388. Iding Laura - Powrót do życia, harlekinum, Harlequin Medical

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Laura Iding

 

Powrót do życia

PROLOG

 

14 marca 2005

 

Już w progu Abby Monroe usłyszała dzwonek telefonu. Ściągnęła brwi. Szpital? Dopiero stamtąd wyszła. Nie zrobiła wpisu do karty któregoś z pacjentów?

Rzuciła torbę na podłogę i czym prędzej podbiegła do aparatu.

– Słucham.

– To ja, Adam.

– Co się stało? Mama? Tata? – Nie potrafiła ukryć niepokoju.

– Nie, rodzice są okej.

Kamień spadł jej z serca.

– To o co chodzi? Właśnie wróciłam z pracy.

– Chodzi o Shane’a... Pod Pekinem rozbił się samolot... Abby, Shane nie żyje.

Osunęła się na podłogę. Niemożliwe. To pomyłka. Shane jest za młody, ma trzydzieści trzy łata. Miała ochotę krzyczeć, ale powstrzymała ją cisza w słuchawce. Zna Shane’a od dziecka, bo Shane był serdecznym przyjacielem jej brata. Ich rodzice traktowali go jak własne dziecko.

Marzyła, że pewnego dnia zostanie jego żoną.

– To straszne – szepnęła. Starała się nie myśleć o sobie i skoncentrować się na tym, co czuje jej brat. – Trzymasz się?

– Chyba tak, ale jeszcze muszę powiedzieć o tym rodzicom.

– Zaraz tam będę. – Musi wesprzeć brata w takiej trudnej sytuacji.

– Dzięki – odpowiedział zmęczonym tonem. Odłożyła słuchawkę i ukryła twarz w dłoniach. Jej zażyłość z Shane’em ledwie co wyszła poza granice przyjaźni, a jego już nie ma. Na zawsze.

ROZDZIAŁ PIERWSZY

 

Cztery miesiące później

 

– Jeszcze trochę, panie Goetz, już prawie jesteśmy na miejscu. – Abby zachęcała otyłego staruszka, który mozolnie posuwał się przy pomocy balkonika w stronę jadalni w centrum rehabilitacji szpitala wojskowego w Milwaukee.

– Dla mnie to szmat drogi – wymamrotał pacjent, z trudem szurając szpitalnymi kapciami. – Nie rozumiem, dlaczego nie wolno mi zjeść w pokoju.

– Bo nie chcemy, żeby siedział pan tam sam na sam ze swoimi zmartwieniami. Proszę popatrzeć, jaki mamy słoneczny dzień.

Balkonik zahaczył jedną nogą o listwę przypodłogową, co sprawiło, że pacjent nagle niebezpiecznie się zachwiał.

– Trzymam pana. – Jedną ręką mocno ujęła go pod ramię, drugą przytrzymała balkonik.

Kilkadziesiąt sekund później pan Goetz mocno stanął na lewej nodze, mniej sprawnej po operacji, i odzyskał równowagę.

– Stoi pan pewnie? Nie puszczę pana, dopóki nie będzie pan stał na obu nogach.

– Już jest dobrze. – Perspektywa kolizji z podłogą kazała mu nieco spuścić z tonu. – Dojdę.

– Nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości. Ale do końca będę panu towarzyszyła.

Zapach sosu pomidorowego zwiastował bliskość jadalni. Jeszcze kilka kroków i pan Goetz bez niczyjej pomocy usadowił się przy stoliku, przy którym już siedziało trzech mężczyzn.

– Wspaniale – pochwaliła go Abby. – Jestem z pana dumna.

– Spróbowałaby siostra nie być. – Staruszek nareszcie się uśmiechnął. Zapewne obecność kolegów podniosła go na duchu. – Siostro, kiedy wreszcie siostra za mnie wyjdzie?

– Zna pan moją odpowiedź – odparła Abby ze śmiechem, ponieważ propozycja ta padała z ust pana Goetza każdego dnia w porze lunchu. – Nie wyjdę za pana ani za nikogo innego, dopóki nie zrealizuję swojego celu zwiedzenia wszystkich pięćdziesięciu stanów.

– Coś takiego?! Dlaczego siostra chce nas opuścić? – zainteresował się drugi pacjent. – Jak jeden mąż wszyscy podpisaliśmy petycję, żeby siostra została.

– Będę tu jeszcze pięć tygodni, więc niech się panowie zrelaksują. Nie jest wykluczone, że zanim wyjadę, wy już opuścicie to miejsce. Proszę, nie podpisujcie więcej petycji. To jest moja decyzja, a nie szpitala.

– Abby! – zawołała pielęgniarka siedząca przy biurku w holu. – Doktor Roland do ciebie!

