375. Lennox Marion - Samotny z wyboru, harlekinum, Harlequin Medical Duo

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Marion Lennox

 

Samotny z wyboru

ROZDZIAŁ PIERWSZY

 

Powinienem się stąd wyprowadzić, pomyślał Cal, spoglądając z werandy na ocean skąpany w blasku księżyca. Mieszkanie z całą bandą młodych lekarzy z różnych stron świata ma swoje dobre strony, ale czasami przemienia się w koszmar. Na przykład teraz. Stażystka Kirsty i kardiolog Simon zwinęli manatki, wyjaśniając, że zmuszają ich do tego sprawy osobiste. Zostawili za sobą dom lekarzy huczący od plotek, dwie zrozpaczone byłe sympatie oraz szpital z niebezpiecznie okrojonym zespołem.

Crocodile Creek nie ma szczęścia do lekarzy. W tej chwili dwoje wyjechało na urlop, trzeci spadł tydzień temu z roweru i jest w gipsie, a czwartego, aż trudno w to uwierzyć, zmogła wietrzna ospa. Para, która ewakuowała się w takim pośpiechu, nie wzięła tego pod uwagę, angażując się w te swoje... sprawy osobiste.

Szlag by to trafił. Teraz Emily tonie we łzach, a Mike cierpi z powodu urażonej godności. Oboje są świetnymi lekarzami i wspaniałymi kolegami, ale będzie czuł się zmuszony ich pocieszać, a nie ma na to najmniejszej ochoty. Jedyne, czego pragnie od życia, to uprawiać medycynę i pić piwo. Oraz przestać myśleć o Ginie.

Dlaczego przypomniał sobie o niej akurat teraz? Ostatni raz widział ją pięć lat temu, więc powinna już przejść do historii. Ale nie przeszła.

Sentymentalne bzdury, mruknął. Stary szpital, w którym teraz mieszkają lekarze, nieustannie jest areną przeróżnych emocjonalnych zawirowań, i to one każą mu o niej myśleć. O tym, jak odeszła i przepadła jak kamień w wodę. Musi wyrzucić ją z pamięci. Jeden jedyny raz jak skończony idiota pozwolił sobie na uczucie, ale już mu to przeszło.

Można by poszukać Mike’a i namówić go na partyjkę snookera. To by uwolniło jego umysł od niechcianych wspomnień i może pomogłoby Mike’owi. Za mało czasu. Znowu ma nocny dyżur. Może obejdzie się bez operacji, ale z powodu tak zdziesiątkowanego zespołu może mu przyjść ratować alergika od kataru siennego albo i ofiarę ukąszenia jadowitego węża. Oznacza to, że nie może wypić drugiego piwa.

Kirsty i Simon. Żeby ich pokręciło! Ten ich żałosny romans komplikuje mu życie. Wszyscy ich bardzo lubili, więc teraz wszyscy są nieszczęśliwi. Dom lekarzy w Crocodile Creek ma być miejscem tętniącym życiem i pełnym radości, jego wolną od trosk bazą, dzięki której on może zajmować się medycyną.

Skrzypnęły drzwi, po czym stanęła przed nim Emily, anestezjolog. Była zapłakana, blada i wyglądała najwyżej na szesnaście lat. Stary, nie ulegaj emocjom!

Mimo to przesunął się na ławce, by zrobić jej miejsce, objął ją i przytulił. Tak, emocje to nie jego specjalność, ale Emily jest taka kochana...

– Simon to łachudra – zawyrokował.

– Nieprawda – chlipnęła. – On wróci. On i Kirsty to pomyłka.

– To nie jest żadna pomyłka. – Nie warto, żeby tak się oszukiwała. – Simon to łachudra – powtórzył.

– Takiego drania nie warto kochać. Zasługujesz na kogoś lepszego.

– Mądrala. Ciebie inna łachudra zostawiła pięć lat temu. I co? Lepiej ci bez Giny? Wątpię.

Ten atak tak go zaskoczył, że mało brakowało, a rozlałby piwo. Skąd Emily wie o Ginie? No tak, w tym cholernym domu lekarza nie uchowa się żadna tajemnica. Czasami lękał się nawet o swoje sny.

– Nie rozmawiamy o mnie – zauważył obojętnym tonem. – Rozmawiamy o tobie. To ty masz złamane serce.

