402, Prywatne, Przegląd prasy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
29 marca 2011 To tak jak z lekami- mają działać, a nie smakować. No i tak jak propaganda- nie ma smakować, a musi działać. A jak przy okazji smakuje- to też dobrze. „Salon” ma wielki problem.. Czy głosować na Platformę Obywatelską- czy też nie głosować. Niektóry głosujący i popierający ją do tej mają wątpliwości.. W związku z tym pan Tomasz Lis, człowiek o bardzo chytrym nazwisku, zorganizował program, do którego zaprosił fanów Platformy Obywatelskiej.. Sam też będąc jej fanem i prowadząc program, za który telewizja państwowa płaci mu jakieś niepojęte góry pieniędzy, tak jakby nie było zastępców na wizji- za mniejsze.. ”Niech nas Pan ratuje” powiedział pan Tomasz Lis w roku 1992 do pana prezydenta Lecha Wałęsy, podczas udupiania lustracji... Przed czym miał ratować pan Lech Wałęsa pana Tomasza Lisa? Może poprowadził by taki program w tej sprawie.. NA żywo! Właśnie były działacz Wolnych Związków Zawodowych, pan Krzysztof Wyszkowski ma przeprosić pana Lecha Wałęsę za nazwanie go współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa o pseudonimie” Bolek”- orzekł Sąd Apelacyjny w Gdańsku. Sąd uznał, że pan Krzysztof Wyszkowski nie miał dowodów na swoje oskarżenia. ”Sąd stanął na wysokości zadania”- stwierdził pan Lech Wałęsa. Bo sprawiedliwość sprawiedliwością, ale racja musi być po określonej stronie.. Tym bardziej, że zupełnie niedawno, pan Lech Wałęsa stwierdził w programie pani Moniki Olejnik, ” Kropka nad i..” przyjaciółki pana Tomasza Lisa, że „Bolek” to on.. Podobnie było z prezydentem Szczecina-„ Świętym” - on twierdził, że był współpracownikiem SB - ale Sąd stwierdził inaczej.. No i tak zostało.. Nie wolno się nawet przyznać! No dobrze- powiedzmy, że pan Lech Wałęsa nie był w latach 1970 76 współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa.. A dlaczego żaden sąd nie kusi się, żeby wyjaśnić, kto naprawdę kryje się pod pseudonimem „Bolka”, choć podobno było ich kilku? Wyjaśnić całą sprawę i cześć.. Niech nareszcie chociaż jedna sprawa zostanie wyjaśniona, w III Rzeczpospolitej skorumpowanej i aferalnej.. W każdym razie w studio zebrało się czterech plus pan Tomasz Lis, sympatyków Platformy Obywatelskiej i dawaj dyskutować zawzięcie o swoim stosunku do Platformy.. Prym wiódł pan Marcin Meller, naczelny redaktor „męskiego punktu widzenia”, propagującego gołe baby. Nagania mu je panu Kuba Powiatowy, pardon- Wojewódzki i co nowocześniejsze panie rozbierają się tam, wcześniej pokazując fragment swojej d…y. Obecni byli panowie: Meller, Barciś,Mleczko i Grabowski. Oni najbardziej znają się na polityce, szczególnie na polityce Platformy Obywatelskiej.. I nie widzą - z tego, co widzą - co wyprawia socjalistyczna partia okrągłostołowa- Platforma Obywatelska.. Żeby przez 3,5 roku nie podjąć żadnej sensownej decyzji..(!!!) To jest dopiero umiejętność rządzenia.. Sam decyzyjny chłam! I tego sympatycy Platformy nie widzą.. Tylko opowiadają dyrdymały o tym i owym. I mają wielki problem. Pan Marcin Meller nie będzie głosował na Platformę Obywatelską(!!!) No i co z tego, że naczelny Playboya nie będzie głosował na Platformę Obywatelską, a będzie głosował na … No właśnie, na kogo będzie głosował pan Marcin Meller? Bo nie mówi o tym publicznie.. Wygląda na to, ze na starą komunę, czyli Sojusz Lewicy Demokratycznej.. Ale na razie o tym nie mówi.. Ciekawy program propagandowy, w którym nie poruszono ani jednej kwestii merytorycznej dotyczącej naszego kiedyś państwa, będącego częścią obecnie państwa większego- Unii Europejskiej o osobowości prawnej międzynarodowej.. I nie podniesiono żadnego problemu, w który wpędziła nas Platforma Obywatelska podczas swoich rządów.. To jest program telewizyjny, w którym rozmawia się o niczym. Nawet nie wiadomo, dlaczego pan Marcin Meller, syn nieżyjącego już ministra spraw zagranicznych nie będzie popierał już Platformy Obywatelskiej. A przecież nie wolno rzucać rękawic po walce bokserskiej, nieprawdaż? Przez