4 NIEDZIELA ZWYKŁA A, ROK A

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- 1 - 

Ojciec Stasia był bogatym człowiekiem, tak że Stasiowi nie brakowało nigdy zabawek. Kiedy nadszedł czas, by Stasio poszedł do szkoły, ojciec wysłał go, razem z bratem, do szkoły do Wiednia. Stasio nie pysznił się jednak z tego, że jego ojciec jest bogaty. Nie szukał samej tylko zabawy, ale brał się pilnie do nauki, dla innych był koleżeński. Gdy miał 17 lat, a więc był starszy od was - ale to nie znaczy, że był już "stary" postanowił, że będzie służył Panu Bogu jako kapłan. W tym celu udał się pieszo z Wiednia do Rzymu i zgłosił się do nowicjatu księży jezuitów. W nowicjacie - to znaczy w okresie próby, czy nadaje się, by zostać księdzem - wzbudził u swoich rówieśników, ale także księży wychowawców, powszechny podziw. Ale nie tym, że Stasio pochodził z bogatej rodziny, że w domu miał służących! Wzbudził podziw tym, że się nie wstydził sprzątania, zmywania, usługiwania innym...

Ks. Tomalik K., Eucharystia - źródłem pokory, BK 6 /1986/, s. 339-340

- 2 -

Janek nie był najlepszym uczniem, ale i nie był najgorszym. Jego przeciętna ocena wahała się między trójką a czwórką. Tylko z matematyką miał problemy. Starał się, ale nic z tego. Nerwy! W domu rozwiązywał trudniejsze zadania, w klasie nie wiedział co zrobić z łatwiejszymi. Janek był chłopcem pracowitym i ambitnym. Nadszedł wreszcie czas, w którym chciał samemu sobie udowodnić, że jest w stanie zapanować nad nerwami, że nie będzie tracił głowy. Ostatnie trzy tygodnie jeszcze więcej uczył się matematyki, wiedział, że zbliża się czas zadania klasowego.

Nadszedł oczekiwany dzień. Janek siedzi i spokojnie, bez nerwów, liczy. Zadania nie były zbyt trudne. Potrafił wszystkie rozwiązać przed dzwonkiem. Na przerwie porównał wyniki: tylko dwa małe błędy. A więc będzie dobra ocena! Wreszcie! Janek cieszy się, pokaże zadanie rodzicom. Minął tydzień. Nauczyciel oddaje prace. Janek otwiera zeszyt i oczom nie wierzy. Nie ma oceny, jest natomiast duży napis: odpisane! Janek siedzi w klasie za najlepszym uczniem... To niesprawiedliwe! Tak nie można! Janek pragnie sprawiedliwości!

Janek po lekcji porozmawiał z nauczycielem i ten dał mu szansę, zawierzył Jankowi. Tym razem pisał zadanie klasowe sam, inni w tym czasie powtarzali z nauczycielem przerobiony materiał. Janek liczył spokojnie, bez nerwów. Oddał zeszyt przed dzwonkiem. Janek cieszył się, że nauczyciel mu zaufał i dał szansę wykazania się znajomością matematyki, że koledzy i koleżanki trzymali za niego kciuki i nikt mu nie przeszkadzał, że nie miał żadnych trudności w rozwiązywaniu zadań. Janek cieszył się, kiedy otworzył zeszyt i przeczytał: Nie odpisywałeś!

Za każdą pracę Janek otrzymał po pięć minus.

Ks. Machnacz J. SDB, Błogosławiony - szczęśliwy, BK 6 /1989/,s. 345-346

- 3 -

Jedno z opowiadania mówi o rozbitku, który w ostatniej prawie chwili wyskoczył z tonącego okrętu. Szybko odpłynął stamtąd, aby wir wody go nie pochłonął. Płynął dosyć długo, ale siły zaczęły go powoli opuszczać, dokoła zaś bezkres oceanu, jak okiem sięgnąć woda i woda. Zaczął już tracić nadzieję uratowania, ale zamajaczył przed nim jakiś czarny przedmiot. Wydawało mu się, że nadchodzi ocalenie. Niestety, to była tylko na wpół zgniła deska z jakiegoś wraku. Rozsypywała się w rękach, kruszyła się jak piasek. Trzeba było ją puścić, bo na nic się zdała.

