to nieprawda. Nauka udowodniła, że żadnego Chrystusa nie było. To tylko umowna data. Zresztą można o tym przeczytać w encyklopedii. No tak, ale tylko w jednej. W innych encyklopediach zostało wyraźnie napisane, gdzie i kiedy narodził się Jezus i nawet wielu niewierzących historyków nie kwestionuje tego faktu, bo dowody przemawiające za historycznością Jezusa Chrystusa są takie same jak te, które potwierdzają, że istniał Aleksander Wielki, Juliusz Cezar, Neron i wielu innych. Gdyby Go nie było, czemu ludzie od tylu wieków liczyliby lata nowej ery od Jego narodzenia. Wojskowy zamilkł. Niedługo potem wysiadł na jakiejś stacji. Ale zanim pożegnał się, powiedział: - Dziwny z pana człowiek. Nie znam się na tych sprawach. Nie wiem, co o tym wszystkim sądzić. Ale dziękuję za rozmowę, która dała mi wiele do myślenia.

Ks. Śniegocki J. Z książki IDŹCIE I NAUCZAJCIE

- 6 -

„Panie, co mam czynić”?

Nasz święty Brat Albert, Adam Chmielowski ( 1845 -1916), powstaniec, artysta malarz, pytał samego siebie, patrząc na swoją aktualną działalność: "Czy to już wszystko? Czy Bóg nie żąda ode mnie czegoś więcej?" Szukanie odpowiedzi na to pytanie kazało mu zostać jałmużnikiem, opiekunem bezdomnych, bezrobotnych, samotnych, wzgardzonych... Szukanie odpowiedzi na to pytanie doprowadziło go do doskonałości chrześcijańskiej, do świętości.

Kazanie Rok C

- 7 -

Mark Twain w książce pt. "Życie na Missisipi" opisuje następujące wydarzenie: Dwie amerykańskie radzimy, mieszkające obok siebie, w dwóch bardzo podobnych domach, darzyły siebie wielką przyjaźnią do tego stopnia, że dzieci jednych żeniły się z dziećmi drugiej rodziny. W ten sposób powstała wielka rodzinna wspólnota. Nagle, przez drobnostkę, wszystko się przewróciło. Ktoś z jednej rodziny sprzedał konia należącego do drugiej. Cała sprawa mogła być łatwo załatwiana, ale tak się nie stało. Padły ostre słowa - a potem już nic, tylko krew mogła wszystko załatwić. Mała rzecz stała się przyczyną ran i zabójstw przez lat sześćdziesiąt. Co roku, po jednej czy drugiej stronie, ktoś padał od kuli, a jak tylko dorosło nowe pokolenie, synowie podejmowali zatarg i prowadzili go dalej. Obie rodziny należały do jednej parafii. Przez te sześćdziesiąt - lat kłótni oba rody uczęszczały co niedzielę na Mszę świętą. Rodziny zajeżdżały pod kościół, siadały we właściwym porządku a potem wszystkie ręce składały się do modlitwy.

Mężczyźni i chłopcy opierali fuzje o ściany - niech będą pod ręką.

Ks. Marek Kurzawa - BY RAZEM - PRZEŻYĆ RADOŚĆ Współczesna Ambona – Kielce 1985 Rok XIII Nr 4

- 8 -

Sto lat temu, przebywając w seminarium duchownym w Rzymie, Angelo Roncalli, późniejszy papież, błogosławiony Jan XXIII, w swoim dzienniczku pod datą 24 grudnia napisał: "Zapadła już głęboka noc. Jasne i błyszczące gwiazdy lśnią na zimnym firmamencie. Z miasta dochodzi do moich uszu gwar skłócony i hałaśliwy. To świat, używający życia, hulankami czci ubóstwo Zbawiciela. Wokół mnie śpią w sypialni moi towarzysze, a ja jeszcze czuwam i rozmyślam o tajemnicy betlejemskiej. Przyjdź, przyjdź, o Jezu, czekam na Ciebie". Natomiast dwa dni później, 26 grudnia, zanotował: „On przyszedł i pocieszył mnie”.

Ks. Wiesław Lechowicz Przyjąć z wiarą Zbawiciela - religijne przeżycie świąt w Materiały Homiletyczne – Z GWIAZDĄ EWANGELIZACJI W TRZECIE TYSIĄCLECIE – C – Tarnów 2000 Cz.1

- 9 - 

Czyżby Bóg brał udział w naszym świętowaniu? pytał żyjący w III wieku wielki myśliciel chrześcijański Orygenes. I odpowiadał sam: "Oczywiście, albowiem wielkim świętem jest dla Boga, kiedy dokonuje się zbawienie ludzi. Wyobraź sobie - pisze Orygenes - jak bardzo cieszy się Bóg, kiedy rozpustnik odzyskuje czystość, kiedy człowiek nieprawy zaczyna postępować sprawiedliwie, a niewierzący staje się Jego czcicielem. To są prawdziwe święta dla Boga".