cały trwający program nie można było się dowiedzieć, dlaczego nie popiera i jakie właściwości programowe Platformy Obywatelskiej tak zdenerwowały szefa Playboya.. Oprócz faktu, że PO i PSL zabrały pieniądze z Otwartych Funduszy Europejskich- pardon- Emerytalnych. Trochę mniej utuczą się firmy zarządzające funduszami, pan Balcerowicz nie dostanie od nich zasilania do Forum Obywatelskiego Rozwoju, gdzie w Komitecie Programowych znajdują się takie osoby z nim zaprzyjaźnione jak: Ewa Lewicka, Władysław Bartoszewski, Andrzej Blikle, Teresa Bogucka, Jan Miodek, Krystyna Janda, Rafał Dutkiewicz, Marek Pomianowski, Jan Winiecki, Marek Safian, Terasa Torańska, Maciej Zięba, Andrzej Zoll, Jacek Fedorowicz ,,Marek Nowicki.( Nasza Polska, Nr 12 z 22 III 20111 roku) A przecież na przykład panowie Władysław Bartoszewski, pan Andrzej Blikle i pan Andrzej Zoll- znajdowali się wcześniej w Komitecie Honorowym Platformy Obywatelskiej. Wszyscy – jak jeden mąż, poprawnie politycznie będzie wkrótce jak jedni partnerzy-- zwani profesorami, choć na przykład pan Władysław Bartoszewski żadnym profesorem nie jest, a ostatnio nawet stwierdził, w niemieckiej gazecie, że w czasie okupacji niemieckiej bardziej bał się Polaków niż Niemców(???) Co trzeba mu przyznać na plus, bo do dzisiaj także nie boi się Niemców. Tyle odznaczeń ile od nich otrzymał, wystarczyłoby na obdzielenie nimi kilku osób, które też nie boją się Niemców. Tylko Polacy się ich bali i chwycili za broń, przeciw barbarzyńcom robiącym łapanki na ulicach i mordujących ludzi w krematoriach, w imię czystości rasy... Tak było wśród Polaków niebezpiecznie.. Bo wśród Niemców – wcale! Obecnie doradza panu premierowi Tuskowi, wcześniej doradzał w radzie LOT-u, a obecnie jest z panem Balcerowiczem, co nie przeszkadza mu być jednocześnie z panem Donaldem Tuskiem.. Rozdwojenie jaźni? Czy może pragmatyzm? I „za” i „przeciw”. Pan Artur Barciś, kiedyś w Komitecie Honorowym Platformy Obywatelskiej, jest niezadowolony z rządów Platformy Obywatelskiej, ale nie ma wyboru, więc będzie nadal popierał Platformę Obywatelską.. NO jasne - jak nie ma wyboru, to należy popierać swoich.. Nawet gdyby jutro zaczęli nas mordować, tak jak rabują podatkami i rozbudowują biurokrację.. I likwidują państwo polskie. Trzeba ich popierać - bo nie ma wyboru. Panie Arturze! Wybór jest, al. może go Pan nie widzi, albo gdyby pan go zauważył i nalazł się w Komitecie Honorowym UPR-WiP t o żegnajcie role telewizyjno filmowe, nieprawdaż? Dlatego wielu popiera wpływowych ludzi, którzy głównie szkodzą Polsce i nam milionom ludzi w niej mieszkającym. OBOP zamieścił ostatnio dane dotyczące nastrojów ludności.. Już 69% Polaków uważa, że sprawy kraju idą w złym kierunku(!!!!). A tylko 20% uważą, że jest nam dobrze.. Nie lubię demokracji, bo to zwykły ludowy i festynowy nonsens.. Ale jeśli to prawda, demokraci powinni się wstydzić, tak jak pan prezydent Bronisław Komorowski, który zrobił dwa błędy w zdaniu składającym się z ośmiu, czy dziewięciu słów. To ile błędów zrobiłby w zdaniu składającym się z pięćdziesięciu słów? W końcu oni odwołują się demokratycznie do zdemokratyzowanego ludu. Zadowoleni są z istniejącego stanu rzeczy wyłącznie politycy, celebryci, ludzie zaprzyjaźnieni z politykami, trochę kanciarzy i nierobów na stanowiskach, no i „Salon”, według określenia pana Waldemara Łysiaka - który to „Salon” to wszystko popiera. Ten cały utworzony przez nich burel i serdel - według z kolei określenia towarzysza Ziuka. Trzeba poczuć głód, żeby poznać swoje pragnienia.. A głód zbliża się wielkimi krokami! I pomyśleć, że po dwudziestu latach przemian, bezlitosnego rabowania Polaków idziemy w kierunku głodu.. Ponad siedem milionów Polaków nie płaci już podstawowych rachunków w terminie.. Dwa miliony nie spłaca już zaciągniętych pożyczek, siedemnaście milionów posiada kredyty, a dług Polski- tylko szacunkowy- to uwaga!- 3000 miliardów złotych(!!!) A roczne odsetki od zaciągniętych kredytów to 13 miliardów dolarów(!!!)