Niewzruszony płynął dalej. Wreszcie ręce dotknęły wystającej nieco nad wodę skały. Objął ją oburącz. Jeszcze był cały roztrzęsiony, ale skała była twarda i przywracała spokój i poczucie bezpieczeństwa. Przylgnął do niej mocno, jeszcze dygotał całym ciałem, ale skala była niewzruszona. Wreszcie stanął na niej, rękami wołał o ratunek. Po jakimś czasie został zauważony przez płynący okręt i uratowany.

Ks. Orszulak F., Przykazanie Boże - fundamentem życia, BK 2 / 1984/, s. 70

- 4 -

Ostatnie dni Fryderyka Chopina naznaczone były wielkimi cierpieniami. Postępująca gruźlica dokonała w wielkim kompozytorze straszliwego spustoszenia. Wzmagał się kaszel, częste były krwotoki. Do łoża umierającego Fryderyka przychodzą coraz inni ludzie - jego przyjaciele. Przychodzi też ks. Jełowiecki. Umierający kompozytor nie chciał zrazu słyszeć o spowiedzi, Komunii św. Tak bardzo w tym podobny był do wielu ludzi chorych, którym posługa kapłana kojarzy się z rychłym odejściem. Dla Chopina nie było jednak ratunku. Rychły koniec przeczuwali wszyscy i dyskretne wyczekiwania kapłana było najbardziej sensowną obecnością w pobliżu człowieka, stojącego już blisko wrót wieczności. Chopin w końcu przyjął Wiatyk - pokarm na drogę; w ostatniej zaś godzinie powiedział: "Gdyby nie ten ksiądz - umierałbym jak pies".

Ks. Pyka H., Najgłębszy wymiar Komunii, BK 5-6 /1992/, s. 359

- 5 -

Jest takie opowiadanie z dawnych czasów o pewnym pobożnym królu, który postanowił ku chwale Bożej postawić wspaniałą katedrę. Ogłosił, że to ma być tylko jego dar i nikomu nie wolno ani jednego pieniążka na ten cel ofiarować. Gdy po kilku latach katedra była gotowa, król kazał na ścianie frontowej przy głównej bramie umieścić marmurową tablicę ze złotym napisem: "Król Demetriusz Dziesiąty tę katedrę na chwałę Bożą sam ufundował". Jakie było zdumienie króla i jego poddanych, gdy już następnego dnia na tej tablicy zamiast imienia króla było imię nie znanej kobiety. Król kazał znowu złotymi literami umieścić na tablicy swoje imię. Ale gdy po raz trzeci - chociaż straż pilnowała - niewidzialna ręka zdjęła imię króla a umieściła imię nieznanej kobiety, król zrozumiał; że to Bóg nie jest z jego pychy zadowolony. Kazał odszukać tę kobietę. Była to uboga wdowa. Stanęła przed królem przerażona, ale on ją spokojnie zapytał: "Powiedz mi, jak wielką ofiarę dołożyłaś, kiedy ta katedra była budowana?" Biedna wdowa wyznała pokornie, że kiedy woły ciągnęły ciężki wóz z kamieniami na budowę katedry, ona im dała po garści siana... Król wtedy zrozumiał, co to znaczy; błogosławieni cisi, błogosławieni ubodzy, błogosławieni miłosierni... i wynagrodził hojnie biedną wdowę za jej dobre serce.