Ks. Wiesław Lechowicz Przyjąć z wiarą Zbawiciela - religijne przeżycie świąt w Materiały Homiletyczne – Z GWIAZDĄ EWANGELIZACJI W TRZECIE TYSIĄCLECIE – C – Tarnów 2000 Cz.1

- 10 -

Karol z Rovigo. Karol z włoskiego miasta Rovigo był najstarszym z czworga rodzeństwa. Jego mama kochała bardzo Matkę Bożą. Między innymi opowiedziała mu o tym, jak Maryja udała się do swej krewnej Elżbiety, by pomóc jej i dziecku, które miała urodzić. Karol, zachęcony przez mamę, usiłował na swój dziecięcy sposób naśladować Matkę Bożą.

Gdy miał cztery lata w domu było już dwoje młodszych dzieci: Klaudiusz i Franka. Mama była zwykle zajęta młodszymi i niewiele czasu mogła mu poświęcić. Patrząc na jej zajęcia, mówił:

- Mamo, nie przejmuj się mną, ja jestem już duży. Zajmij się spokojnie Franką i Klaudiuszem.

Mama uśmiechała się, słuchając jego zapewnień, że jest już duży. Był tak duży, że musiał jeszcze stawać na palcach, by zobaczyć co jest na stole. Mama rzeczywiście zaniedbywała go trochę, bo nie mogła znaleźć na wszystko czasu. On zaś rozumiał, że nie może być inaczej.

Potem przyszedł na świat jeszcze trzeci braciszek. Karol był już trochę większy. Nie żalił się nigdy, że obecnie mama jeszcze mniej się nim zajmuje. Nie był zazdrosny, że mama wciąż się krząta wokół młodszego rodzeństwa. Co więcej, usiłował jej w tym pomagać, zwłaszcza w bawieniu najmłodszego brata. W ten sposób starał się udowodnić, że jest rzeczywiście duży.

W tym czasie zaczął chodzić do szkoły. Został również ministrantem. Przez szereg lat w każdą niedzielę o godzinie siódmej służył do Mszy świętej. Księża często się zmieniali, jego zaś nigdy nie zabrakło u ołtarza o tej godzinie. Znajomi i przyjaciele mówili: "Idziemy na Mszę Karola" (L. Gaiga, Squadra vincente, EMI 1976).

Ks. S Klimaszewski  MIC Ewangelia w życiu dziecka Rok C Wyd. Księży Marianów Warszawa 1988

- 11 -

W gorącym, leżącym w pobliżu równika brazylijskim mieście Recife kilka dziewczynek należało do katolickiej organizacji Gen. Mieszkały one w pobliżu niezbyt bogatej rodziny, w której było już dwoje małych dzieci, a matka oczekiwała jeszcze trzeciego. Ojciec zaś niewiele troszczył się o swe dzieci i żonę. Dziewczynki dowiedziały się, że ich sąsiadka jest słaba i chorowita, że cierpi na anemię i dlatego nie powinna wykonywać cięższych prac, tym bardziej, że spodziewała się dziecka. Postanowiły przychodzić do niej na zmianę, by posprzątać mieszkanie, przynieść wody z dość odległej studni, zrobić zakupy, a nawet i pranie. Sprowadziły też znajomego lekarza, który przepisał jej odpowiednie lekarstwa.

Mąż tej sąsiadki, widząc, że obce dzieci tak troskliwie opiekują się jego żoną, zawstydził się, zaczął częściej zostawać w domu i wykonywać uciążliwsze prace domowe (wg Viviamo cosi).

Ks. S Klimaszewski  MIC Ewangelia w życiu dziecka Rok C Wyd. Księży Marianów Warszawa 1988

- 12 -

Pewien starszy pan opowiadał mi, że ilekroć spotka niewiastę oczekującą dziecka modli się za nią, mówiąc: Pobłogosław jej, Boże, by urodziła zdrowe, piękne i dobre dziecko i by je dobrze wychowała".

Ks. S Klimaszewski  MIC Ewangelia w życiu dziecka Rok C Wyd. Księży Marianów Warszawa 1988

 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • achim.pev.pl