Czy taki kraj, takie państwo może jeszcze funkcjonować? A jednak jeszcze.. Zbankrutowała Grecja, zbankrutowała Irlandia, do której tak nas ciągnął pan premier DOnald TUsk.. Bankrutuje Portugalia.. Na najlepszej drodze jest Hiszpania.. A może Polska zmieści się pomiędzy Portugalią a Hiszpanią? A ONI w najlepsze dyskutują o niczym.. Bo czym jest Platforma Obywatelska wobec wieczności? Tak jak reszta band- niczym!!! WJR
Niezależność prokuratury przyniosła ten skutek, że teraz nie sposób już ustalić, kto politycznie pociąga za prokuratorskie sznurki. Bo to, że pociąga, widać gołym okiem.
1. Sprawa wiceministra finansów Andrzeja Parafianowicza pokazuje, że uniezależnienie prokuratury, które miało być lekiem na całe zło, okazuje się lekarstwem gorszym od choroby. Oto znowu mamy aferę z niejasnymi działaniami prokuratury, z polityką w tle - lecz nie wiadomo, jak tę aferę wyjaśnić, bo prokuratura stała się nietykalna. Lecz chyba nie dla wszystkich....
2. Nie mam wiedzy - bo i nie mogę mieć - czy minister Parafianowicz w czymś zawinił czy nie. Jeśli jednak tak było, że wymachiwał dymisją urzędnika skarbowego, żeby na nim wymusić nieuzasadnione zwolnienie rafinerii "Trzebinia" ze zobowiązań podatkowych idących w setki milionów złotych, to skandal byłby wielki i oczywiste przestępstwo nadużycia uprawnień, a niewykluczone, że i korupcji również. I to wielkiej korupcji. I o to w takiej sprawie w prokuraturze dochodzi do sytuacji, że zwierzchnik powstrzymuje prokuratora prowadzącego śledztwo od przedstawienia ministrowi zarzutów. Niechby coś takiego stało się w prokuraturze za czasów Ziobry! Byłaby medialna jazda, że drżyjcie narody! A dziś w sprawie Parafianowicza jest zaledwie lekki szmerek.
3. Prokuratura jest niezależna, podobno też apolityczna, ale chciałoby się wiedzieć, kto i dlaczego broni Parafianowicza przed postawieniem mu zarzutów. Kto, skąd i dlaczego pociąga za sznurki tego śledztwa? Ale kogo o to zapytać i jak, skoro prokuratura jest tak niezależna, że nie odpowiada nawet przed Bogiem i historią?
4. Gdy Prokuratorem Generalnym był Minister Sprawiedliwości - sytuacja była jasna. Pełna odpowiedzialność spoczywała na Ministrze Sprawiedliwości-Prokuratorze Generalnym. Ministrem był polityk, owszem, ale właśnie, jako polityk, wybierany i odpowiedzialny przed wyborcami i przed Trybunałem Stanu, musiał się on szczególnie liczyć z konsekwencją swoich działań lub zaniechań. Opinia publiczna mogła go pytać i żądać odpowiedzi o tym, co dziej się w śledztwach. Mogła o to pytać na przykład poprzez posłów, w tym zwłaszcza opozycji, którzy mogli Prokuratora Generalnego maglować na komisjach sejmowych, mogli mu zadawać pytania, składać interpelacje, mogli go rozliczać z prowadzonej polityki karnej. Dziś opinia publiczna o żadne śledztwo zapytać nie może, nawet o smoleńskie, bo prokuratura jest niezależna. Prokurator Generalny z łaski odpowiadał na pytania w komisji sejmowej, do czasu, gdy się obraził i zapowiedział, że więcej na komisję nie przyjdzie. W sprawie Parafianowicza też najprawdopodobniej nie doczekamy się żadnych wyjaśnień. Po cóż Prokurator Generalny miałby cokolwiek wyjaśniać, skoro nie musi, a posłowie mogą mu jak - jak klient majstrowi ze skeczu Kobuszewskiego, Gołasa i Michnikowskiego - mogą mu skoczyć.