Ks. Warzybok L, Błogosławieni - wezwani  na Ucztę Baranka, BK 5-6 /1992/, s. 365

- 6 -

Po dwóch tygodniach pobytu w Polsce, gdzie uczestniczył w wielu nabożeństwach katolickich, pastor, - luteranin, powiedział min: Protestantyzm ogromnie uwewnętrznił pobożność. Niczego nie trzeba pokazywać po sobie. W waszym kościele chcąc przystąpić do spowiedzi, do Komunii, trzeba wystąpić lub wyjść z ławki, podejść, na oczach wszystkich. Trzeba się publicznie opowiedzieć. I to ma wielką wartość. (...) Synek pastora uklęknął wieczorem z boku przy biurku. Wzruszył mnie ten gest wyrośniętego czternastolatka. Sądziłem, że przed pójściem spać chce się tak publicznie pomodlić. Ale nie. Okazało się, że w tej pozycji łatwiej mu było policzyć drobne pieniądze, jakie leżały na biurku. A swoją drogą, co za widowisko: mały Francuz liczący na klęczkach polski bilon" - pisze ks. prof. Janusz Pasierb w jednej z ostatnich swoich książek Skrzyżowanie dróg (Pallottinum 1989).

Zapewne zasmucił się anonimowy pastor, luteranin, ojciec dziecka, widząc syna klęczącego tylko po to, aby policzyć ów bilon. Gdzieś prysnęły ojcowskie wysiłki zmierzające do umiłowania Ewangelii Chrystusa, a tym samym umiłowania modlitwy. To zakłopotanie ojca-protestanta podziela dziś wiele matek i wielu ojców. "Dzieci nasze mało już się modlą. Do kościoła idą z trudnością". Według jakich zasad ustawiać dziś własną rodzinę? Jak żyć? Kogo właściwie słuchać?

Ks. Jacek Beksiński - EWANGELIA BŁOGOSŁAWIEŃSTW STANOWI KONSTYTUCJĘ KRÓLESTWA BOŻEGO BK 89

- 7 -

W sztuce zatytułowanej "Król Lear" William Szekspir opisuje bolesne doświadczenia władcy, który skazał na wygnanie swoją córkę Kordelię, pomimo tego że ją kochał i ona bardzo go kochała. Jedynym powodem skazania jej na wygnanie było to, że nie potrafiła dostosować się do otoczenia, które nie szczędziło królowi pochlebstw. Tak czyniły jej dwie żądne władzy siostry, które nie kochały swego ojca i znając jego słabość, karmiły go pochlebstwami. Kordelia natomiast kochała bardzo swego ojca i zawsze mówiła mu prawdę. Pochlebstwa, których nie szczędziły królowi nie kochające go córki i jego otoczenie, utrzymywały króla Leara w przekonaniu o swojej nadzwyczajnej mądrości i ważności. To życie iluzją nie trwało jednak długo. Dwie żądne władzy córki, zmusiły swego ojca do wyruszenia w podróż, w czasie której utracił wszystko. Pozostało mu jedynie jego człowieczeństwo. Zapłakał wtedy król Lear i we łzach skarżył się: "Wmawiali mi, że jestem wszystkim! To było wierutne kłamstwo!" W tej przykrej sytuacji zrozumiał dopiero, co naprawdę jest ważne: że ważna jest miłość! Jego miłość do córki Kordelii i miłość córki do niego. Nie pochlebstwa, którymi go karmiono, lecz miłość odkryła mu dopiero, kim naprawdę jest. Nie pochlebstwa lecz miłość czyni człowieka kimś naprawdę wartościowym.