– Ale ty mi nie pomożesz! – jęknęła Emily: – Minęło pięć lat, a nie możesz przestać o niej myśleć. Charles twierdzi, że kochasz tę Ginę tak samo jak pięć lat temu, a ja jestem dopiero na początku drogi. Och, Cal, ja tego nie przeżyję.

 

Gunyamurra. Pięćset kilometrów na południe. Poród. Serce bije? Nie. Tylko jej się wydawało.

Zrozpaczona dziewczyna wpatrywała się w drobną istotkę, która miała być jej synem. Jak mogła się łudzić, że to dziecko przeżyje? Sama jest dzieckiem, więc nie powinna o tym nawet marzyć. Nie zasłużyła na taki skarb. Co teraz? Gdyby to dziecko przeżyło, nadałoby sens jej życiu. Ale teraz...

Nic się nie zmieni, pomyślała. Była obolała fizycznie i psychicznie, od kilku miesięcy ledwie się poruszała w czarnej otchłani rozpaczy. Delikatnie powiodła palcem po pozbawionej życia twarzyczce. Jej dziecko.

Musi je tu zostawić.

– Szkoda, że nie zobaczył cię twój ojciec – szepnęła, czując, jak łzy spływają jej po policzkach.

Na nic płacz. Musi wracać. Już słychać szum silników odjeżdżających aut. Usiądzie na tylnym siedzeniu samochodu rodziców, a oni nawet nie będą pytać, gdzie była. Nawet nie zauważyli, że zniknęła im z oczu.

Teraz też jej nie zauważą. Dlaczego miałoby być inaczej? Jej życie nie ma sensu.

 

– Tutaj jest dzidziuś! – zawołał CJ zza głazu, za którym się ukrył.

Gina westchnęła zdesperowana. Sprawa zaspokojenie prostej wydawałoby się potrzeby fizjologicznej jej czteroletniego synka zaczynała ją przerastać, tym bardziej że ostatni autokar z terenów rodeo miał odjechać za dziesięć minut. Muszą do niego wsiąść. Nie zostaną na noc w samym sercu australijskiego buszu.

– CJ, rób, co masz robić, i wychodź stamtąd!

Bez rezultatu. On jest taki sam jak jego ojciec, pomyślała. Niezależny i skłonny za wszelką cenę podążać przez siebie wyznaczonym szlakiem. Jak dzisiaj. Otworzył drzwi do jednej z przenośnych toalet i zastygł w bezruchu.

– Ja tu nie wejdę. Tu śmierdzi.

Trudno temu zaprzeczyć, pomyślała. Rodeo już się skończyło, więc tojki obsłużyły kilkuset piwoszy, zatem opinia CJ-a jest w stu procentach uzasadniona.

W tej sytuacji zaprowadziła go na koniec parkingu, gdzie zaczynały się zarośla. Ale i tam spotkała się z jego protestem. Malec domagał się prywatności.

– Ktoś mnie zobaczy.

– Schowaj się za tym głazem.

– Dobra, ale sam tam pójdę.

– Idź już.

A teraz...

– Tutaj jest dzidziuś!

Mały ma kapitalną wyobraźnię, ale to nie pora na takie bajki.

– CJ, pospiesz się – rzuciła, niespokojnie spoglądając na autokar, który już ruszał. Byli za daleko, by kierowca usłyszał jej krzyk.

Spokojnie, nie panikuj, wyjazd z parkingu jest tutaj, więc autokar musi tędy przejechać. Zatrzymasz go. Kierowca będzie wściekły, ale to najmniejszy problem.

Po co myśmy tu przyjechali? Głupi pomysł. Ogarnęły ją wątpliwości. Wcześniej ta wyprawa wydawała się jej konieczna. Jeszcze w Stanach uważała, że znajdzie siły, by spotkać się z Calem, że powie mu to, o czym powinien wiedzieć. Do Crocodile Creek przyjechali późnym wieczorem w czwartek. Zostawiła CJ-a pod opieką właścicielki pensjonatu, a sama wyruszyła na poszukiwanie Cala. Poinformowano ją, że dom lekarzy znajduje się na cyplu, blisko plaży. W mroku prezentował się imponująco. Taka sceneria powinna dodać jej odwagi.

Ale nie dodała. Gdy dotarła do drzwi wejściowych, miała wrażenie, że serce jej zamiera. Jeszcze gorzej poczuła się, gdy nikt nie zareagował na jej pukanie.

Obszedłszy dom, na werandzie dostrzegła Cala...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • achim.pev.pl