5. Przypomnijmy sobie aferę starachowicką. Ministrem sprawiedliwości i zarazem Prokuratorem Generalnym był wtedy Grzegorz Kurczuk z SLD, który nie stanął w obronie oskarżonych kolegów, choć instrumenty prawne miał w ręku, żeby ich bronić. Sądzę, że nie bronił ich z uczciwości, ale zapewne też z tego powodu, że jako polityk musiał się obawiać fatalnych politycznych skutków takiej obrony. A dziś mamy aferę hazardową, w której śledztwo prowadzi prokuratura niezależna i apolityczna. I co z tego? Ani poseł, ani obywatel nie ma prawa nawet zapytać, dlaczego główni bohaterowie tej afery nie mają przedstawionych zarzutów, tylko zeznają w charakterze świadków. Nie ma prawa zapytać, bo prokuratura jest dziś niezależna, samorządna i samo nieodpowiedzialna. Jeśli zechce kogoś wykończyć, to wykończy (znam przykłady) Jeśli zechce kogoś sponiewierać, to sponiewiera, a jeśli zechce ukręcić sprawie łeb, to ukręci. Takie prawo uchwaliła koalicja PO-PSL-SLD.
6. Problem dotyczy nie tylko spraw politycznych, ale też setek innych spraw zwykłych ludzi, w których prokuratura robi albo nie robi, co chce. Nikt, bowiem, od sprzątaczki do premiera i prezydenta, nie może zapytać Prokuratora Generalnego o konkretne śledztwa. Posłowie, którzy zwracają się z pytaniami do prokuratury w związku ze skargami ludzi, dostają aroganckie odpowiedzi, żeby nie wsadzali nosa w nieswoje sprawy. Ludzie przychodzą do biur poselskich, wypłakują się posłom w rękawy (rękawy moich garniturów są mokre od łez, aż po pachy), wybrańcy narodu piszą pisma interwencyjne, a samo wybierający się prokuratorzy mają to w dupie (Wańkowicz zezwolił na używanie tego słowa) i interweniujących posłów odsyłają na drzewo. Słyszę, że nawet Posłowie Platformy zaczynają już na to zgrzytać zębami. A sami tego chcieli...
7. Ja też mam swoje doświadczenia w bojach i potyczkach z prokuraturą. Ot, taki przykład - prokuratura skierniewicka wbrew wszelkim faktom i dowodom, popełniając skandaliczne błędy, umorzyła sprawę zamordowania młodej kobiety, kpiąc nie tylko z prawa, ale i ze zdrowego rozsądku, poniżając przy tym i upokarzając zbolałych rodziców zamordowanej dziewczyny. Iluż trzeba było pism, apeli, iluż publikacji w prasie, żeby władze prokuratorskie łaskawie uznały, że nie naprawi śledztwa ten sam prokurator, który je spieprzył i litościwie przeniosły to śledztwo poza Skierniewice. Co z tego będzie - nie wiem - ale długo trzeba było wyrywać to śledztwo z rąk ewidentnych partaczy?
8. Kiedy koalicja PO-PSL przy poparciu SLD z wielkim hukiem zmieniała ustawę i radośnie wprowadzała niezależność prokuratury - ostrzegałem, że bokiem wyjdzie społeczeństwu ta niezależność? I wychodzi.