KS. MARIAN BENDYK ŻYĆ EWANGELIĄ – A –

- 8 -

Wzorca nakreślonego we wspomnianych błogosławieństwach nie musimy się wstydzić, wręcz przeciwnie - możemy go ukazywać światu i być z niego dumni, bo niewątpliwie głębsza refleksja nad nimi prowadzi do uznania i szacunku wobec mądrości w nich zawartej - i to nie tylko chrześcijan, ale i wyznawców innych religii, niechrześcijańskich. Były premier Indii - Gandi, po przeczytaniu Ewangelii w czasie studiów w Londynie, spytany o wrażenia i swoje zdanie, powiedział, że najbardziej jest wzruszony właśnie kazaniem Jezusa wygłoszonym na górze a zawierającym osiem błogosławieństw. Nakreślają one wspaniałą drogę ludzkiego życia tylko - niestety - nie spotyka chrześcijan, którzy by tą drogą szli. Jest przekonany, że, bardziej mentalność Hindusów jest przygotowana na taką drogę niż cywilizowany Zachód.

Ks. Stekiel - OBRAZ NASZEGO POKOLENIA - WSPÓŁCZESNE ZAGROŻENIA BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 5-6(141) 1998

- 9 -

Ks. K. Wójtowicz w swoich Alikwotach przytacza ciekawą rozmowę jakiegoś guru ze swoim uczniem. Stary mistrz zagadnął niespodziewanie ucznia, którego nie opuszczała myśl o życiu po śmierci: "Dlaczego tracisz czas na myślenie o życiu przyszłym? Szkoda przecież najmniejszej chwili!" "A czy można o tym nie myśleć?" - zdziwił się młodzieniec. "Oczywiście" odparł mistrz. "W jaki sposób?" - chciał wiedzieć uczeń. "Żyjąc w niebie tu i teraz" - odparł mędrzec. "A gdzie jest to niebo?" - dalej pytał młody człowiek. "Właśnie tu i teraz" - stwierdził ostatecznie mistrz.

O taki właśnie wybór idzie! Czy jest on możliwy dla współczesnego człowieka. Czy wy potrafilibyście zająć takie stanowisko?

W zasadzie takiego wyboru dokonaliśmy już dawno. Przyjmując chrzest święty, modląc się, chodząc na Mszę św., przystępując do sakramentu pokuty dowodzimy, że już wybraliśmy niebo i jego zasady, także na życie doczesne - czy nieprawda?

Ks. Stefan Duda CR - OBRAZ NASZEGO POKOLENIA - WSPÓŁCZESNE ZAGROŻENIA BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 5-6(141) 1998

- 10 -

Przed kilkunastu laty na rekolekcjach dla dzieci i młodzieży śpiewano „Balladę o szczęściu”. Proszę, byście teraz uważnie posłuchały jej słów:

Był sobie las, zielony las, a w lesie sejm burzliwy, bo zwierząt chór prowadził spór, co znaczy być szczęśliwym. Więc bury miś, kudłaty miś pomedytował krótko: szczęśliwym być to miodek pić i mieć porządne futro. Pracować wciąż i piąć się wzwyż - orzekła mała mrówka, a ślimak rzekł: mieć własny dom z garażem i ogródkiem. A polny wiatr - obieżyświat przyleciał z końca świata: szczęśliwym być to znaczy żyć, nie robić nic i latać. Aż nagle ktoś na pomysł wpadł wśród sporów i dociekań: a może by, a może tak zapytać by człowieka?

I właśnie tu, aż mówić wstyd, skończyła się ballada, bo człowiek siadł, w zadumę wpadł i nic nie odpowiada.

(s. M.Nazaretanka)

Dlaczego człowiek nie odpowiedział na pytanie zwierząt, co znaczy być szczęśliwym? - Buremu misiowi do szczęścia wystarcza futro i miód, małej mrówce - dużo pracy, ślimakowi dom, garaż i ogródek, wiatrowi - lenistwo, ale człowiekowi do szczęścia potrzeba czegoś więcej! Nie wystarczy mu jedzenie, praca, dom, garaż, samochód. To wszystko do życia jest potrzebne, ale nie najważniejsze. I choć reklamy w telewizji pokazują, że najnowszy model dobrego samochodu uczyni człowieka bardzo szczęśliwym, to tak nie jest! Wszyscy wiecie, że zabawki, jaki otrzymaliście na święta Bożego Narodzenia, z okazji imienin są wspaniałe i spędziliście z nimi bardzo wiele czasu. Ale nawet najwspanialsza zabawka nie uczyni dziecka szczęśliwym na całe życie. Zabawka może się popsuć, zgubić, znudzić... Kiedy więc jesteście naprawdę szczęśliwi?...

