391, Prywatne, Przegląd prasy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Smutna rocznica. 150-lecie masakry „zjednoczenia” Włoch Dziś, 17 marca 2011 roku mija dokładnie 150 lat od dnia, w którym parlament w Turynie proklamował króla Sardynii (potocznie: Piemontu), Wiktora Emanuela II z Domu Sabaudzkiego (Casa di Savoia), królem Włoch (il Re d’Italia). Przyjmując skwapliwie ów tytuł uzurpator przywłaszczył sobie też „przy okazji” tytuły należące do innych władców włoskich, w tym tytuł króla Cypru i Jerozolimy, dziedziczony przez królów Obojga Sycylii. Oburzony tą parodią legitymizmu organ jezuitów La Civiltà Cattolica komentował: „Jest oszukańczą drwiną sądzić, że z łaski Boga można grabić legalnych władców, odbierać Kościołowi jego dziedzictwo i królestwo wikariusza Jezusa Chrystusa”. Dodajmy, że w swojej proklamacji grabieżca – ekskomunikowany oczywiście przez Papieża – prezentował się, jako sprawujący władzę „z łaski Boga i z woli narodu”. Jeśli to pierwsze wskazanie było właściwie świętokradztwem, to drugie wskazywało na nacjonalistyczno-demokratyczną zasadę „legitymizacji”. Zdarzenie, o którym mowa, świętowane dziś urzędowo w Republice Włoskiej, stanowiło kulminacyjny moment najazdu na inne państwa włoskie, którego przy wsparciu bonapartystycznego II Cesarstwa Francuskiego, (któremu zresztą trzeba było zapłacić cesją części rdzennie włoskiej Ligurii z Niceą włącznie) dokonało Królestwo Sardynii, korzystające też z pomocy antymonarchistycznych (sic!) Rewolucjonistów spod znaku Garibaldiego. Najwcześniej (27 IV 1859), uliczny tumult we Florencji zmusił do abdykacji wielkiego księcia Toskanii Leopolda II; jego następca Ferdynand IV sprawował (formalnie) władzę do plebiscytu 22 III 1860, po którym Toskanię wcielono do Sardynii. 9 VI 1859 obalono małoletniego księcia Parmy Roberta I, natomiast 11 VI 1859 – księcia Modeny Franciszka V. We wszystkich tych krajach przeprowadzono „plebiscyty” w obecności wojsk piemonckich i mianowanych przez Sardyńczyków komisarzy oraz na podstawie ordynacji z bardzo wysokim cenzusem majątkowym, uprzywilejowującym bogatą burżuazję, sprzyjającą ideom laickim i liberalno-nacjonalistycznym. Najtrudniej, oprócz Państwa Kościelnego, bronionego przez wiernych papieżowi „żuawów” z całej katolickiej Europy, poszło „zjednoczycielom” z Królestwem Obojga Sycylii (potocznie: Neapolu). Wprawdzie wyprawa „1000 czerwonych koszul” pod wodzą Garibaldiego, opanowała szybko samą Sycylię, to jednak na Półwyspie oddziały wierne prawowitemu królowi Franciszkowi II stawiły zacięty, a nawet heroiczny opór. Aż do 14 II 1861 broniła króla (kapitulując dopiero na honorowych warunkach i z prawem ewakuacji władcy do Rzymu) załoga twierdzy w Gaecie, oblężonej od 13 XI 1860 roku. Ostatnim punktem oporu obrońców Burbonów była górska forteca Civitella del Tronto w górach prowincji Abruzzo, broniona przez dwieście dni (do 20 III 1861) przez garstkę około 450 żołnierzy. Chłopska partyzantka proburbońska, nazywana pogardliwie przez okupantów brigantaggio („bandytyzmem”), utrzymywała się jednak w różnych rejonach aż do 1876 roku. Dzieła zniszczenia Państwa Kościelnego i wyzucia papieża z władzy świeckiej nad Wiecznym Miastem (łącznie z Pałacem na Kwirynale, gdzie zainstalował się „król Italii”, a gdzie dziś urzędują prezydenci demokratycznej republiki) dopełniono dopiero w 1870 roku, kiedy z Rzymu wycofany został korpus francuski, gwarantujący nietykalność Tego, który odtąd stał się „więźniem Watykanu”. Entuzjaści „zjednoczenia” usiłują do