Musiał wybuchnąć Od zestrzelenia południowokoreańskiego boeinga w Rosji wydarzyło się wiele katastrof lotniczych i krwawych aktów terroru, które szokowały świat. W tajemniczych wypadkach ginęli generałowie i gubernatorzy. Często po nich pojawiały się spekulacje o zamachu. Tuż przed świtem w tajnej bazie Sokół rozległ się alarm. Mjr Giennadij Nikołajewicz Osipowicz popędził do swojego myśliwca Su-15, aby jak najszybciej dopaść wroga. Jego celem było przechwycenie obcego samolotu, który wtargnął nad terytorium jego ojczyzny. Przez ok. 100 km podążał śladem intruza. Leciał tuż za nim na pułapie ponad 10,5 km nad ziemią. Z odległości niespełna 200 m widział, że nie jest to szpiegowski RC-135, (czyli przerobiony Boeing 707), który wcześniej kręcił się w tym rejonie. Po światłach pozycyjnych i dwóch rzędach okien rozpoznał charakterystyczny kształt jumbo jeta. Był przekonany, że pasażerski boeing został wysłany z misją wywiadowczą. Miał ochotę zestrzelić go, gdy tylko przekroczył granicę, ale rozkazano mu zmusić intruza do lądowania. Najpierw pomigał wrogiej maszynie światłami, ale ponieważ leciał z tyłu, więc załoga boeinga go nie dostrzegła. Potem oddał trzy salwy ostrzegawcze z działka pokładowego. W sumie wystrzelił 520 pocisków. Maszyna nie zareagowała, prawdopodobnie załoga też nic nie zauważyła, bo miał tylko zwykłą amunicję, a nie pociski smugowe, które byłyby lepiej widoczne na tle nocnego nieba. Major nie próbował nawiązać kontaktu przez radio, bo był przekonany, że oni nie znają rosyjskiego, tak jak on nie znał angielskiego, więc możliwości porozumienia nie było. Największym problemem stawał się czas. Ścigany samolot przeleciał już nad Sachalinem i zmierzał w kierunku wód międzynarodowych. Majorowi kończyło się paliwo. W ostatniej chwili dostał zgodę na zestrzelenie. Odpalił w kierunku intruza dwie rakiety; jedną naprowadzaną radarowo, drugą termicznie. Trafiła tylko pierwsza, ale to wystarczyło, aby potężny odrzutowiec uległ dekompresji. Piloci stracili kontrolę nad maszyną, która weszła w korkociąg i runęła do morza. Samolot był w momencie trafienia niewiele ponad 20 s od neutralnego terytorium. Gdyby tam dotarł, 269 osób znajdujących się na jego pokładzie by ocalało. Dowódca koreańskiego boeinga był doświadczonym pilotem. W powietrzu spędził ponad 10 i pół tysiąca godzin. Latał od dziewiętnastu lat. Popełnił prawdopodobnie błąd przy programowaniu pilota automatycznego. Południowokoreański Boeing 747 leciał z Nowego Jorku przez Anchorage na Alasce do Seulu. Nad ranem 1 września 1983 r. zboczył z kursu i wleciał w przestrzeń powietrzną Związku Radzieckiego. Prezydent Ronald Reagan nazwał jego zestrzelenie „aktem barbarzyństwa” i „zbrodnią przeciw ludzkości”. Czarna skrzynka południowokoreańskiego samolotu została wyłowiona przez Sowietów, ale ujawniono ten fakt dopiero po dziewięciu latach. Borys Jelcyn, który uznał zestrzelenie koreańskiego odrzutowca za największą tragedię zimnej wojny, przekazał te dowody Amerykanom. Do dziś nie ma jednak pewności, dlaczego boeing zboczył z kursu ani dlaczego go zestrzelono. Trzynaście lat po tragedii, udzielając wywiadu amerykańskiemu dziennikowi „The New York Times” (9 grudnia 1996 r.), mjr Osipowicz był dumny ze swojego czynu. Twierdził, że samolot wykonywał misję wywiadowczą, a na jego pokładzie byli sami szpiedzy. Zapewniał, że czuje się szczęśliwy dzięki sławie, jaką zdobył zestrzeleniem wrogiego samolotu. Skarżył się jedynie na zbyt niską nagrodę. Kontroler, który wykrył na radarze obcy samolot, dostał 400 rubli. Jemu przyznano tylko 200. Odczuwał to jako niesprawiedliwość.