A na koniec pomyślmy, co powinien odpowiedzieć ów pytany przez zwierzęta człowiek z dzisiejszej ballady. Może tak powinna brzmieć jego odpowiedź: Szczęśliwym być to dobrze żyć być zawsze blisko Boga.

Ks. Paweł Wygralak – „KTO JEST SZCZĘŚLIWY”? BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 5-6(141) 1998

- 11 -

Jest taki zwyczaj, że na roczek kładzie się przed dzieckiem różne przedmioty: młotek, termometr, różaniec, kieliszek, długopis, książkę, pieniądze i inne. Jeżeli dziecko wybierze młotek, to znaczy, że w przyszłości będzie mechanikiem, jeżeli termometr, to znaczy, że dziewczynka będzie pielęgniarką, jeżeli różaniec - to, nie daj Boże - zakonnicą itd. - Moim znajomym przydarzyło się, że synek zagarnął wszystko, a babcia przerażona w krzyk: "Matko Święta, chyba księdzem zostanie!"

Ks. Lesław Juszczyszyn CM BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 5-6(141) 1998

- 12 -

"Przypatrzcie się, bracia, powołaniu waszemu" (1 Kor 1, 26). Święty Paweł zachęca nas do postawienia sobie pytania: jakie jest moje powołanie, do czego Bóg mnie wzywa? Co powinienem w życiu robić? Co takiego powinienem robić, żeby moje życie miało głęboki sens i wartość?

Viktor Emil Frankl, współczesny filozof i lekarz wiedeński twierdzi, że życie każdego i każdej z nas, ma swój jedyny i niepowtarzalny sens. Jeśli ktoś nie odkryje tego swojego indywidualnego powołania, to może grać różne role, może nawet dobrze grać, ale będzie to tylko "gra". Aktorstwo! A tu chodzi o moje życie i o to, co ja mam ważnego do zrobienia ze swoim życiem. Tenże Viktor Frankl twierdzi, że człowiek może zrealizować się na trzech drogach. Jest to, po pierwsze miłość. Po drugie: zawód (twórczość), i po trzecie: Krzyż czyli przyjęcie heroicznej postawy. Te trzy drogi  dają możliwość odkrycia sensu życia.

Ks. Lesław Juszczyszyn CM BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 5-6(141) 1998

- 13 -

Wszyscy zapewne wiemy, kim był Izaak Newton. Słyszałem o nim pewną zabawną anegdotę. Otóż jako wybitny fizyk i matematyk badał m.in. właściwości jajek. Kiedyś przychodzi do niego kolega po fachu i widzi Newtona, jak głęboko zamyślony - Stoi na garnkiem z kipiącą woda i trzyma w ręku jajko. Okazało się, że odkrywca był tak pochłonięty doświadczeniem, że z tego wszystkiego, zamiast jajka, ugotował swój zegarek. Do dzisiaj nie wiadomo, czy na miękko czy na twardo... Niemniej, naukowcem był świetnym! Jego odkrycia stanowiły punkt zwrotny w naukach przyrodniczych i w matematyce. Jest przecież odkrywcą prawa powszechnej grawitacji. Do dzisiaj uczy się w szkołach zasad dynamiki Newtona. Wolał jednak nie ryzykować i nigdy się nie ożenił...