– Już idę. Życzę panom smacznego. I pamiętajcie, bądźcie grzeczni.

– Ale nudy – jęknął pan Baker.

Abby z uśmiechem na twarzy wyszła z jadalni i pospieszyła do telefonu.

– Doktor Roland? Szukam pana od paru godzin.

– Jestem zajęty – odrzekł lekarz. Nie liczyła, że ją przeprosi.

– Badanie moczu pana Goetza znowu wykazało ostry stan zapalny pęcherza. Należy pacjentowi podać antybiotyk. Nie rozumiem, dlaczego ta infekcja nie ustępuje.

– Podajcie mu baktrim. Przez dziesięć dni. To wszystko? – Lekceważący ton kierownika oddziału doprowadzał Abby do szewskiej pasji.

– Jeszcze nie wiem – warknęła. – Czy odezwie się pan następnym razem, gdy zgłoszę się na pański pager?

Cisza, a chwilę potem atak.

– Niech mi siostra nie mówi, jak mam kierować moim oddziałem! Zawsze się odzywam we właściwym czasie. Nie życzę sobie takich insynuacji!

– Uff... – Odłożyła słuchawkę. – Prawda w oczy kole.

Irenę, pielęgniarka, patrzyła na nią szeroko otwartymi oczami.

– Nie wierzę własnym uszom, że mu to wygarnęłaś.

– Wkurza mnie, że nie odpowiada, kiedy go wzywam. – Abby sięgnęła po kartę pana Goetza, by wpisać nowe zalecenie. – Gdyby nie wykręcał się od obchodów, sam o wszystkim by wiedział. – Irenę przytaknęła. – Nie pokazał się na oddziale przez cztery dni. To widać po adnotacjach w kartach pacjentów.

– Masz rację, ale mimo to... Nie mogę wprost ochłonąć z wrażenia, że można tak naskoczyć na lekarza. – Irenę była o trzy lata młodsza od Abby, ale w takich sytuacjach Abby miała wrażenie, że dzieli je różnica stu lat. – Co będzie, jak on złoży na ciebie skargę do dyrekcji?

– Niech złoży. – Abby wzruszyła ramionami, mimo że wiedziała, że doktor Roland, jeśli zechce, może przysporzyć jej poważnych problemów. Wprawdzie odetchnie z ulgą, przenosząc się do szpitala na Florydzie, ale spokoju nie da jej los tutejszych pacjentów. Jeśli nie przytrze rogów doktorowi Rolandowi, to kto ją wyręczy? – Przekaż to zamówienie do apteki. – Podała Irenę karteczkę. – I miej oko na naszych podopiecznych. Pójdę do Leanne, żeby przedstawić jej mój punkt widzenia, zanim Roland ją dopadnie.

Irenę westchnęła.

– Ale jeśli ona mnie wezwie – zaczęła Irenę – to opowiem jej o wszystkim, co usłyszałam.

– Spokojnie, nie proszę cię, żebyś kłamała. Sama wszystko jej powiem. Oraz dodam, że przez cztery dni doktor Roland nie pojawił się na ani jednym obchodzie. – Abby uśmiechnęła się ponuro. Jej kontrakt wygasa piętnastego sierpnia, więc nic się nie stanie, jeśli szef zwolni ją wcześniej.

Jazda, do roboty, pomyślała, kładąc rękę na klamce do pokoju siostry przełożonej.

Trzy godziny później jej dyżur dobiegł końca. Za szybko, bo wciąż na coś brakowało jej czasu. Wcześniej wysłuchała kazania Leanne poświeconego konieczności okazywania lekarzom należnego szacunku. Dzięki Bogu, Leanne na nią nie krzyczała, a co więcej podjęła się poinformować dyrekcję o tym, że doktor Roland nie robi obchodów.

Wracając do domu, Abby zastanawiała się, czy taka pogawędka Leanne z dyrektorem odniesie jakikolwiek skutek. Chyba nie jest pierwszą pielęgniarką, która ma zastrzeżenia do doktora Rolanda.

Mimo to ten facet ciągle pracuje w szpitalu, pobiera wynagrodzenie za to, że zajmuje się pacjentami przez telefon, nie ruszając się z fotela, zamiast stanąć przy łóżku pacjenta i osobiście go zbadać.

Szła do domu piechotą, rozprostowując ramiona, by ulżyć obolałym barkom. Podtrzymywanie stukilogramowego pana Goetza mocno nadwerężyło jej mięśnie.

Nie wolno jej się użalać, tym bardziej że po powrocie do domu ma pomóc niesprawnej matce w kąpieli. Stłumiła westchnienie, zawstydzona swoim egoizmem.

Śmierć Shane’a w...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • achim.pev.pl