Niebezpieczna misja Mimo tych powszechnie znanych faktów polskie samoloty lecące w kwietniu ub.r. do Smoleńska nie zostały w ogóle zabezpieczone przed atakiem terrorystycznym. Ponieważ czas przylotu i skład delegacji były szeroko znane, zaplanowanie ataku nie nastręczyłoby terrorystom trudności. Wystarczyłoby, aby jakiś fanatyk z ręczną wyrzutnią przeciwlotniczą, kupioną na kaukaskim bazarze, stanął pod trasą podejścia do jedynego pasa na lotnisku Siewiernyj i odpalił rakietę, kiedy tupolew podchodził do lądowania. Naprowadzany termicznie pocisk trafiłby niechybnie w jeden z silników, a samolot runąłby na ziemię jak kamień. Internet pełen jest rozbudowanych scenariuszy zamachu, którego polskie służby w ogóle nie brały chyba pod uwagę. Po roku wyjaśniania katastrofy smoleńskiej wciąż nie wiemy, co tam się stało. Nie ujawniono dotychczas dowodów wskazujących, że samolot został zaatakowany, ale z powodu mataczenia uzasadnione są wątpliwości, czy dowody takie nie zostały ukryte lub zniszczone. Można jedynie spekulować, że gdyby katastrofa była efektem ataku terrorystycznego, to w interesie rosyjskich śledczych byłoby raczej nagłośnienie tej wersji niż jej zatuszowanie. Trzeba jednak pamiętać, że w operacji przyjmowania polskiego samolotu uczestniczyli wyłącznie oficerowie rosyjscy, że katastrofa miała miejsce w strefie odpowiedzialności Sił Powietrznych Federacji Rosyjskiej, że zabezpieczenie terenu i akcja ratunkowa prowadzona była przez resorty siłowe Rosji. W tej sytuacji wydaje się mało prawdopodobne, aby obcy, czyli terroryści, mogli przeniknąć na ten obszar, przeprowadzić taką akcję i zniknąć bez śladu, nie ujawniając nawet swoich celów. Cała operacja na Siewiernym była realizowana i nadzorowana przez wojsko. Ostateczny rozkaz w sprawie przyjęcia polskiego samolotu przyszedł ze sztabu w Moskwie. Politykę informacyjną po katastrofie też realizowano przy znacznym udziale Sił Powietrznych. Szef ich sztabu był członkiem specjalnej komisji państwowej Rosji badającej wypadek. Sprawa smoleńska ma więc charakter wojskowy, a nie cywilny.
Liczba scenariuszy, według których wojskowi mogliby doprowadzić do katastrofy samolotu, jest imponująca. Nie warto tracić czasu na prymitywne teorie dotyczące ataku konwencjonalnego, takiego jak zwykłe zestrzelenie czy zakłócenie podejścia przez drugi samolot lub inną przeszkodę w powietrzu. Blokada sterów wysokości jest intrygującą hipotezą, ale nie wyjaśnia, dlaczego samolot w ostatnich sekundach lotu udało się wyprowadzić z upadku i zaczął się on już wznosić w górę. Hipoteza wirtualnego lotniska, czyli skierowanie samolotu w jar przed lotniskiem za pomocą fałszywych radiolatarni i reflektorów zainstalowanych na samochodach, też niewiele wyjaśnia, gdyż nie tłumaczy, ani dlaczego samolot zaczął spadać, ani dlaczego załoga nie zdążyła go podnieść z tego upadku.
Bomba paliwowo-powietrzna Najbardziej intrygujące są teorie związane z nowoczesnymi typami broni. Szczególną popularnością cieszy się teoria detonacji bomby paliwowej nad polskim samolotem. „Gazeta Polska” już w maju ub.r. dotarła do specjalistów od budowy płatowców, według których rozerwanie kadłuba tupolewa na tak drobne kawałki, jak to się stało w Smoleńsku, mogła spowodować tylko potężna eksplozja. Zdaniem ekspertów, gdyby nie doszło do wybuchu, samolot mógłby popękać, rozpaść się na kilka fragmentów, ale duraluminiowy kadłub nie rozerwałby się na tak drobne części. Specjaliści zwracali uwagę, że na elementach samolotu nie ma znaków pożaru, choć czuć było od nich woń paliwa lotniczego. Kadłub został rozerwany na postrzępione kawałeczki, na