Ks. Lesław Juszczyszyn CM BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 5-6(141) 1998

- 14 - 

Przypomnijcie sobie fragment "Krzyżaków" Sienkiewicza, albo przywołajcie scenę z filmu "Krzyżacy", gdzie Wielki Mistrz zakonu pogardliwie i z niepohamowaną pychą przysyła dwa miecze jako ośmieszające wyzwanie do walki króla polskiego. Władysław Jagiełło w pokorze, po Mszy św. uciszony wewnętrznie, przyjmuje miecze, nie odpowiada butą na krzyżacką pychę... A kto zwyciężył na polach grunwaldzkich?! Sprawdziła się, na długo przed 1410 rokiem wypowiedziana, obietnica Chrystusa: "Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię" (Mt 5, 5).

Ks. Mirosław Drzewiecki PRZYJAŃ Z CHRYSTUSEM Współczesna Ambona – Kielce 1984 Rok XI Nr 1-2

- 15 -

Znałem młodą lekarkę. Oddała całe serce chorym. Była zawsze do ich dyspozycji. Inni lekarze mieli do niej pretensje, że chorzy z ich rodziny pytali tylko o panią Henię. Dyrektor szpitala tłumaczył jej, że musi się dostosować, że ma robić tylko to, co do niej należy. Nie pomogło, więc zaczęto kopać pod nią dołki. Jeden z lekarzy wprost oświadczył: "Musimy się pozbyć tej głupiej gęsi". Inny dorzucił: "Trzeba ją wreszcie nauczyć rozumu". Przeszła wiele. Wyrzucona ze szpitala podjęła pracę w ośrodku zdrowia, gdzie zamiast leczyć wypisuje lekarskie zwolnienia.

To jest tylko jeden z wielu przykładów. Takimi ludźmi gardzi dzisiejszy świat, a Ty, Panie, nazywasz ich błogosławionymi!

Ks. Włodzimierz Brofiski - MĄDROŚĆ ŻYCIA Współczesna Ambona – Kielce 1990 Rok XVIII Nr 1

- 16 -

Kiedyś w jakimś czasopiśmie oglądałem zdjęcie przedstawiające majątek Mahatmy Gandhiego, nieżyjącego już wielkiego duchowego przywódcy Indii, a właściwie ilustrowało ono nie majątek, ale ubóstwo Gandhiego, bo miał on tylko, jak wynika z tego zdjęcia, własne okulary, jakieś chodaki-trepy, ubogie ubranie i coś do pisania. Może właśnie dlatego, że był taki ubogi, Gandhi poganin po przeczytaniu z Ewangelii kazania Pana Jezusa na Górze, zaczął od tego czasu kochać Chrystusa, o czym pisał w swych pamiętnikach.

Ks. H. Kiemona Bogactwo-Ubóstwo s. 120, Materiały Homiletyczne Styczeń/Luty  Nr 154

- 17 -

  Na pewno słyszeliśmy już ten przykład, ale warto go przytoczyć, gdyż jest bardzo wymowny. John Rockefeller był chyba najbogatszym człowiekiem w historii świata. Posiadał bowiem 6 miliardów dolarów i 13 milionów dochodu rocznie. Nazywano go królem nafty, gdyż założył istniejącą do dziś spółkę naftową Standard oil Company.

Dobrze mu było za życia, dlatego przy jego końcu rozpoczął walkę ze śmiercią. Otoczył się tajną policją, najsłynniejszymi lekarzami. Uprawiał skrupulatnie gimnastykę. Wydawano dla niego specjalną gazetę pełną humoru i najlepszych wiadomości, gdyż jak mówi Biblia, wesołość męża przedłuży jego życie. Powszechne prawo śmierci i wobec niego stało się jednak skuteczne. Rockefeller umiera jako niemal stuletni starzec, ale umiera. Przed śmiercią powiedział do przyjaciela: Słuchaj przyjacielu, czy wiesz, kto jest najbiedniejszy na świecie? Powiem ci, bo byś chyba nie zgadł. Najbiedniejszy jest ten, kto nie ma nic, oprócz pieniędzy. Tak. Bo ślepe bogacenie jest jak chwytanie wiatru, jakbyś za wiatrem gonił i na wiatr pracował.