dziś zakrzyczeć publiczność (i zapewne zagłuszyć własne sumienia) argumentem o spełnionych dążeniach patriotycznych. Jest to atoli bardzo ciasne rozumienie patriotyzmu, skażone wielorako, bo i światopoglądem neopogańskim bądź laicystycznym (głównym promotorem zjednoczenia, a potem elitą władzy w „zjednoczonym” państwie była masoneria, mająca do dyspozycji rzesze paramasońskich carbonari), i nacjonalistycznym – a ściślej: nacjonalitarnym – oraz związanym z centralistyczno-jakobińskim ideałem jednolitego „państwa narodowego”, etnicznym rozumieniem narodu, i wreszcie kompletną ślepotą na przekraczającą wymiar doczesności wyjątkowością położonego w sercu Półwyspu Apenińskiego, ale niedającego się doń zredukować, Rzymu. Od dojrzałego średniowiecza istniała przecież specyficzna forma jedności Włoch, ale nie w sensie fizycznym i politycznym, lecz duchowym: jedność włoskiej kultury – jednego z największych cudów w historii – jedność języka literackiego w postaci dialektu toskańskiego, wyniesionego do najwyższej doskonałości w arcydziele nad arcydziełami Dantego oraz jedność wszystkich stylów w sztuce wynalezionych pod najbardziej słonecznym niebem na świecie. Historia natomiast tego kraju jaskrawo różni się od większości krajów europejskich, gdzie – jak zwłaszcza we Francji czy w Anglii – od samego początku wyraźnie jeden ośrodek skupiał najżywotniejsze siły narodu, toteż wokół niego następował naturalny, ewolucyjny, proces jednoczenia. W Italii takiego oczywistego epicentrum „włoskości” nie było, a już na pewno nic nie predestynowało do takiej roli peryferyjnego Piemontu. To zaś, co było tam, jak już wspomniano, wyjątkowe, czyli Rzym, jedność włoskiego „państwa narodowego” mogła tylko poniżać i degradować. Wieczne Miasto: stolica ponad tysiącletniego imperium światowego, siedziba cezarów, najpierw pogańskich, a po chrystianizacji przekazana de facto – przez wznoszących dla siebie Drugi Rzym w Bizancjum – we władanie papieskim Wikariuszom Chrystusa na ziemi, którzy z kolei przez całe średniowiecze koronowali tu władców Świętego Cesarstwa Rzymskiego; jednym słowem – siedziba Dwóch Słońc (jak pisał Dante) oświetlających drogę obywatelom Rzeczy Pospolitej chrześcijańskiej – sprowadzona i sprofanowana do rangi stolicy samozwańczego „królika narodowego”, jednego z wielu, zresztą marionetki w ręku lożowej „Wielkiej Wenty”, a potem plebejskiego, faszystowskiego dyktatora, wreszcie zaś siedziba prezydenta demokratycznej republiki, tkwiącej w łapach chadeków, socjalistów, komunistów i innych partii żrących się w Palazzo Montecitorio o to, jak lepiej okradać naród, partii, które nie, kto inny, jak żarliwy nacjonalista włoski Enrico Corradini nazywał, i słusznie, „koczującymi bandami” – oto skala upadku, jaki przez ostatnie 150 lat przeżyło to Święte Miasto! Cóż za głupota takiego „patriotyzmu”: zamienić wielobarwną mozaikę królestw, księstw i wolnych republik z tyloma stolicami: Neapol (dziś tonący w śmieciach), Palermo, Florencja, Parma, Modena, Genua, Wenecja, Mediolan, Turyn, na „państwo narodowe” z jedną (ukradzioną) stolicą! Zresztą, gdyby nie gwałt dokonany na tych organizmach, powstanie jakiejś formy dobrowolnej jedności politycznej, zapewne w postaci konfederacji państw istniejących, być może też unii dynastycznych tam, gdzie byłoby to możliwe, i tak prędzej czy później doszłoby do skutku. Spójrzmy jeszcze na bilans bezpośredni, opłakany zwłaszcza dla Południa, traktowanego przez „wyzwolicieli” z Piemontu jak kolonia, która ma spłacić koszty „zjednoczenia” (nawiasem mówiąc, takich liberałów, których nikt nie prześcignął w wymyślaniu nieznanych dotąd nikomu podatków, jak na przykład podatku od mielenia zboża). Przed „zjednoczeniem” Królestwo Neapolu kwitło gospodarczo, mając zrównoważony bilans i największą na kontynencie sieć kolei żelaznych w ówczesnej Europie. Wystarczyły dwie dekady okupacji i Południe stało się miejscem przysłowiowej nędzy (i rządów mafii), z której wyrwać się można było tylko w jeden sposób: emigrując do Stanów Zjednoczonych lub Ameryki Południowej. Jak obliczyć ten upust krwi włoskiej, idący przecież w miliony, a zwłaszcza jego skutki – oto wdzięczne zadanie dla nacjonalistycznych „rachmistrzów?. Nie dajmy się przeto ogłuszyć fanfarom i sztucznym ogniom z okazji tego rzekomego „dobrodziejstwa”. Naiwni mogą obżerać się „Pizzą Garibaldi”, nie zastanawiając się nawet nad tym, dlaczego ów „bohater narodowy” wygraża szablą ze swojego pomnika na Janiculum akurat w stronę Watykanu, albo tańczyć pod szkaradnym „Ołtarzem Ojczyzny” (słusznie nazywanym „tortem czekoladowym” albo „maszyną do pisania”), którym, z przeproszeniem, zafajdano Kapitol, nie myśląc o tym, że całe Włochy zalewa dziś i tak mahometańska barbaria. Ludzie myślący i niepodlegli sterowanym odruchom posłuchają raczej, co mają do powiedzenia ci – a jest ich, wbrew pozorom, niemało, którzy wcale dziś nie cieszą się i nie świętują, jak na przykład autorzy specjalnie opublikowanej na tę okazję książki Perché non festeggiamo l’unità d’Italia (Editoriale Il Giglio) – Guido Vignelli i Alessandro Romano, związani z Ruchem Neoburbońskim. A na koniec zanucą Giovanniego Paisiello. Jacek Bartyzel
18 marca 2011 - napisał przyszły wyborca demokratycznego państwa prawnego, w wypracowaniu. No i myć zęby.. Też jak najczęściej.. Wtedy tasiemiec na pewno nie zachoruje.. Ale co umyć, żeby zabezpieczyć cztery tasiemce okupujące demokratyczną scenę polityczną, żeby ustrzec je przed chorobami? No i co z nami- przy tej okazji.. Jedyna nadzieja, że tasiemce demokratyczne: PO, PiS, SLD i PSL zdechną wraz z organizmem państwowym.. Ale uduszą nas również.. Czy jest jakieś wyjście? Przedstawiciele tasiemców wygadują już takie bzdury, że trudno nawet kusić się o jakikolwiek komentarz.. Jeszcze raz o przymusowych ubezpieczeniach: „8 marca rząd zdecydował, że składka przekazywana z ZUS do OFE zostanie zmniejszona z 7,3 do 2,3%, a potem będzie stopniowo wzrastać, by w 2017 roku osiągnąć 3,5%. Pieniądze zamiast trafić do OFE, pozostaną w ZUS, pójdą na specjalne indywidualne subkonta. Zasady dziedziczenia pieniędzy na subkontach w ZUS będą takie same jak w OFE”. Minister Jacek Vincent Rostowski- reprezentujący Platformę Obywatelską- zapewnił, że po tych zmianach w 2011 roku Polska nie przekroczy progu 55% długu PKB, a od 2012 roku relacja ta będzie spadać. Rząd podtrzymuje zobowiązanie, iż w 2012 roku nadmierny deficyt sektora zostanie likwidowany. W 1999 roku rozdzielili ZUS - tworząc OFE, żeby nakarmić tasiemce, pardon- firmy obsługujące 15 milionów przymusowych niewolników II filara.. Można było sobie wybrać, czyim niewolnikiem chce się być i jakim tasiemcom oddać swoje pieniądze zabrane przez państwowego tasiemca przymusowo. Pozostali niewolnicy przymusowi pozostali w I filarze.. Tam zjadają ich pieniądze tasiemce umocowane w pierwszym filarze.. 