których nie było śladów nadtopienia. Eksperci wskazywali, że takie efekty mogła spowodować bomba paliwowo-powietrzna, która niszczy cele, nie wywołując pożaru, bo wysysa tlen z otoczenia. Działanie takiej bomby polega na rozpyleniu w powietrzu substancji wybuchowej i momentalnym zdetonowaniu tej chmury w taki sposób, aby uzyskać ekstremalnie małe ciśnienie i wysoką temperaturę. Broń tego typu określana jest także mianem termobarycznej lub próżniowej ze względu na efekt „wysysania” tlenu podczas eksplozji. Paliwem mogą być np. ciekłe i gazowe węglowodory, pyły metali, materiały wybuchowe oraz różne mieszaniny. Podczas wybuchu powstaje fala uderzeniowa, która rozprzestrzenia się z ogromną prędkością, powodując straszliwe zniszczenia. Na początku tego roku „Nasz Dziennik” zamieścił rozmowę z Wasilijem Wasilenką, byłym pilotem wojskowym i instruktorem-kosmonautą, który ujawnił, że sam pracował nad pociskami termobarycznymi, zwanymi bronią wolumetryczną. Według Wasilenki, broń ta umożliwia zestrzeliwanie samolotów, zwłaszcza lecących na małej wysokości. Rakieta może być nakierowywana na radar, na ciepło lub na wiele innych czynników. W przypadku pocisków naprowadzanych na radar, jeśli wybuch nastąpi kilkanaście metrów nad celem, największe uszkodzenia powstają zwykle w przedniej i środkowej części samolotu. Zdaniem Wasilenki, obrażenia ludzi powstałe w wyniku działania broni wolumetrycznej są bardzo podobne do tych, jakie powstają w wyniku ogromnych przeciążeń – 100 g lub wyższych. Według MAK, przeciążenie w chwili zderzenia polskiego tupolewa z ziemią wynosiło 100 g. Jak twierdzi Wasilenko, w przypadku wybuchu głowicy termobarycznej w zniszczonej części samolotu powinien być wyczuwalny zapach nafty, ale resztki nie powinny się palić. Ciała ofiar byłyby w stosunkowo niewielkim stopniu zniszczone, ale mogą być nagie, bo podciśnienie zrywa ubrania. Uszkodzenia narządów wewnętrznych byłyby podobne do tych powstających przy ogromnych przeciążeniach. Lotnicze bomby paliwowo-powietrzne były wykorzystywane wielokrotnie podczas wojen w Wietnamie, Zatoce Perskiej i Iraku. Skuteczność ich rażenia przewyższa kilkakrotnie moc niszczącą bomb z ładunkiem trotylowym o tej samej masie. Broń ta jest bardzo efektywna przeciwko polom minowym, schronom, słabo opancerzonym pojazdom i samolotom na lotniskach. Bomby takie mogą inicjować wybuch w ogromnej przestrzeni, setek, a nawet tysięcy metrów sześciennych. Największą bombą tego typu jest rosyjska konstrukcja znana jako „ojciec wszystkich bomb”, która ma ponoć czterokrotnie większą moc niszczącą od największej bomby amerykańskiej tego typu GBU-43 MOAB, zwanej z kolei „matką wszystkich bomb”. Pierwszy oficjalny test rosyjskiej superbomby odbył się w 2007 r. Tajemnica jej siły polega ponoć na użyciu nowego materiału wybuchowego, wytworzonego przy użyciu nanotechnologii. Atak bronią termobaryczną na niskiej wysokości pozostawiłby zapewne ślady na wraku, na ciałach ofiar oraz w terenie. Jeśli badanie katastrofy byłoby prowadzone rzetelnie, to z pewnością już dawno można by wykluczyć lub potwierdzić tę hipotezę. Z powodu mataczenia, ukrywania i niszczenia dowodów sytuacja jednak się komplikuje. Wybuch niewielkiej nawet bomby termobarycznej w czasie podchodzenia samolotu do lotniska, kiedy maszyna znajduje się na niewielkiej wysokości, stanowiłby śmiertelne dla niej zagrożenie. Wybuch taki mógłby tłumaczyć „wyparowanie” kokpitu i rozerwanie kadłuba samolotu na drobne fragmenty. Nasza wiedza jest tu taka sama jak rok temu. Podobnie jest z pozostałymi hipotezami próbującymi wyjaśnić przebieg katastrofy.