Nagi urodziłeś się, człowiecze, i nagi zejdziesz z tej ziemi. Dlatego przed kilkoma laty Filibert Guala, multimilioner i wielki przemysłowiec turyński, wstąpił w 45. roku życia do jednego z najbardziej surowych zakonów - trapistów.

Ks. H. Kiemona Bogactwo-Ubóstwo s. 121, Materiały Homiletyczne Styczeń/Luty  Nr 154

- 18 -   

A nasz rodak św. Brat Albert Chmielowski nie miał w mieszkaniu nawet krzeseł, siedział na podłodze i w ten sposób przyjmował u siebie nawet biskupów. Obecny Ojciec Święty, gdy był profesorem na KUL, swoją pensję profesorską przeznaczał na stypendium dla studentów.

Ubóstwo czyni człowieka niezależnym. Św. Tomasz More, gdy osławiony tyran, król Anglii Henryk VIII, chciał mu dać wysoką pensję za pełnienie funkcji kanclerza, nie przyjął jej, aby się nie uzależniać od króla i nie stracić zaufania obywateli. Nie zdradza się własnych przekonań, choćby na tym można było dobrze zarobić. Nie sprzedaje się Pana Boga nigdy. Nie przeliczajmy wciąż i wszystkiego, ile nam dadzą, czy nam się to opłaca. Nie potrafimy już patrzeć w słońce, gdy zachodzi za góry, za lasy, bo nam to nie daje dochodu. Nie przeliczajmy wciąż. Tak nie można żyć. Bo wtedy nie potrafimy nic i niczego kochać, niczym się naprawdę smucić, cieszyć, nie potrafimy być szczęśliwi.

Ks. H. Kiemona Bogactwo-Ubóstwo s. 122, Materiały Homiletyczne Styczeń/Luty  Nr 154

- 19 - 

Nasz poeta Cyprian Norwid, gdy mu proponowano amnestię, powrót do kraju i odzyskanie majątku, odpowiedział:

Gdy już poczułem, że spod mojej stopy

Usunęła się ziemia Europy

i albo morza pozostały głębie

albo azjatyckiej laska ambasady

Ja wzleciałem jak czynią gołębie

Wężom i płazom zostawiając zdrady

Bom ja nie zdradził nawet nieprzyjaciół.

Czy umielibyśmy tak postąpić? Stracić majątek i zamknąć sobie powrót do kraju? Sami odpowiedzmy sobie na to pytanie.

Ks. H. Kiemona Bogactwo-Ubóstwo s. 122-123, Materiały Homiletyczne Styczeń/Luty  Nr 154

- 20 - 

Było to w czasie trzeciej pielgrzymki Jana Pawła II do Ojczyzny w 1987 r. Przed rozpoczęciem Mszy św. w Tarnowie stał on dłuższy czas na podniosłym podium przed ołtarzem i patrzył na licznie zgromadzonych wiernych. Nawiązał później do tego przyglądania się. Powiedział, że być może wielu dziwiło się, iż Papież tak długo stał i przyglądał się. Żeby się spotkać, trzeba się sobie najpierw przypatrzeć - powiedział, jakby usprawiedliwiając się, Papież. Żeby się spotkać z drugim człowiekiem i z samym sobą, człowiek musi się napatrzeć, musi mieć dla siebie czas.

Ks. B. Giemza SDS Poznać dar chrześcijańskiego powołania s. 123, Materiały Homiletyczne Styczeń/Luty  Nr 154

- 21 - 

Boso, w długich porciętach opalony, z płową czupryną stał za budynkami i długo wpatrywał się w lipową aleję. Coś jakby chciał mówić. Przymrużał oczy i wyciągał szyję, żeby wyraźniej zobaczyć, ale jak ze emi obudził go głos ojca: - Stasiu, za czym ty tak patrzysz? Zmieszał się chłopiec. Myślał, że nikt go nie widzi. Spuścił zmęczone oczy, które błysnęły kroplami łez. - Nie, nic, tylko ja tak patrzę, to mi się wydaje, że przyjdzie stamtąd mamusia. Ojciec nic nie odpowiedział, nie chciał dodawać żalu sobie i chłopcu. - O, nie, dziecko, już nie przyjdzie, nigdy nie przyjdzie; musimy być sami, a niedobrze jest człowiekowi samemu.