47 000 Urzędników penetrując kieszenie przyszłych emerytów.. No i koszty utrzymania tasiemcowych pałaców w każdym większym mieście.. W III Rzeszy byli robotnicy przymusowi-, ale po prostu ich rabowano bezpośrednio z pracy.. Nie tworzono żadnych filarów.. Nie tworzono żadnych pozorów. Po prostu rabowano! Ale przedtem robiono łapanki na ulicach. Do bud- i na przymusowe roboty!. Rasowi panowie traktowali niewolników jak bydło.. Można było na nich polować na ulicach. Teraz nie polują na nas na ulicach, nie wywożą do Niemiec, niewolnicy ZUS-u i OFE sami wyjeżdżają, żeby na robotach w Niemczech zarobić na przymusową składkę w OFE i ZUS. Teraz zabierają na powrót do ZUS, łamiąc wcześniejsze swoje ustalenia. I teraz dopiero pieniążki umiejscowione w ZUS pójdą na specjalne indywidualne konta.. A pytają tych, co wcześniej zdeklarowali się, że chcą być rabowani przez tasiemce w OFE, czy zgadzają się, żeby ich rabował tasiemiec ZUS? Skoro jest przymus ubezpieczeń i wybór w przymusie, to niech, chociaż niewolnik wybierze sobie swojego rabusia.. Niechby, chociaż to.. Przelewane pieniądze zostaną zmniejszone na razie z 7,3 do 2,3%, ale najdalej do 2017 roku zwiększone do 3,5. A 2010 – być może do 4, a w 2030- do 5%.. I takie tasiemcowe bajki można opowiadać w nieskończoność. A skąd wiadomo, jaki będzie stan finansów naszych i państwa w 2017 roku?. A tasiemiec i tak nas udusi.. Te wszystkie subkonta- to wielkie tasiemcowe bajki. Skoro budżet państwa dopłaca do ZUS-u 70 miliardów złotych rocznie, żeby starczyło na wypłatę obecnym emerytom, to oznacza, że w Tasiemcu o nazwie ZUS- nie ma pieniędzy.. Są tylko te, które na bieżąco wpłacają przymuszane do tego firmy i osoby indywidualne.. I jest tego jeszcze za mało.. Solidaryzm społeczny się nie sprawdził… I nigdy się nie sprawdzi! Bo kolektywizm społeczny jest fikcją.. Każdy człowiek jest indywidualny a nie zbiorowy. Żyje w zbiorowości, ale indywidualnie.. Socjaliści tworzą fikcję subkont-, bo co im szkodzi, jak przymusowy niewolnik ma poczucie, że jego pieniądze tam są… Choć ich tam nie ma! Ma subkonto, ale puste.. Bo tasiemce nie śpią. Z tasiemcowali co było do z tasiemcowania. Przeżuli, przetrawili i już wypluli… Łańcuch pokarmowy istnieje w przyrodzie nieprzerwanie.. W ZUS- i OFE- też! I jeszcze wmawiają nam, że można będzie dziedziczyć pustkę w OFE i ZUS.. W ZUS zupełną tasiemcową pustkę, a w OFE pustkę obligacji.. Gotówkę firmy tasiemcujące zabrały i już dawno wywiozły.. Te wszystkie Amplico( Amerykanie), Aviva( brytyjczycy), Axa( Francuzi i Szwajcarzy), ING (Holendrzy), Pioneer, (Włosi) Pocztylion, (Amerykanie) Aegon, (Holendrzy) Allianz, (Niemcy) Generali (Włosi) Nordea (Duńczycy, Szwedzi, Finowie Norwegowie), Warta (Belgowie).Takie Forum Obywatelskiego Rozwoju, pana profesora Leszka Balcerowicza, tak się składa, otrzymało za rok 2009 -1 milion złotych wsparcia finansowego, na krzewienie obywatelskości w społeczeństwie prawnym i demokratycznym.. I tak się składa, że do puli tej dołożył się fundusz obywatelskiego rozwoju- Generali- Towarzystwo Emerytalne Generali, który tasiemcuje w II filarze, którego tak bohatersko broni pan profesor Leszek Balcerowicz.. Skoro dostaje z stamtąd pieniądze? Czy ING, albo Bank Zachodni WBK- Santander, którego udziałowcem jest Aviva.. Wielkich rzeczy powiązanie oparte na rabunku mas.. Dlatego muszą być pieniądze trzymane pod przymusem, bo nikt o zdrowych zmysłach nie zaniósłby do II filara swoich pieniędzy.. Tak jak do I filara.. Rabunku mas bronią tacy ludzie, jak pan profesor Marek Góra, współtwórca „ reformy” ubezpieczeń emerytalnych, prezes OFE ING, pani Ewa Lewicka, która zdradziła „ideały Solidarności” i teraz jest szefową biurokracji emerytalnej o nazwie