Tadeusz Święchowicz
30 marca 2011 - można byłoby nazwać demokrację kierowaną i celebrowaną przez gremia poukrywane za plecami demokratycznych celebrytów zwanych posłami. To co się dzieje naprawdę, czego się nie nagłaśnia i naprawdę nie dyskutuje można byłoby słowami pana premiera Donalda Tuska nazwać:” rewolucją cichych kroków”. Bo cichymi krokami prowadzą stado demokratycznych baranów na rzeź.. Likwidują cywilizację łacińską, na to miejsce montując „ cywilizację” biurokratyczno fiskalną zarządzaną przez menadżerów inżynierii społecznej - jako dżilasowską nowa klasę. Nowa klasa próżniacza wytypowanej biurokracji zarządza milionami ludzi, decydując o ich losie.. Nowy biurokratyczny feudalizm rodzi się na naszych oczach.. Ale temu wszystkiemu towarzyszą igrzyska, żeby lud demokratyczny zajęty był codziennie didaskaliami, i nie myślał, co go czeka i co czeka jego dzieci.. Rosnące ceny, upadające firmy, fiskalizm, fiskalizm i jeszcze raz fiskalizm.. Młodzi ludzie głównie myślą o wyjeździe z Polski lub o państwowej posadzie.. Co nie wróży niczego dobrego, ani dla przyszłych emerytów, ani dla państwa. Bo co może wynikać dla wszystkich w państwie- z armii pasożytujących nierobów? Tym bardziej, że trwa proces zmiękczania prawa, poprzez tworzenie instytucji tzw. negocjatorów, którzy już przeprowadzają negocjacje pomiędzy skonfliktowanymi stronami, zamiast stosowania prawa.. Są to „ alternatywne sposoby rozwiązywania problemów”(???) Alternatywne sposoby- zamiast tradycyjnego prawa. Wkrótce wszystko będzie alternatywne.. Alternatywne wychowanie dzieci- bezstresowo, alternatywne stosowanie paliw, łącznie z wodą, byleby była z Zatoki Meksykańskiej, alternatywne traktowanie przestępców, poprzez stosowanie wobec nich bransolet elektronicznych- alternatywy pozbawiania wolności, alternatywne konstruowanie ludzi poprzez In vitro alternatywne wobec małżeństwa - związki partnerskie i alternatywność wobec złotówki- euro.. Wszystko alternatywne- byleby nie tradycyjne. Tak jak alternatywna płciowość i alternatywna rola kobiety. To tradycyjne jest niedobre - choć sprawdzone.. Ale dobre będzie to, co nieznane, o czym nie wiemy nic, oprócz sensu destrukcji.. Tak jak w Libii: przeforsowano pomysł zakazu lotów nad Libią, ale przeforsowano go tylko dla Libijczyków. Samoloty amerykańskie, angielskie, włoskie czy francuskie mogą bez przeszkód latać nad Libią To jest też alternatywne rozwiązanie. Dla jednej strony. Bo wypowiedź pana profesora Stępnia, byłego prezesa Trybunału Konstytucyjnego utworzonego przez generała Jaruzelskiego- też jest alternatywna. Popiera on pana Leszka Balcerowicza w jego poparciu dla firm ciągnących pożytki z obsługi II filara.. I wiecie państwo, co powiedział na Forum Obywatelskiego Rozwoju, pana profesora Leszka Balcerowicza, które to Forum zasilane jest z pieniędzy firm ubezpieczających nasze ubezpieczenia emerytalne za 7 miliardów złotych rocznej obsługi? Powiedział, że „rząd sięga po prywatne pieniądze”(????) Po prywatne???? Nie możliwe? Żeby były prezes Trybunału Konstytucyjnego nie wiedział, że po orzeczeniu Sądu Najwyższego pieniądze te nie są prywatne, tylko państwowe Co przypomniał pan Jacek Vincet Rostowski podczas debaty stulecia ze sowim kolegą, panem profesorem Leszkiem Balcerowiczem.. ”Środki w ZUS i OFE mają taką samą naturę prawną i są chronione ary67 Konstytucji, który odnosi się do praw majątkowych innych niż własność”(???) A jakie to są prawa majątkowe inne niż własność/ Oczywiście bezwładność, czyli nacjonalizacja.. Pieniądze są własnością - jeśli już posługiwać się terminem” własność”- biurokracji państwowej, która robi z tymi pieniędzmi, co chce, co widać, na co dzień, nie tylko podczas walki o pieniądze w OFE czy ZUS-u, ale o każde pieniądze zabrane nam pod przymusem ustawowym i demokratycznym wszak demokracja jest synonimem wolności, ale w przypadku pieniędzy - jak najbardziej – niewoli. Cywilizacja pobudzania rozwija się w najlepsze, będzie się rozwijać w najlepsze na krakowskich Błoniach, jeden kilometr w prostej linii od krakowskiego rynku, gdzie były poseł, pan Jacek Soska, znany z ostrych ripost parlamentarnych, stwarzających wrażenie, że o coś walczy, będzie… wypasał owce.(????) Dostał już od Unii Europejskiej określone środki na ten cel...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]Pokrewne
- Strona startowa
- 4 list prywatny - zakończenie, jak napisac list
- 402. Neels Betty - Pocałunek pod jemiołą -Na długie jesienne wieczory, harlekinum, Harlequin Romance
- 402, Big Pack Books txt, 1-5000
- 382, Prywatne, Przegląd prasy
- 384, Prywatne, Przegląd prasy
- 383, Prywatne, Przegląd prasy
- 386, Prywatne, Przegląd prasy
- 388, Prywatne, Przegląd prasy
- 389, Prywatne, Przegląd prasy
- 387, Prywatne, Przegląd prasy
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wiolkaszka.pev.pl