Ks. Zawitkowski J., Twoje współżycie ze starszymi, BK 1/1972/, s. 25

- 22 -  

Józek był klerykiem. Miał czarną sutannę z wieloma guzikami i biały jak śnieg kołnierzyk. Cieszyli się nim wszyscy. Wieczorem dziadziuś Józka odchodził do swego pokoiku, gasił światło i długo siedział przy stole. Józek wszedł raz i zobaczył, że dziadziuś trzyma w swoich pokrzywionych od pracy palcach różaniec, z wytarganymi od starości paciorkami.

- Za kogo ty się dziadziuniu, tak modlisz? Dziadziuś mówi szeptem, jakby się wstydził przyznać: - Za ciebie, żeby ci Pan Bóg dał dużo łask dla twojej przyszłej pracy. Józek ucałował jego głowę z resztką siwych włosów. Dziś nie ma już dziadziunia, ale Józek wie, że dziadziuś za niego przesuwa paciorki, a on dziś za dziadziusia odprawia Mszę Świętą.

Ks. Zawitkowski J., Twoje współżycie ze starszymi, BK 1/1972/, s. 25 

- 23 -

 "Brzydaś" w ubiegłym roku zdał maturę. Wiedział, że „grożą” mu same piątki. Wręczył świadectwo mamusi, aby odczytała pierwsza. Tatusia obsypał całusami: „za moją koszulę, za mój krawat, za spinki, za buty, za wszystko ci dziś dziękuję”. Ojciec nie okazał wzruszenia. - Nic to, synu, dziś nam za wszystko zapłaciłeś. I zapalił papierosa.

Ks. Zawitkowski J., Twoje współżycie ze starszymi, BK 1/1972/, s. 25

- 24 -

  Pewien misjonarz z Japonii donosi: „Chrześcijanie parafii św. Elżbiety w Tokio-Itabachi postanowili zająć się, wszystkimi osamotnionymi starcami z tej części miasta. Parafia liczy 700 wiernych i leży w ubogim bardzo wielkim przedmieściu, liczącym co najmniej 700.000 mieszkańców.

W przeciągu 4 miesięcy młodzi katolicy wysłani na zwiady znaleźli w zaśmieconych sairtiach, i barakach z blachy z konserw w esataeach więcej niż 3 000 osamotnionych ludzi w wieku 65-5 lat.

Kiedy teren został zbadany, poinformowano o wynikach całą wspólnotę parafialną. Wtedy to utworzono grupy młodych ludzi po dwóch, które poświęciły się regularnym odwiedzinom tych ludzi. Czynnych było ponad 40 grup. Całe godziny poświęcali na odwiedziny wysłuchując cierpliwie skarg, doświadczeń, cierpień zawodów, o długim często gorzkim i ciemnym życiu tych ludzi. To, że są chrześcijanami raczej przemilczali przy swoich wizytach.

Dwie dziewczyny opiekowały się przeszło 90-letnią, obłożnie chorą staruszką. W pokoju znajdował się ołtarz pewnej, znanej z wrogości do chrześcijaństwa sekty. Dziewczyny tym bardziej uważały, aby nie dać poznać że są chrześcijanami. Parę miesięcy to się udawało dobrze. Lecz pewnego dnia staruszka rzekła: - Jesteście chrześcijankami, wiem o tym doskonale. Możecie się zasłaniać, jak chcecie, to co wy czynicie, czynią tylko chrześcijanie, nikt inny.

Ks. Zawitkowski J., Twoje współżycie ze starszymi, BK 1/1972/, s. 25

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • achim.pev.pl