Izba Gospodarcza Towarzystw Emerytalnych.. Niezła posada! Pan profesor Jerzy Hausner, obecnie członek niepotrzebnej Rady Polityki Pieniężnej, która ustala stopy procentowe, zamiast rynku, a był członkiem rady nadzorczej ING Banku Śląskiego. Pani Alicja Kornasiewicz, prezes Pekao S.A., ideowo związana z panem profesorem Leszkiem Balcerowiczem, a która powiedziała, że: ”reforma emerytalna była i jest jednym z największych sukcesów transformacji” (????) Niemożliwe???? A czy ta” transformacja” to był w ogóle sukces?. Czy może kompletna porażka, polegająca na totalnym rabunku Polski i Polaków?. Wszelkie tasiemce na tym wyłącznie zyskały.. Janusz Jankowiak- współpracownik OFE, Dariusz Rosati, w radzie nadzorczej Banku Millenium, dr Andrzej Rzońca, członek Rady Polityki Pieniężnej, wcześniej asystent pana profesora Leszka Balcerowicza z fundacji CASE, pan Wiktor Wojciechowski, wiceprezes Forum Obywatelskiego Posłuszeństwa, pardon - Rozwoju.., pan Ryszard Petru - BRE Bank- towarzystwo emerytalne Aegon, prof. Witold Orłowski - rada nadzorcza towarzystwa emerytalnego Aegon, Stanisław Gomułka - związany z BCC, która to organizacja dostaje pieniądze z banków i różnych towarzystw.. Taki bezinteresowny sponsoring.. Jeremi Mordasewicz z Lewiatana, gdzie towarzystwa emerytalne stanowią silną grupę.. No i dziennik „ Rzeczpospolita”, powiązany z londyńskim funduszem inwestycyjnym Mecom, który z kolei jest udziałowcem Otwartych Funduszy Emerytalnych.. I cała ta tasiemcowa grupa żyje z pieniędzy, do których trzymania w ich lepkich łapskach- przymusił przyszłych emerytów- ustawodawca demokratyczny i prawny, czyli Sejm. Polski Sejm działa na rzecz tasiemcowych zysków zagranicznych towarzystw emerytalnych. To jest dopiero pomysł transformacyjny?. Tasiemce wybrzuszają i penetrują organizm. Może przydałaby się akcja” brudne ręce”.. Skoro”, aby ustrzec tasiemca przed chorobami należy myć często ręce”- to brudne ręce spowodują jego śmierć.. Wtedy ośmiorniczy tasiemiec zdechnie. Niestety raz odebranych emerytom pieniędzy, nie oddadzą nigdy… tak jak władzy raz zdobytej... WJR
Krzysztof Ziemiec: "Odwiedziliśmy kilka kontynentów i kilkanaście krajów. Wszędzie widzieliśmy Jego ślad” Redakcja poprosiła mnie o skreślenie kilku osobistych wspomnień związanych z pracą przy produkcji filmu „Jan Paweł II – szukałem Was". Cóż, takiej propozycji nie można odrzucić, ale to trudne zadanie, bo właściwie wszystko, co dotyczy tego filmu i sam obraz wzrusza mnie do tej pory tak, że za każdym razem po zakończeniu projekcji płaczę jak bóbr! I myślę że nie będę jednym, bo podobnie zachowa się większośc widzów dla których Jan Paweł II był autorytetem moralnym i duchowym. Dlaczego? Myśle po prostu, że ten film wzrusza i porusza każdego. Jest inny niż wszystkie dotąd zrobione o Janie Pawle II. Może, dlatego że za kamerą stanął bardzo młody, bo zaledwie 32 letni reżyser i operator w jednym. I z młodzieńczą pasją odkrywa papieskie dokonania. Idąc śladami Jana Pawła II zarazem mierzy się z papieskim fenomenem. „Szukałem Was" (tytuł nawiązuje do ostatnich słów papieża wypowiedzianych tuż przed śmiercią), to pełnometrażowy dokument, ale bez wplecionych a modnych ostatnio scen aktorskich, którego jednym bohaterem jest papież Polak. Widz wciągany jest w pasjonującą i pełną emocji opowieść o Wielkim Człowieku. Nawet Ci, którzy mają tyle lat, że ich całe dorosłe życie upłynęło równolegle do pontyfikatu JP2, odkryją coś nowego. Coś, o czym nie wiedzieli, albo nie pamiętali. Film nie jest próbą podsumowywania pontyfikatu Jana Pawła II, ale pokazuje papieża, jako człowieka, który jak każdy z nas każdego dnia przeżywa piękne, ale i trudne chwile. Jednak bez dydaktyzmu czy apologizowania. Subtelnie przez 90 minut filmu odkrywamy na nowo, kim był i dlaczego to właśnie On mógł dokonać takiej zmiany Świata. (Tak całego świata, o czym my tu w Polsce czasami zapominamy myśląc głównie o Naszej Ziemi.) Jak bardzo był otwarty na innych ludzi, kultury i religie, ale i niezłomny w tym, co robił? Aż do samego końca. Dobór wcześniej niepublikowanych materiałów archiwalnych, kręcone teraz piękne i plastyczne zdjęcia ilustracyjne, osoby wspominające papieża, sposób narracji i dopełniająca wszystko świetna muzyka Michała Lorenca, sprawiają, że kiedy na ekranie kończą się napisy, my wcale nie chcemy wstawać z fotela! Film pokazuje najważniejsze punkty nauczania papieża i kluczowe wydarzenia trwającego blisko ćwierć wieku pontyfikatu. A ponieważ dane mi było zostać filmowym przewodnikiem po tym wszystkim to musze dodać, że to co było niezwykłe dla mnie a jest to także widoczne w filmie, to obserwowanie plonu jaki po latach zrodziły papieskie pielgrzymki, spotkania, homilie, encykliki czy proste słowa wypowiedziane do prostych często ludzi. Obraz dzisiejszego, tak bardzo żywego i żywiołowego kościoła, jaki dostrzegłem w Ameryce Południowej czy Afryce, na pewno nie byłby taki gdyby nie papieskie wizyty! Indianie czy Afrykańczycy do dziś traktują Jana Pawła II, jako swojego przewodnika czy nawet w pewnym sensie zwierzchnika ich małych wspólnot. Ojca klanu czy plemienia. Zaakceptowali go mimo koloru skóry czy różnic kulturowych. Ale przecież m.in. właśnie, dlatego że Wojtyła zawsze mówił, że kościół niesie Chrystusa a nie kulturę innej rasy. Był zwolennikiem wplatania do liturgii elementów charakterystycznych dla danej kultury. To jemu mogli zawierzyć swoje troski biedni górnicy z Boliwii i głodni mieszkańcy Afyki. Tak jest do dziś. Widzieliśmy i słyszeliśmy to na ulicach La Paz, Meksyku czy Lusaki. Tamtejsi mieszkańcy do dziś to wspominają! Papież budził gorące uczucia u zwykłych ludzi i strach wśród dyktatorów. Tak było np. w Meksyku i tak było też w Polsce. Nie będąc politykiem, niosąc ewangelie i mając jedynie klucz do ludzkich serc, papież zmienił świat obalając dyktatury i odradzając wiarę co wyraźnie jest w filmie pokazane. Jednak chyba najbardziej wzruszające są słowa dawnych współpracowników papieża czy osób, które miały szanse bliżej go poznać. To ich świadectwo nie pozostawia wątpliwości, że wołanie Santo Subito było i jest oczywistością! Wypowiedz Dalajlamy uświadamia, że Jan Paweł II był wzorem dla świata. Opowiadanie rabina Laua ukazuje piękną wrażliwość papieża na innych i pełnie chrześcijaństwa. Słuchając Nawarro Valsa nie mamy wątpliwości, że JP2 był świętym za życia. Słowa Roco Butiglione ukazują nam papieża, jako mistyka. Człowieka żarliwie wierzącego w Boga i rozmawiającego z nim nawet w najdziwniejszych okolicznościach
(np. modlitwa w składziku ze szczotkami, wynikająca z potrzeby chwili). Z kolei wspomnienia włoskich dziennikarzy ukazują biskupa Rzymu, jako zupełnie normalnego i skromnego człowieka. Jedną z najbardziej wzruszających jest opowieść ojca Ptasznika i abp. Mariniego. Którzy byli z Nim do końca?.. Przyznam, że rozmowy, w których uczestniczyłem pozostaną w mojej pamięci do końca życia... Tak jak sam koniec filmu pokazujący – nie mogło być inaczej – uśmiechniętą twarz papieża na tle Tatr i słowa żeby iść do góry, pod prąd. Przedzierać się, szukać, nie ustępować, bo źródło musi tu gdzieś być! Ja sam swój udział w takim dziele, największej polskiej dokumentalnej produkcji, pokazującej największego Polaka ostatnich stuleci, traktuję właściwie w kategoriach cudu! No, bo dlaczego akurat ja? Było tylu innych a telefon zadzwonił akurat do mnie?! Wybrano akurat mnie. Nie przejmując się nawet tym, że akurat wówczas byłem facetem po poważnych zdrowotnych przejściach, który nie miał nawet sił by wybrać się samodzielnie „na miasto". Zaufali mi...a ja nie chciałem zawieść. Podczas mojego trudnego pobytu w szpitalu, opiekująca się mną siostra, mówiła „Panie Krzysiu, w życiu nie ma przypadków. Przypadki są tylko w Toto Lotku!"... Dziś wiem, że miała rację. Reżyser filmu nawet nie wiedział, że wcześniej, jako reporter radiowy relacjonowałem wiele papieskich pielgrzymek a w 2 kwietnia 2005 roku prowadziłem to historyczne wydanie „Wiadomości". On nie wiedział, ale Ten Największy Reżyser Życia z pewnością miał tego wielką świadomość! Film powstawał przez 4 lata. Mój udział był o połowę krótszy, ale dołączyłem do ekipy w sumie w najważniejszym momencie. Kiedy stało się jasne, że obraz wymaga obecności narratora – dziennikarza, którym jestem właśnie ja i który poprowadzi widza w te najważniejsze z punktu widzenia papieskiego dzieła miejsca. To właśnie od tej chwili rozpoczęło się prawdziwe kręcenie, bo wcześniej ekipa nagrywała tylko niektóre rozmowy z najbliższymi współpracownikami Ojca Świętego. Odwiedziliśmy kilka kontynentów i kilkanaście krajów. Wszędzie widzieliśmy Jego ślad. Jan Paweł II. Szukałem Was, Reżyseria Jarosław Szmidt. Scenariusz Mariusz Wituski, Jarosław Szmidt. Muzyka Michał Lorenc. Produkcja Artrama, Polska 2011. Dystrybucja Studio Interfilm. Czas 90 min
Uważamy, że pamięć o Polakach ratujących Żydów winna stanowić ważną część edukacji publicznej
Od redakcji wPolityce.pl: PiS proponuje, aby Sejm uczcił pamięć rodziny Ulmów zamordowanej przez Niemców w 1944 roku za ukrywanie Żydów. Dlatego Klub PiS przygotował projekt uchwały oddającej hołd Polakom pomagającym Żydom w czasie II wojny światowej. Poniżej jego treść: Uchwała Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej w 67 rocznicę męczeńskiej śmierci rodziny Józefa i Wiktorii Ulmów wyrażająca hołd Polakom, którzy ratowali Żydów skazanych na Zagładę przez niemieckiego okupanta. Sejm Rzeczypospolitej Polskiej w 67 rocznicę męczeńskiej śmierci rodziny Józefa i Wiktorii Ulmów i ich siedmiorga dzieci z podkarpackiej wsi Markowa składa hołd Polakom, którzy zginęli z rąk okupanta niemieckiego w odwecie za ratowanie Żydów skazanych na Zagładę. Pamiętamy o wielu tysiącach Polaków, którzy mimo zagrożenia karą śmierci lub obozem koncentracyjnym, w różnorodny sposób - produkując fałszywe dokumenty, udzielając schronienia, przewożąc w ukryciu z miejsca na miejsce z narażeniem życia swego i najbliższych, czy też dostarczając żywność - tworzyli łańcuch miłosierdzia wspierając Żydów ...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]Pokrewne
- Strona startowa
- 4 list prywatny - zakończenie, jak napisac list
- 391 - Kod ramki - szablon, Ramki 9
- 391. Leclaire Day - Bal Kopciuszka 02 - Nie ma tego złego, harlekinum, Harlequin Romance
- 391, Big Pack Books txt, 1-5000
- 382, Prywatne, Przegląd prasy
- 384, Prywatne, Przegląd prasy
- 383, Prywatne, Przegląd prasy
- 386, Prywatne, Przegląd prasy
- 388, Prywatne, Przegląd prasy
- 38A21 - żywnościówka,
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- skromny19.pev.pl